Porozstawiane sztalugi. Pomieszane farby, pędzle i umorusani malarze. Plener malarski? Nie. To pokój psychologów na III piętrze Szpitala Kardiologicznego w Nałęczowie. Pacjenci mają dziurawe serca i dziurawe dusze. Sercami zajęli się lekarze, ale z duszą jest gorzej, bo na to leku nie ma. Chociaż nie; można go sobie namalować
- Namaluj swoje życie. Dobierz kolory odpowiednie do doświadczeń, jakie spotkały cię od narodzin do dziś - objaśnia cierpliwie dr Róża Popek swoim pacjentom - Barwy ciepłe, jasne to wydarzenia dobre. Ciemne to traumy, przykre przeżycia, doznania.
Tak powstają spirale życia w tęczowych barwach. Gdzieniegdzie są czarne odcinki. Niestety, im dalej od narodzin, tym na obrazach ciemniej. Jak w czarno-białym telewizorze.
Dziurawe życie
Pani Elżbieta przyjechała do Nałęczowa z Iłży nieopodal Radomia. Pięć miesięcy temu przeszła poważną operację serca. - Czułam się strasznie. Operacja mnie ocaliła, ale odebrała chęć do życia: jak żyć z dziurą w sercu? - zwierza się ładna brunetka - Przyjechałam do Nałęczowa, bo serce i rany bolały. Nie mogłam się na niczym skupić, nie mogłam nic robić.
Depresja.
Danuta do Nałęczowa trafiła z dalekich Starachowic. To drobna - i zazwyczaj wesoła - blondynka. - Trzy lata temu miałam zawał. Ciężkie życie, mnóstwo obowiązków i stresów. Wszystko dla innych, i ani chwili dla siebie - wspomina.
Namalowane życie
Namalować swoje życie? A po co?
No właśnie, po co? - Wszystko było na "nie”: nie chcę, nie umiem, szkoda czasu - wspomina początki Ela. - Ale z każdym kolejnym spotkaniem moje nastawienie się zmieniało. Pamiętam mój rysunek domu: z zamkniętymi drzwiami, bez dymu z komina...
Dr Róża Popek objaśniała potem pacjentom ich własne prace. - Dom był zamknięty tak jak ja... - uśmiecha się pani Elżbieta. - Malowaliśmy swoje anioły i demony, maski i najdziwniejsze sny. Malowaliśmy drzewa. Ale tak naprawdę, to malowaliśmy siebie.
Sztuka uzdrawiania
Czyli arteterapia. To działa?
Najlepsza odpowiedź to gruba kronika zapisana wyrazami wdzięczności kuracjuszy, którzy odżyli dzięki leczeniu przez sztukę. Listy, kartki na święta, przyjaźnie, kolejne przyjazdy.
- Sama byłam zaskoczona, że to coś daje - przyznaje pani Elżbieta. - Odblokowałam się i otworzyłam na ludzi. Wiem, jak żyć i radzić sobie ze stresami. Dr Róża nauczyła mnie żyć pełnią życia z dziurawym sercem. I jeszcze jedno: narzekanie nie ma sensu.
Dla Danuty malowanie okazało się lekarstwem na niską samoocenę. - Wreszcie doceniłam siebie - mówi. - I wkrótce przyjdę tu z mężem.
Nowy, lepszy początek
Zofia z Lublina ma chore serce. Ale ono nie dokucza tak, jak depresja. - Są dni, gdy nic nie robię, nic mnie nie obchodzi i nie cieszy - wyznaje. - Jestem taka wycofana z życia. Może malowanie mi pomoże?
Na to liczy też Stanisław. Na arteterapię przyjechał specjalnie z drugiego końca Polski, znad mazurskich jezior.
- Byłem w ubiegłym roku, ale tylko na jednych zajęciach, bo za późno się o nich dowiedziałem. Ale sposób, w jaki dr Róża "czytała” nasze prace, zrobił na mnie wielkie wrażenie. Wiedziałem, że muszę tu wrócić.
Wrócił. Właśnie maluje maskę. - Mam bardzo stresującą pracę, bo jestem instruktorem jazdy. Teraz chcę jakoś dotrwać do emerytury i znaleźć na nią siły. Tu uczę się, jak czerpać pozytywną energię z życia.