Telewizja załamała ręce. A niesłusznie, niesłusznie, bo czegóż można się spodziewać od pokolenia, które wychowuje się na Big Brotherze albo na serialu „Parada humoru”, którego bohaterowie, głupsi niż norma przewiduje, stają się wzorcami do naśladowania? Wszak to ten mały srebrny ekran kreuje postawy, a także uczy i wychowuje. I co tu ubolewać nad widocznym matołectwem pokolenia, skoro się do tego rękę przykłada?
Przy okazji ulicznej sondy na ekranie pokazał się amerykański – a więc jedynie słuszny – przykład godny naśladowania. Oto obywatele USA gromkim głosem, z ręką na sercu, śpiewają hymn narodowy. A my? A my z amerykańskich rzeczy wolimy hamburgera, auto marki Ford i film z Arnoldem, w którym trup ściele się gęsto, a przed tym jest ten trup odpowiednio maltretowany. I o ile na bułę z kotletem stać wielu, na samochód niewielu, to filmy odpowiednio wychowawcze w porze największej oglądalności serwuje nam telewizja za friko. Jeśli z trzech życzeń spełnia się jedno, to już nie jest źle.
My zresztą też hymn śpiewamy, no może ryczymy, głównie pierwszą zwrotkę i refren, bo reszty nie znamy. Najczęściej przy akompaniamencie petard i gdy nasi strzelą gola. Bo jeśli tamci nam wkopią piłkę, to ich kibicom należy się manto, do czego z czystego patriotyzmu chętnie się bierzemy.
A propos patriotyzmu. Na marginesie tej naszej niewiedzy o 11 Listopada padło pytanie – czy jesteśmy patriotami? Hm, myślę, że często jesteśmy. Tak często, jak historia raczy na naszych ulicach wznieść barykady. Albo wtedy, gdy należy popisać się bohaterszczyzną, upuścić trochę krwi w spektakularnej potyczce, brawurowo zdobyć przyczółek (najczęściej dla kogoś). Ogólnie zaś twierdzimy, że tu u nas jest dno, beznadzieja, nie ma perspektyw i chętnie damy drapaka z ukochanej ojczyzny tam, gdzie nas nie chcą, ale gdzie jest lepiej. Od takiego myślenia już tylko krok do pięknej asymilacji w zjednoczonej Europie. Bo kto będzie się patriotycznie bił o góralskie oscypki, gdy pod ręką jest mozarella? Przynajmniej w tym względzie jesteśmy przygotowani na wejście do unii.
A tam już brzmi „Oda do radości”. Nie ma się co martwić.