Przez rok siedział w więzieniu, podszywając się pod swojego brata. Nabrał policję, sąd i służby więzienne.
Stanisław S., syn Lucjana. Lat - na oko - trzydzieści kilka. Szczupły, ostrzyżony na zapałkę, z twarzą ozdobioną kilkoma bliznami. Recydywista. Recydywistą był zresztą i w lutym 2002 roku, kiedy pierwszy raz podał się za swojego brata Piotra.
Żegnam panie władzo
Zawieźli mnie na Północną, to pomyślałem, że zaraz mnie któryś rozpozna. Przecież było się tam nieraz. Ja czarny, Piotrek blondyn, starszy i grubszy. Ale nie, nikt się nie kapnął! Nawet odcisków palców nie wzięli, nic w papierach nie sprawdzali. A, że brat miał prawie czystą kartotekę, posiedziałem 72 godziny i do domu. Recydywistę Stanisława od razu by do paki zamknęli. Aż nie mogłem uwierzyć, że się udało!
Piotr idzie za kratki
- Jak drugi raz mnie zwijali to już się nie zastanawiałem i od razu walę do policjanta, że jestem Piotr S. Urodzony wtedy i wtedy, syn ojca i matki, zamieszkały i tak dalej. Na pamięć formułkę umiałem. Myślałem, że tym razem to się któryś zorientuje. Ale nie. Z Północnej trafiłem do aresztu i posadzili mnie jako Piotra w celi dla tych, co pierwszy raz za kratami. No to ja cicho, nie odzywam się i czekam, co będzie. No, bo przecież w tym areszcie, jako Stanisław S. siedziałem nieraz. Z pracowników służby więziennej, to co drugą twarz znałem. Ale żaden się nie zorientował. Któregoś dnia jeden wychowawca mówi do mnie: Ty, co ty masz na celówce napisane Piotr, jak ty Stanisław jesteś? No, to ja coś ściemniam, że wołali na mnie Stasiek, ale na chrzcie to Piotr mi dali. Nic nie powiedział, tylko przeniósł mnie do celi dla recydywy. I tyle.
Stasiek przegiąłeś
- Przyszedł, patrzy na mnie i ja wiem, że on wie, że ja to ja. I koniec myślę sobie. Teraz to mnie posadzą za wszystko razem. A ten policjant ode mnie ze wsi, spojrzał tylko i mówi: Stasiek, teraz to przegiąłeś.
I kto tu jest winny
- Co zrobiłem, to wiem i za to długo jeszcze będę za kratkami. Trochę chciałem uniknąć kary, trochę może dla żartu, to już jest nieważne. Teraz to ja się pytam, jak to jest możliwe, żeby przestępcy ściganego listem gończym nie rozpoznać? W dobie komputerów i innych tam cudów techniki? To może jakiś mafioso mógłby powiedzieć, że Napoleon Bonaparte się nazywa i pod takim nazwiskiem odsiadywać wyrok?