Polaków jest już mniej niż 38 milionów – wynika z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego na koniec września. Ogromny wpływ miała na to pandemia: w 2021 roku zmarło aż o 42 tysiące osób więcej niż rok wcześniej. Ale urodziło się też o 24 tysiące mniej dzieci niż w roku poprzednim. Coraz więcej par mimo że decyduje się na dzieci, nie może ich mieć.
W Polsce co piąta para zmaga się z problemem niemożności zajścia w ciążę – mówi prof. Artur Wdowiak, szef Katedry Ginekologii i Położnictwa Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. I dodaje, że w przypadku każdego pacjenta przyczyna jest inna. Zazwyczaj leczenie zaczyna się od wizyty u ginekologa.
– Natomiast później okazuje się, że istnieją choroby współistniejące i musimy sobie wspólnie radzić z innymi specjalnościami, żeby pomóc naszym pacjentom – mówi prof. Wdowiak.
Te choroby dodatkowe mające wpływ na płodność to może być cukrzyca, chora tarczyca czy nerki.
– Trzeba pamiętać o jednym: leczenie niepłodności to nie jest ani leczenie mężczyzny, ani leczenie kobiety, tylko leczenie pary. Lecząc parę musimy pamiętać, że musi być kooperacja między ginekologiem i andrologiem. Ale bardzo często potrzebny nam jest też endokrynolog, dietetyk, czyli specjaliści z różnych dziedzin medycyny – mówi dr Szymon Bakalczuk z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, prezes Polskiego Towarzystwa Andrologicznego. – Ale wbrew pozorom część psychologiczna jest równie ważna, bo stres towarzyszący problemom płodności u pary, niektórzy porównują nawet z PTSD, czyli ze stresem już bardzo poważnym.
Oczywiście sam psycholog może nie załatwić sprawy.
– Problemy psychologiczne są tylko jednym z elementów, ale jeśli pacjent mówiąc nie do końca językiem medycznym, nie ma w ogóle plemników, to sama psychologia nie wystarczy. Jeżeli nasza pacjentka ma olbrzymie problemy z endometriozą, zespołem policystycznych jajników, to także wymaga konkretnego leczenia. Ale psychologia jest jednym z elementów pomagających w terapii – przekonuje dr Bakalczuk.
Przegrywają z wiekiem
O niepłodności można powiedzieć, kiedy para przez rok bezskutecznie stara się o ciążę. Ile trwa leczenie? Każdy przypadek jest inny, bo czasami wystarczą nawet trzy miesiące. A czasami parom w ogóle nie można pomóc mimo że starają się przez kilka lat. Bo kolejny ważny problem to wiek, w jakim pary decydują się na dziecko. Wśród pacjentów klinik leczenia niepłodności dominują pary dojrzałe. A one mają bardzo ograniczony czas na staranie się o dziecko.
– Jeżeli przychodzi do nas kobieta, która ma 41 czy 42 lata, wtedy działania powinny być podejmowane natychmiast. Oczywiście ta granica wieku jest bardzo płynna – zastrzega prof. Artur Wdowiak.
– Zawsze mówimy w takich sytuacjach o czymś, co nazywa się kradzieżą czasu prokreacyjnego. Chodzi o to, żeby go nie marnować. Jeżeli przychodzi do nas 25-letnia dziewczyna z partnerem 27-letnim, to lekarze tego czasu mają więcej. Ale jeżeli przychodzą pary w wieku około 40 lat, to tego czasu mamy mało i wtedy trzeba zastosować bardzo zaawansowane techniki wspomaganego rozrodu, np. in vitro, który jest techniką najbardziej zaawansowaną – mówi dr Szymon Bakalczuk.
Zdaniem lekarzy, współczynnik par z problemem zajścia w ciążę będzie narastał.
– Główną przyczyną jest model życia, czyli decydowanie się w coraz późniejszym okresie na posiadanie dziecka. To jest największe wyzwanie dla nas, bo skuteczność leczenia spada istotnie z upływem czasu. Jeżeli mamy pacjentkę, która ma 30 lat i wykonujemy u niej procedurę in vitro, skuteczność jednego podania zarodka w jednym cyklu wynosi 50 procent. Jeżeli ta pani ma już 42 czy 43 lata skuteczność spada do kilku procent – wylicza prof. Wdowiak.
Leczenie niepłodności niekoniecznie trzeba zaczynać od in vitro.
