Kiedy na skutek nieszczęśliwego wypadku zdarzyło się, że amstaf zaatakował i dotkliwie pogryzł dziecko, wokół rasy zaczęła rosnąć ponura legenda o "psach mordercach”, "tych, które zagryzają małe dzieci”. Stosunkowo nieduże psy stawały się postrachem okolicy. Jakie są naprawdę?
Supergladiator?
• Dzień dobry, czy ogłoszenie o pieskach jeszcze aktualne?
- Tak, męża nie ma w domu, pojechał do piesków. Ale maluchy jeszcze są. Po suce z Niemiec.
• Po ile?
- Czterysta, trzysta złotych. Jak pan przyjedzie, pokażemy. Na pewno pan kupi.
• Długo hodujecie amstafy?
- Już dziesięć lat. Jak pan chce więcej wiedzieć, dam komórkę do męża. W rozmowie z hodowcą nie ukrywam, że chcę zrobić reportaż o psach. Rozmowa natychmiast się urywa.
- To ja dziękuję. Nie! Nie chcę rozmawiać...
W telefonicznych rozmowach z kolejnymi hodowcami zdarzy się to samo. Żaden nie zgadza się, żeby przyjechać, sfotografować pieski, żaden nie opowie o swojej pasji. Dopiero pani Agnieszka Nakonieczna, co pod Lublinem hoduje angielskie whippety, da mi namiar na hodowcę amstafów. Pan Piotr Bielec z Lublina zgadza się bez oporów. Jedziemy do psów.
Brest i Funia
Po chwili Funia kładzie się przy mnie w pozycji na żabę (tylne nogi wyciągnięte za siebie). Z respektem wpatruję się w potężny kark i mocny pysk. Obok Funi, na moje nogi, zwala się zadowolony Brest. Przy Breście Funia wydaje się delikatna i malutka. Nic dziwnego, bo w Mistrzostwach Polski Brest pociągnął wózek z 300-kilogramowym ładunkiem. Brest ma potężny łeb, ogromny pysk, muskularne łapy i piekielnie inteligentne spojrzenie.
Funia i Niunio
Funia, dopiero co odstawiona od szczeniaków, wciąż łasi się do Adriana.
- Kiedyś nasi znajomi zabrali sukę na dłuższy spacer. Adrian właśnie przyszedł z podwórka. Kiedy nie znalazł psa, rozpłakał się wniebogłosy, krzycząc; "Tata sprzedał Funię!” - opowiada pan Piotr.
Adrian jest jeszcze malutki i w domu mówią na niego Niunio. Niunio najbardziej pokochał Funię, która traktuje go jak swoje dziecko.
- Niunio tarmosi Funię za uszy, potrafi włożyć rączkę do pyska. Może robić z suką wszystko. Ale gdyby ktoś chciał zrobić Niuniowi krzywdę, nie miałaby litości - twierdzi pan Piotr.
Psami zajmuję się od dziecka
W 1996 r. Piotr Bielec kupił w Warszawie suczkę rasy Amstaf. I zakochał się w tej rasie od pierwszego wejrzenia.
- Spodobało mi się, że ten niewielki pies jest tak muskularny i silny. Niewiarygodnie szybki i zręczny. Z wyglądu groźny i zdecydowany, w sercu łagodny i bardzo przyjacielski. I - co ważne - wspaniały do dzieci.
• Nie bał się pan legendy o psach mordercach?
- Legendy tworzą ludzie. Ja tworzę dobrą legendę. Nie mam z tą rasą żadnych problemów. Nawet jak dostałem agresywnego trzylatka, po miesiącu pies stał się łagodny jak baranek. Amstafy nie mają wrodzonej agresji do ludzi. To źli ludzie wyrabiają w nich niepożądane cechy.
Dziś Piotr Bielec prowadzi hodowlę w trzech liniach. Brest na stałe przebywa w domu, a trzy suki na zmianę. Funia została odstawiona od sporych szczeniaków. Reszta bojowego towarzystwa urzęduje w Żabiej Woli. Za chwilę tam pojedziemy.
Najbliższy krewny pitbulla
Brest na śniadanko zjada kilogram surowego mięsa, wieczorem poprawia michą suchego pokarmu. Uwielbia biec przy rowerze i gotów jest pokonać najdłuższy dystans.
Bardzo łagodny do ludzi, z pobłażaniem traktuje zaczepki innych psów. Tylko raz dał się sprowokować i był w walce bardzo wojowniczy, ale ponieważ miał kaganiec, napastnik z zaczepki wyszedł cało.
- Tylko raz na szkoleniu sprawdziliśmy z pozorantem, czy zaatakuje na rozkaz. Gdyby nie specjalistyczny strój, kolega nie miałby szans. Już nigdy komendy "atakuj” nie powtórzyłem - opowiada pan Piotr.
Maluchy i maluszki
W drugiej klatce popiskują prawdziwe maluszki. Jedne czarne, drugie pręgowane, trzecie kawowe - niczym iskierki skaczą do siatki. Na nasz widok nabierają dodatkowego animuszu. Jedno z maleństw z warkotem podgryza braciszka, pokazując mu miejsce w szeregu. Czarna jak smoła suka ze spokojem obserwuje, jak przez szczebelki głaszczemy maleństwa.
Pan Piotr klaszcze w dłonie i zwołuje szalejące po trawniku średniaki.
- Tak się wycwaniły, że podbiegają na trzy metry od klatki i dalej ani rusz. Trzeba łapać po jednym i uważać, po tną ząbkami po rękach.
Cztery szczeniaki poszły do ludzi, do Warszawy, Łodzi i pod Lublin. Wszystkie będą uczestniczyć w wystawach. Te, które oglądaliśmy, czekają na nowego pana. Wyrosną na cierpliwe, słodkie i rodzinne pieszczochy.
Bojowe pieszczochy
Wpatruję się w psiego niemowlaka. Nastawił uszka i bacznie spogląda w naszym kierunku. Kiedy chcę go dotknąć, powarkuje cichutko, ale nadstawia kark do głaskania.
- Kiedy niedawno zobaczyłem w gazecie zdjęcia i artykuł o tym, jak amstaf o mało nie zagryzł dziewczynki, poszedłem do domu, stanąłem przed lustrem i spytałem siebie: Czy aby na pewno dobrze wybrałeś? Wtedy podbiegł do mnie Brest i otarł się o nogi niczym kot. Potem podbiegła sunia. Na widok jej wiernych oczu skończyły się wątpliwości. Kocham amstafy i zawsze będę je trzymał...