Przez kilkanaście lat ZUS nie miał wątpliwości. Wiesława Antoniewska z Lublina jest chora i niezdolna do pracy. Dlatego wypłacał jej skromną rentę. Aż tu nagle urzędnicy zmienili zdanie. - Zdrowa jak ryba - ocenili, zabierając 400 zł, z których się utrzymywała. Cudowne ozdrowienie?
Zdesperowana przyszła do redakcji. Pokazała dokumentację. A w niej cała litania schorzeń, na które cierpi: wada serca, nadciśnienie, chory kręgosłup i biodra, niewydolność krążenia. - Trudno mi chodzić. Mam zawroty głowy, zaburzenia równowagi, tracę przytomność i świadomość - dodaje. - Od ponad 20 lat jestem pod stałą opieką różnych specjalistów. Od 1991 roku mam III grupę inwalidzką.
Rentę brała do czerwca 2004 roku. Wtedy, jak grom z jasnego nieba spadła na nią wiadomość. W skrzynce pocztowej znalazła decyzję ZUS o odmowie prawa do renty. - Dlaczego po kilkunastu latach lekarz orzecznik doszedł do wniosku, że jestem zdrowa? Nie mam pojęcia.
400-złotowa renta była dla kobiety jedynym źródłem utrzymania. Mówi, że przynajmniej na leki było. A teraz nie ma z czego żyć. Została tylko nieduża renta męża. - Od dziecka pracowałam bardzo ciężko. Najpierw na roli. Potem jako kucharka. A teraz ja się nie nadaję do pracy. A zresztą, kto mnie przyjmie? Nikt - płacze.
Pani Wiesława odwołała się od decyzji ZUS. Ale bezskutecznie. Komisja lekarska, która miała zweryfikować sprawę, utrzymała w mocy poprzednie postanowienie. Kobieta mówi, że badano ją byle jak. - Niedokładnie, szybko - opowiada. - Po prostu lekarze z komisji popatrzyli na dokument lekarza, który ocenił, że jestem zdrowa. Na tym się oparli zamiast zbadać mnie rzetelnie.
Jedna z lekarek, u której pani Wiesława stale się leczy, poradziła, by poszukała pomocy w sądzie. I tak zrobiła. Skierowała sprawę do Sądu Okręgowego w Lublinie. Dziś rozprawa.
Justyna Świerszcz, zastępca naczelnika Wydziału Zmian Uprawnień Emerytalno-Rentowych ZUS w Lublinie nie potrafi ustosunkować się d sprawy. - O szczegółach trudno mi mówić, bo cała dokumentacja tej pani jest już w sądzie.