Zamiast wojny – współpraca. Takie deklaracje składają samorządowcy i związki zawodowe z PKS Wschód. To efekt debaty o sytuacji w spółce i planach przebudowy dworca przy al. Tysiąclecia.
– To była bardzo rzeczowa debata. Wspólnie ustaliliśmy, że Podzamcze musi się zmienić – mówi Leszek Rudziński, przewodniczący "Solidarności” w PKS Wschód. – To nie jest nasz teren, tylko przedsiębiorstwa. Nie możemy na własną rękę blokować zmian. Związkowcy przekonują, że są skłonni zaakceptować ratuszowe plany przeniesienia dworca z al. Tysiąclecia.
– Gdyby tylko nowa lokalizacja była w odpowiednim punkcie i z dobrym dojazdem – precyzuje Rudziński. – To jest jednak dość odległa kwestia. Dziś jest czas na zbieranie pomysłów.
Władze województwa na decyzję, co dalej z Podzamczem dają sobie trzy lata.
– W tym czasie trzeba wypracować rozwiązanie, które pozwoli na zmianę tego zaniedbanego terenu – mówi Jacek Sobczak, wicemarszałek województwa. – A debata była potrzebna, bo udało się omówić najbliższą przyszłość spółki.
PKS Wschód potrzebuje szybkiej kuracji. Tylko przez cztery pierwsze miesiące tego roku spółka straciła na przewozach 1,5 mln zł. Teraz zarząd firmy ma kwartał na realizację pierwszego etapu planu naprawczego. Chodzi o rozdysponowanie 6,5 mln zł, uzyskanych ze sprzedaży nieruchomości w Tomaszowie Lubelskim. Z tej puli 1,5 mln zł ma być przeznaczonych na uruchomienie nowej stacji diagnostycznej.
– Trzeba zdecydować, co zrobić z resztą pieniędzy, żeby nie została przejedzona – dodaje Sobczak. – Potrzebny jest bardzo precyzyjny plan inwestycji i zakupów. Może w nowy tabor?
W ciągu roku firma ma zmniejszyć tempo narastania strat. Spółka chce też zdobyć pieniądze przez sprzedaż nieruchomości, zbędnego sprzętu i zapasów magazynowych. Będą też "korekty w zatrudnieniu”. – Jest zbyt dużo pracowników w stosunku do przychodów – dodaje Sobczak.
Nie będzie jednak zwolnień grupowych. Spółka zrezygnuje z przedłużania umów na czas określony, a starsi pracownicy odejdą na emeryturę.