Żebracy nagabują ludzi chowających swych bliskich na lubelskim cmentarzu przy ul. Lipowej. Pogrążeni w żałobie ludzie sięgają po portfele. Straż Miejska twierdzi, że sprawy nie zna.
- Pomodlę się za zmarłego. Mam czworo rodzeństwa. Nie mamy co jeść - sztucznie płaczliwym głosem zaczepia pogrążonych w skupieniu ludzi. Część z nich mija go obojętnie.
- To nie jest miejsce do żebrania - krzywi się pani Jolanta. Na pogrzeb przyjechała z daleka, z mężem. - Oboje jesteśmy nauczycielami. Jeździmy do popegeerowskich wsi. I widzimy straszną biedę. Pomagamy, bo tak trzeba. Ale tym, których znamy. Żeby wiedzieć, że nie fundujemy komuś alkoholu - dodaje jej mąż.
Jednak większość ludzi przystaje przy żebraku. Sięgają do kieszeni. Żebrak wciąż lamentuje, byle tylko się nie rozmyślili. - Daję. Bo nie umiem inaczej. Nie pozwala mi sumienie. Chociaż wiem, że o tym człowieku mówią różnie - wyznaje pani Barbara.
- To zwykłe żerowanie na ludzkim smutku - irytuje się ks. Cezary Kostro, rektor kościoła pw. Wszystkich Świętych, który zarządza cmentarzem przy ul. Lipowej. Pytanie o żebraków wcale go nie dziwi. - Rozmawiałem z nimi. Trochę próśb, trochę gróźb. Ale skoro z tego żyją, dobrowolnie stąd nie pójdą - dodaje ks. Kostro. O pomoc prosił już policję i Straż Miejską. - Obiecali, że się tym zajmą. I na obietnicy się skończyło.
Straż Miejska twierdzi, że sprawy nie zna. - Mamy jedno pismo w tej sprawie z połowy grudnia. Dotyczy handlarzy, a nie żebraków. Zgodnie z prawem na teren cmentarza możemy wejść tylko na prośbę zarządcy. A takiej prośby nie było - zapewnia Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej.
Podobnie policja. - Do dziś nie wpłynęła żadna oficjalna skarga na żebraków - informuje Radosław Zbroński z Komendy Miejskiej Policji.
Żebranie jest w Polsce zabronione. Teoretycznie. Żeby przekonać się, że jest to martwy przepis, wystarczy przejść lubelskim deptakiem.