Rozmowa z Andrzejem Sadowskim, wiceprezydentem Centrum im. Adama Smitha
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
• Czy nasze oszczędności są bezpieczne!?
- W Polsce nie ma dziś zagrożenia. Suma chroniona przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny wynosi równowartość 22,5 tys. euro. To ok. 75 tys. zł i do tej kwoty nasze oszczędności są absolutnie bezpieczne. Tyle - w najgorszym wypadku - tak czy inaczej zostanie nam wypłacone.
• A jeśli ktoś w jednym banku trzyma więcej pieniędzy?
- To też może spać spokojnie. Nasze banki nie były zaangażowane w tak ryzykowne operacje, jak banki zachodnie. To, co dzieje się za granicą, czyli bankructwa największych instytucji finansowych, w ogóle nas nie dotyczy. Nawet działający w Polsce Fortis Bank to podmiot polskiego prawa handlowego. Jeśli jego spółka-matka ma problemy, to on na tym nie ucierpi. Zostanie najwyżej sprzedany. Drugi przykład: amerykański AIG zapowiada sprzedaż swoich zagranicznych aktywów. Ale dla polskiej spółki-córki to nie będzie żadna plajta, tylko zmiana szyldu i właściciela. Dla posiadaczy lokat i depozytów to zwykła formalność.
• Nie obawia się pan jednak sytuacji, gdy zwykli ludzie, którzy oszczędności życia ulokowali w bankach w panice rzucą się, by je wypłacać?
- Jeśli ta histeria, z którą w tej chwili mamy do czynienia choćby w mediach, będzie się utrzymywać, to nic dziwnego, że ludzie ulegną tym nastrojom i mogą zacząć częściej odwiedzać banki. Ale podkreślam: nie ma ku temu żadnych racjonalnych przesłanek ani formalnych podstaw. Polski system nadzoru finansowego jest niezwykle restrykcyjny. Nasze banki nie uprawiały hazardu jak niektóre banki europejskie i - podkreślam - niektóre instytucje finansowe w USA. Z tego, co wiem, to tylko dwa banki w Polsce zainwestowały w dziś śmieciowe amerykańskie papiery i to po 1 proc. ze swojego zysku.
• Ale zbiorowa panika ma to do siebie, że nie ma miejsca na racjonalne argumenty. Działają wyłącznie emocje. W tym przypadku strach o pieniądze.
- A co ludzie zrobią z tymi pieniędzmi, które wypłacą z banków? Schowają do skarpety? To dopiero byłoby niebezpieczne. Mam świadomość, że uspokajające mowy polityków na niewiele się zdadzą, bo ludzie niekoniecznie mają do nich zaufanie. Ale tym bardziej trzeba pokazywać, że nasz system bankowy przewiduje gwarancje dla depozytów.
• Kto najwięcej straci na tym kryzysie?
- W ogóle nie nazywałbym tego, co się dzieje, kryzysem. To załamanie rynku spekulacji i czystego hazardu. W pewnym momencie po prostu się okazało, że wirtualne miliardy są niewiele warte. W Ameryce jest prosta zasada: kasyno zawsze wygrywa. Im większe ryzyko, tym możliwość większych zysków, ale i strat. Tak to już jest w hazardzie. Bo dziś nie będzie chyba odważnych aby nazwać to co wyprawiano "inwestycjami”.
• Ale polscy giełdowi inwestorzy też sporo stracili i ciągle tracą.
- Każdego dnia rozmawiam z takimi osobami. Jedyne, co im mogę poradzić, to spokojnie przeczekać tę trudną sytuację. Dlatego najlepiej nie zbliżać się do telewizora, nie czytać gazet. Nie dać się ponieść emocjom. A jeśli czujemy, że to ponad nasze siły, to trzeba zaakceptować cenę, którą dziś możemy dostać za nasze akcje czy jednostki uczestnictwa funduszach. I sprzedać je.
• Jedni w panice sprzedają, inni spokojnie kupują, korzystając z tego, że jest dołek. Za kilka lat może się okazać, że na tym kryzysie powstały wielomilionowe fortuny?
- Cóż, jeden traci dolara, drugi zarabia dolara. Pieniądze zmieniają właściciela.
• Alarmujące wieści dochodzą też z rynku nieruchomości. Banki obostrzają warunki kredytowe, ceny nieruchomości spadają. To zwiastun kryzysu?
- To oznaka powrotu do normalności. Ceny na rynku nieruchomości były sztucznie wywindowane. Zyski developerów dochodziły nawet do 200 proc. To sprzyjało spekulacjom. I ci, którzy w takim celu kupowali mieszkania, dziś takich zysków rzeczywiście mogą nie uzyskać.
• Ale też coraz rzadziej możemy liczyć na kredytowanie przez banki 100 proc. nieruchomości. Niektóre w ogóle się z tego wycofały. To spore ograniczenie.
- Banki pokazują w ten sposób, że stały się bardziej ostrożne. I równocześnie dbają o swoje interesy. Ale jestem przekonany, że osoby wiarygodne kredyt zawsze dostaną. To będzie też sprawdzian dla zarządów banków, czy będą potrafiły indywidualnie i rzetelnie ocenić sytuację kredytobiorcy.
• Czy w Polsce możliwy jest czarny scenariusz z amerykańskiego rynku?
- Dekoniunktura, oczywiście, może zapukać do drzwi naszej gospodarki, tak się dzieje co jakiś czas. I tutaj stawiam pytanie: Czy nasi politycy usuną wreszcie przeszkody, by zapewnić polskim przedsiębiorcom normalne warunki działalności? Tak, by nie musieli się równocześnie zmagać i ze szkodliwym systemem podatkowym, absurdalnymi przepisami i z kryzysem. Nie trzeba kryzysu, aby przywrócić w Polsce wolność gospodarczą.
Rozmawiała Magdalena Bożko