(fot. Wojciech Nieśpiałowski)
Wizerunki trzech mężczyzn z „Gangu serków” pokazuje przy wejściu jeden ze spożywczaków w centrum Lublina. „Złodzieje! Zakaz wstępu! Żebyście biegunki dostali” – złorzeczy właściciel sklepu
To jest już chyba 10 zdjęcie, które publikujemy – mówi nam właściciel sklepu w śródmieściu, który chce pozostać anonimowy. – Zdarza się, że mają pretensje, że takie działanie jest niezgodne z prawem. Kiedyś przyszła matka jednego z nich, żeby usunąć zdjęcie jej syna. Ale fotografie wiszą tak długo, dopóki ktoś „nowy” się nie pojawi.
Metoda jest kontrowersyjna, ale sięga po nią wielu właścicieli okradanych sklepów. W marcu br. opisywaliśmy sklep spożywczy na osiedlu Konopnickiej w Lublinie, którego właściciel również publikował przy drzwiach wejściowych zdjęcia złodziei. Mężczyzna opowiadał nam, że często przegląda monitoring i kiedy tylko zauważy złodzieja, wywiesza jego zdjęcie. Ostrzega też, że „każda kradzież będzie zgłaszana na policję, a wizerunki osób kradnących będą publikowane”.
Jak się okazuje po tę metodę sięgają nie tylko przedsiębiorcy, ale również prywatne osoby. Pod koniec lipca br. media informowały o mieszkańcu Świętoszowa na Dolnym Śląsku. Mężczyzna złapał złodziei, którzy ukradli mu sprzęt, m.in. wiertarki. Zrobił im zdjęcia i opublikował na portalu społecznościowym. Jego post udostępniono ponad 2,6 tysięcy razy.
Tymczasem na szybie przy wejściu do sklepu w centrum Lublina prezentowane są obecnie wizerunki trzech młodych mężczyzn z „Gangu serków”. Na zdjęciu z monitoringu jego „członkowie” stoją przy sklepowej lodówce. Napis dodany do zdjęcia brzmi: „Złodzieje! Zakaz wstępu! Żebyście biegunki dostali.”
– Złodzieje, którzy kradną w moim sklepie, to przede wszystkim mężczyźni w wieku 18–20 lat – mówi handlowiec.
Najczęściej kradną piwo. – Ale też kawę i czekolady – dodaje. – Miesięcznie straty, które ponoszę z tego powodu wynoszą od 500 do 1000 zł – podlicza.
Jego zdaniem taka metoda działa. – Kradzieży jest mniej – przekonuje.
Mężczyzna nie obawia się konsekwencji. – Mamy przecież zapis z monitoringu – podkreśla.
Sam policji jednak nie wzywa. – To wszystko zajmuje zbyt wiele czasu – uważa mężczyzna. – Raz już składałem zeznania w komisariacie po tym, jak mnie okradli. Później okazało się, że jakiś dysk się popsuł i zeznania się nie zapisały. Musiałem wszystko powtarzać.
– Takie upublicznienie wizerunku może być formą współczesnego pręgierza – porównuje psycholog dr Ireneusz Siudem. – Metoda ta wzbudza wiele kontrowersji. Czy jest skuteczna? Na niektórych to rzeczywiście może działać, na innych nie. Trzeba to rozpatrywać indywidualnie. Pamiętajmy, że młodzi ludzie działają pod wpływem chwili, emocji. Oni raczej nie zastanawiają się nad późniejszymi konsekwencjami.