Założyciel i kustosz muzeum im. gen. ks. Stanisława Brzóski w Łukowie może mieć problem, bo pochwalił się w lokalnej gazecie swoimi eksponatami, których poszukiwał m.in. za pomocą wykrywacza metalu. Konserwator zabytków twierdzi, że kolekcjoner działał nielegalnie, dlatego zgłosił sprawę na policję.
Chodzi o istniejące od 2015 roku Muzeum Oręża i Techniki Użytkowej im. gen. ks. Stanisława Brzóski. Jego założycielem i kustoszem jest dobrze w Łukowie znany Jan Janusz Jastrzębski. Kilka miesięcy temu na łamach lokalnej gazety Jastrzębski przyznał że od 28 lat kolekcjonuje przedmioty, które mają wartość historyczną. W swojej kolekcji ma sprzęt wojskowy, m.in. topór wojenny z epoki brązu, monety, guzik napoleoński, odznaczenia, instrumenty muzyczne czy fotografie, również pamiątki po ks. Stanisławie Brzósce. W sumie w jego muzeum jest kilka tysięcy eksponatów.
We wspomnianym artykule kolekcjoner nie ukrywał, że prowadził poszukiwania na terenie Łukowa, Białej Podlaskiej, Międzyrzeca, Siedlec czy Stoczka Łukowskiego: "Pracowałem z wykrywaczem nawet po cztery godziny kilka razy w tygodniu".
– W lokalnej gazecie ukazała się informacja, że ten pan poszukuje artefaktów przy pomocy wykrywacza metalu. A w związku z tym, że jako konserwator powziąłem informację o nielegalnym poszukiwaniu zabytków, musiałem podjąć działania – tłumaczy Jan Maraśkiewicz, konserwator zabytków w Białej Podlaskiej. Zgłosił sprawę na policję. – Ponieważ na poszukiwanie z wykrywaczem wymagane jest pozwolenie konserwatora. Tak wynika z ustawy o ochronie zabytków. Jeżeli w grupie poszukiwaczy jest archeolog, czyli osoba uprawniona, to na takie badania można wydać pozwolenie – stwierdza Maraśkiewicz.
Łukowska policja prowadzi czynności sprawdzające w tej sprawie. – Ustalamy czy nie zostały naruszone przepisy ustawy o ochronie zabytków. Badamy w jaki sposób kolekcjoner wszedł w posiadanie eksponatów – mówi asp. szt. Marcin Józwik, rzecznik łukowskiej policji.
Tymczasem, właściciele muzeum nie mają sobie nic do zarzucenia. – To nie ja powinienem składać wyjaśnienia, tylko konserwator. Zgłoszę na niego skargę do ministerstwa – odpowiada nam krótko Jan Janusz Jastrzębski i odsyła do rzecznika muzeum.
– Wszystkie eksponaty są pozyskiwane legalnie. Mamy wszystko udokumentowane. Ministerstwo Kultury nadało nam statut – podkreśla Justyna Jastrzębska, która odpowiada za sprawy administracyjne w muzeum. – To nie jest prywatne muzeum, wstęp ma każdy, kolekcja jest prywatna, m.in. rodzinna. Robi się na nas nagonkę, jesteśmy zaskoczeni. Nie wiem dlaczego konserwator widzi tu problem – zaznacza Jastrzębska.
– Nie ścigam tego pana jako osoby, ale musiałem podjąć działania gdyż sam udzielił informacji do gazety o poszukiwaniach z wykrywaczem. To problem ogólnopolski. Poszukiwacze robią ogromne szkody w strukturach archeologicznych – podkreśla konserwator zabytków w Białej Podlaskiej.
Potwierdza to Katarzyna Kozicka z lubelskiego oddziału stowarzyszenia Sakwa, które zajmuje się eksploracją na rzecz ratowania zabytków.
– Prowadziliśmy kiedyś badania pod nadzorem archeologa w miejscowości Dokudów koło Białej Podlaskiej. Mieliśmy zgody od konserwatora, właściciela gruntów. Wszystko zgodnie z prawem. Znaleźliśmy kilka artefaktów. Wszystko udokumentowaliśmy – opowiada Kozicka. – A zaraz po nas na miejscu pojawili sie poszukiwawcze, rozebrali nasze stanowiska archeo. To od razu widać gdzie kopią, bo pozostawiają bo sobie niezakopane doły. To są olbrzymie szkody – zauważa Kozicka.
– Nasze stowarzyszenie pokazuje, że można legalnie poszukiwać, bo skarby w ziemi rzeczywiście leżą. Ale trzeba do tego podjeść z głową. Jest olbrzymia papierologia, ale warto – zaznacza Katarzyna Kozicka z Sakwy.