Na plaży ręcznik przy ręczniku, w wodzie tłum, kolejki po jedzenie i picie. Nad popularnymi jeziorami w naszym regionie to wakacyjny standard, ale czy w czasie epidemii koronawirusa taki standard jest bezpieczny?
Upalne dni nad jeziorem są takie, jak zawsze, mimo epidemii. Tłumy w wodzie i na plaży. O maseczkach nikt nawet nie myśli. - Obostrzenia są jasne. Jeśli przebywamy na świeżym powietrzu, powinniśmy albo zachowywać dystans do 1,5 metra, albo, jeśli nie ma takiej możliwości, założyć maseczkę. Plażowanie nad jeziorem i kąpiel w dużym zagęszczeniu ludzi bez przestrzegania tych zasad jest bardzo ryzykowne, bo w bliskiej odległości wirus może się przenosić bez żadnych przeszkód - przestrzega prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Immunologii i Wirusologii UMCS w Lublinie.
Ryzykowne wakacje
- Jadąc w takie miejsca i spędzając tam nawet kilka godzin świadomie narażamy siebie i swoją rodzinę na zakażenie. Zdecydowanie powinniśmy unikać takich skupisk. Lepiej wybrać spacer po lesie czy np. pobyt nad Zalewem Zemborzyckim, ale zawsze w miejscu, gdzie jest mniej ludzi - radzi prof. Szuster-Ciesielska. Jak zaznacza ekspertka, ze względu na pogarszającą się w kraju sytuację epidemiologiczną, powinniśmy zachowywać się odpowiedzialnie. - Już w tym momencie mamy ponad 700 nowych zakażeń. Biorąc pod uwagę to, co się dzieje nad jeziorami czy nad morzem, gdzie ludzie kompletnie nie pamiętają o obostrzeniach, przekroczymy za chwilę liczbę tysiąca zakażeń dziennie.
Co z tą wodą?
W tym sezonie na terenie województwa lubelskiego zostało zgłoszonych 29 kąpielisk i 3 miejsca okazjonalnie wykorzystywane do kąpieli. To znacznie mniej niż rok temu (33 kąpieliska i 12 miejsc wykorzystywanych do kąpieli), czemu, jak tłumaczy sanepid, winna jest epidemia koronawirusa. W wielu popularnych jeziorach turyści kąpią się na własną odpowiedzialność, bo woda nie jest tam badana.
Ośrodek Riviera nad jeziorem Krasne od kilku sezonów nie prowadzi kąpieliska. Jak tłumaczy jego właścicielka, aktualne obostrzenia związane z prowadzeniem takiego miejsca są dla niej nie do pokonania ze względów finansowych. - Przede wszystkim jest duża trudność z ratownikami. Bardzo duża liczba ratowników pojechała nad morze, bo tam mają szansę więcej zarobić Ci, których moglibyśmy zatrudnić, oprócz wynagrodzenia oczekują całodziennego wyżywienia ze względu na konieczność stałego pobytu - zaznacza Anna Kurek, właścicielka Riviery. - Trzeba też płacić za każde badanie wody przez sanepid. Takich małych przedsiębiorców jak my, nie stać na to wszystko. Szczególnie w tym sezonie, kiedy przez epidemię mamy znacznie mniej turystów. Większość z nich przyjeżdża na sobotę lub niedzielę, rzadko zostają na dłużej. Dlatego w naszym ośrodku kąpiel jest na własną odpowiedzialność.
Ratownicy są, ale tylko w weekend
Kąpieliska nie ma też nad popularnym jeziorem Piaseczno (na zdjęciu). - Cała plaża wokół jeziora należy do gminy, ale problem w tym, że brakuje przedsiębiorcy, który mógłby prowadzić tutaj kąpielisko. To bardzo rozległy teren i prawie w całości wykorzystywany przez turystów więc trudno jest wytyczyć konkretne miejsce dla takich celów - tłumaczy Andrzej Chabros, wójt gminy Ludwin. - Nie mniej jednak dbamy o bezpieczeństwo i porządek nad jeziorem, wspieramy działalność WOPR-u, który patroluje jezioro.
- W niektórych miejscach spoza listy kąpielisk czy miejsc wyznaczonych do kąpieli rzeczywiście ratownicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego mają dyżury. Są to jednak tylko dyżury weekendowe. Reagujemy w tym czasie m.in. na sygnały o niebezpiecznych sytuacjach i działamy we współpracy z policją - mówi Piotr Kubić, wiceprezes WOPR w Lublinie. - Tak jest m.in. nad Piasecznem, które jest bardzo popularne. Problem w tym, że nie ze wszystkimi samorządami da się w tym zakresie współpracować. Problem jest także ze znalezieniem ratowników, którzy chcieliby pełnić takie dyżury na zasadach społecznych, bez wynagrodzenia. Jest więc wiele miejsc, gdzie kąpiel jest faktycznie w stu procentach na własną odpowiedzialność.
Piją i toną
Jak wynika z policyjnych statystyk, od maja w województwie lubelskim utonęło 14 osób. Niemal wszystkie ofiary to dorośli mężczyźni. Większość z nich przed wejściem do wody piła alkohol. Wśród ofiar jest także czteroletni chłopiec oraz kobieta, która utonęła po tym, jak jej kajak się przewrócił.
- W tym sezonie na terenie kąpielisk czy miejsc wyznaczonych do kąpieli w województwie lubelskim nie mieliśmy żadnych utonięć, co świadczy o skuteczności pracujących tam ratowników. W innych niestrzeżonych miejscach niestety dochodzi do takich sytuacji - mówi Kubić. - Niestety: nadal codziennością są niebezpieczne sytuacje nad wodą, do których dochodzi po spożyciu alkoholu. To jest nagminne.