Wojewoda Przemysław Czarnek zasiadł we wtorek na ławie oskarżonych. Tłumaczył się ze swoich słów o Marszu Równości, jako promowaniu „zboczeń, dewiacji i wynaturzeń”. Sąd umorzył sprawę uznając, że nie może ograniczać swobody wypowiedzi.
- Sąd karny nie może być cenzorem debaty publicznej. Musi stanąć w obronie wolności słowa, niezależnie od tego, kim jest osoba oskarżona. Mowa nienawiści nie może stanowić knebla wolności słowa – uzasadniał rozstrzygnięcie sędzia Bernard Domaradzki, z Sądu Rejonowego Lublin-Zachód. Przyznał jednocześnie, że słowa wojewody miały charakter „wybitnie ujemny”.
Sprawa dotyczyła wypowiedzi Przemysława Czarnka. Wojewoda na swoim kanale w serwisie Youtube krytykował pomysł organizowania w Lublinie Marszu Równości. Stwierdził m.in.: „Obnoszenie się ze swoją seksualnością na ulicy jest po prostu obrzydliwe. Nie promujmy zboczeń, dewiacji, wynaturzeń”.
Prywatny akt oskarżenia przeciwko wojewodzie skierował organizator marszu – Bartosz Staszewski. Zarzucał politykowi zniesławienie. - Istotne jest, by w takich sprawach składać zawiadomienia. Kiedy w przestrzeni publicznej, osoby, które powinny godnie reprezentować wszystkich obywateli mówią o nich, że są zboczeńcami i dewiantami – tłumaczył Staszewski.
Sąd już na początku posiedzenia skłaniał się ku umorzeniu postępowania z uwagi na znikomą szkodliwość społeczną czynu. Żadna ze stron nie chciała jednak na to przystać.
- Kiedy motywem działania sprawcy są uprzedzenia na jakimkolwiek tle, np. orientacji seksualnej czy przynależności narodowej, wymagana jest bardzo stanowcza reakcja państwa – przekonywał mecenas Bartosz Przeciechowski, pełnomocnik oskarżyciela. – W przypadku reprezentanta rządu w terenie jest potrzeba ważenia słów, by nie doszło do pomówienia. Nie może być tak, by z ust wojewody padały słowa, które odmawiają uczestniczenia w życiu społecznym uczestnikom kilkutysięcznej manifestacji, jaka odbywała się w Lublinie. Nie może być tak, by wypowiedź przedstawiciela rządu w terenie dehumanizowała te osoby, w jednym zdaniu zestawiając seksualność ze zboczeniami.
Pełnomocnik wojewody wnosił o umorzenia postępowania. Tłumaczył, że Przemysław Czarnek nie zamierzał obrazić Bartosza Staszewskiego, bo go nie znał. - Nikogo nie nazwałem dewiantem. Oskarżyciela widzę po raz pierwszy na żywo. Spotkałem się z nim w windzie, 15 minut temu. Nie wiedziałem o istnieniu pana – tłumaczył Przemysław Czarnek. - Nie mam zielonego pojęcia, jakiej orientacji seksualnej jest oskarżyciel. Kompletnie mnie nie interesuje orientacja seksualna kogokolwiek, bo jest to sfera prywatna. Nie miałem zamiaru obrażać kogokolwiek. Ja po prostu wyrażam swoją opinię.
Sąd uznał, że wypowiedź wojewody nie była złamaniem prawa. Stanowiła natomiast element przedwyborczej debaty.
- Wolność wypowiedzi w ramach debaty publicznej dotyczy wszystkich jej uczestników – stwierdził sędzia Domaradzki. – Sąd bronić musi podstawowych praw i wolności obywatelskich. Wypowiedź była związana z działalnością polityczną oskarżonego, jak i działalnością publiczną oskarżyciela.
Sąd uznał, że w takiej sytuacji obie strony dyskusji powinny się wykazać „grubą skórą”. - Ceną działalności publicznej jest narażenie się na bardziej dolegliwą krytykę. Każdy uczestnik debaty publicznej musi wykazywać się większą tolerancją na krytykę, w tym niesprawiedliwą – ocenił sędzia Domaradzki.
- Mówienie o kimkolwiek, że jest dewiantem, zboczeńcem jest absolutnie niedopuszczalne – komentował rozstrzygniecie Bartosz Staszewski. – Sąd uznał, że muszę się cechować grubą skórą. Wydaje mi się, że absolutnie nie. Krytyka w sferze publicznej musi mieć miejsc, ale ktoś kto obraża powinien ponieść konsekwencje.
- Sąd powiedział, iż słowa, które padły nie są akceptowalne, że jest to treść wybitnie ujemna. Natomiast uznał, że rola osoby, która te słowa wypowiada nie ma znaczenia. To jest pogląd, którym trzeba się będzie zmierzyć – mówi Bartosz Przeciechowski. - Tam się kończy wolność wypowiedzi, gdzie zaczyna się krzywda innej osoby. Jeśli na linii prostej postawimy suwak, to sąd przesunął tę granicę wolności znacznie na niekorzyść ochrony osób skrzywdzonych.
Sąd zajmie się niebawem podobnym aktem oskarżenia, dotyczącym Tomasza Pituchy. Miejski radny PiS napisał na Facebooku, że Marsz Równości „promuje homoseksualizm i pedofilię”.