Mądrość i dojrzałość większości polega na tym, że czasami wsłuchuje się w to, co mówi mniejszość, szczególnie gdy ta mówi z sensem. Lekceważenie tego głosu, demonstracyjne okazywanie przewagi tylko dlatego, że ma się silny demokratyczny mandat od wyborców, nie jest dobrym rozwiązaniem.
W sprawie górek czechowskich taki schemat niestety właśnie zadziałał – ze szkodą nie tylko dla mieszkańców, ale także dla rządzącego miastem klubu radnych Krzysztofa Żuka i samego prezydenta. Jego poplecznicy najwidoczniej przegapili, że 7 kwietnia tego roku w Lublinie skończył się etap #MuremZaŻukiem. W monolicie społecznego poparcia pojawiła się rysa i smarowanie jej wazeliną nie przyniesie spodziewanego efektu.
W całym procesie zabrakło przejrzystości i dialogu. Zamiast wzywać CBA do roztaczania nad tematem górek tarczy antykorupcyjnej, wystarczyło zorganizować okrągły stół, zatrudnić zawodowych negocjatorów, mediatorów, przeprowadzić wszystko jawnie ze wszystkimi stronami konfliktu. Może miasto i mieszkańcy ugraliby więcej, może wszystkie strony wstałyby od stołu zadowolone. Polityczny obóz prezydenta (Żuk jest szefem PO w Lubelskim, a trzon jego klubu to radni tej formacji) wielokrotnie oburzał się na praktyki PiS uchwalania ustaw po nocach, w pośpiechu, bez oglądania się na głosy sprzeciwu, na zasadzie „mamy większość i co nam zrobicie?”. Teraz zaserwował nam dokładnie to samo, co robili ich polityczni oponenci.
Z przyjemnością słuchałem wczoraj wystąpień mieszkańców, którzy z przekonaniem, pasją, ze znawstwem mówili o tym terenie, o jego walorach przyrodniczych, ekologicznych, bioróżnorodności; którzy bezinteresownie (bo przecież oni nie zarobią na górkach) przez prawie 20 godzin obserwowali obrady, emocjonalnie w nich uczestniczyli. Tym razem przegrali, ale nie wracają na tarczy. Ich głos wczoraj wyraźnie wybrzmiał w Ratuszu i daleko poza nim.
Wydany o świcie wyrok na górki czechowskie to błąd. Błąd, który będzie dużo kosztował nas wszystkich, także zwolenników zabudowy tego terenu, choć oni mogą jeszcze nie zdawać sobie z tego sprawy. Radni z prezydenckiego klubu (z wyjątkiem dwóch wstrzemięźliwych) podjęli decyzję brzemienną w skutki przede wszystkim dla przyszłych pokoleń. Nam pewnie uda się jeszcze umrzeć ze starości, ale nie ma już takiej pewności co do młodszych, czy ich przypadkiem wcześniej nie pokona klimatyczny armagedon.
Za kilka lat, gdy górki będą już zabudowane, pewnie mocniej odczujemy skutki upałów, trudniej nam się będzie oddychało i nawet w naturalistycznym parku nie znajdziemy wówczas wytchnienia. Ale na refleksję będzie wtedy za późno.