– Można zacząć od klasyki, czyli czegoś co może nieładnie nazywać się stosunkiem celowanym, czyli współżyciem w określonych dniach pod kontrolą monitoringu jajeczkowania. Następnie może być inseminacja, czyli podawanie spreparowanego, przygotowanego zagęszczonego nasienia partnera do bezpośrednio do jamy macicy kobiety. I wreszcie najbardziej zaawansowane techniki czyli in vitro, w różnych wersjach, od klasycznego in vitro do techniki ICSI (intracytoplasmatic sperm injection) najczęściej w Polsce stosowanej techniki – wylicza Szymon Bakalczuk.
Przegrywają z kosztami
Jak mówią lekarze, lublinianie starający się o dziecko raczej nie mają problemu etycznego z tym, czy powinni stosować metodę in vitro.
– Problem jest często finansowy, bo nie mamy refundacji, w związku z tym koszty musi ponieść sama para, która się na tę procedurę decyduje. Ale w ostatnim okresie czasu w zasadzie prawie nie ma par, które zasadniczo z góry zakładają, że nigdy nie podejmą próby tą metodą – mówi dr Szymon Bakalczuk.
A ile kosztuje in vitro? Lublin jest stosunkowo tanim miejscem, aby starać się o dziecko. W ośrodkach w naszym regionie trzeba za to zapłacić między 10 a 12 tysięcy złotych. – Jeżeli para pojedzie do Warszawy, to wolelibyśmy już o cenach nie mówić – dodaje dr Bakalczuk.
A Polaków ubywa
Tymczasem jak wyliczył GUS, liczba mieszkańców Polski na koniec września 2022 roku spadła poniżej 38 milionów.
– Według wstępnych danych w dniu 30 września br. liczba ludności Polski wyniosła ok. 37 979 tys. osób, tj. zmniejszyła się o ok. 169 tys. w stosunku do stanu sprzed roku oraz o 101 tys. w porównaniu z końcem 2021 roku – poinformował pod koniec października Główny Urząd Statystyczny.
Dramatycznie przedstawiają się także dane o przyroście naturalnym w Polsce za ubiegły rok, które w połowie października opublikował GUS. W 2021 roku:
• zarejestrowano ponad 331 tys. urodzeń żywych. To mniej aż o prawie 24 tys. w porównaniu do poprzedniego roku
• zmarło prawie 520 tys. osób – wzrost liczby zgonów w stosunku do 2020 r. aż o ponad 42 tys.
• przyrost naturalny (różnica między liczbami urodzeń żywych i zgonów) był ujemny i wyniósł - 188 tys.
• zawarto ponad 168 tys. związków małżeńskich
• rozwiodło się prawie 61 tys. małżeństw, tj. o ok. 9 tys. więcej niż w 2020 r., w przypadku kolejnych około 800 małżeństw orzeczono separację.
Zdaniem GUS największy wpływ na sytuację demograficzną w 2021 miała pandemia.
– Niski poziom urodzeń, wysoka liczba zgonów, nieco wyższa niż w 2020 r. liczba zawartych małżeństw, ale nadal mniejsza w porównaniu do wcześniejszych lat, a także spadek salda migracji zagranicznych, pogłębiły obserwowaną od kilkunastu lat niekorzystną sytuację ludnościową Polski. W tej sytuacji w najbliższej perspektywie nie należy oczekiwać znaczących zmian zapewniających stabilny rozwój demograficzny – czytamy w analizie GUS.
– Obecnie indeks starości wynosi 122, tj. na 100 "wnuczków" (dzieci w wieku 0-14 lat) przypada 122 "dziadków" (osób w wieku 65 i więcej lat), a różnica w wielkości tych populacji wynosi 1,3 mln na niekorzyść dzieci (w miastach sięga 1,4 mln, a na terenach wiejskich nadal jest więcej dzieci – o 169 tys.). Indeks starości wzrasta z roku na rok (w 2020 r. wynosił 119), co w przyszłości będzie skutkować zmniejszaniem się podaży pracy i utrudnieniami w systemie zabezpieczenia społecznego w wyniku wzrostu liczby i odsetka osób w starszym wieku – dodaje GUS.
Miliony, ale nie na in vitro
W tym kontekście politycy opozycji często zarzucają rządzącym rezygnację z finansowania procedury in vitro. Refundacja z pieniędzy publicznych tej metody była dostępna w Polsce w latach 2013-2016. W tym czasie urodziło się w ten sposób ponad 5 tysięcy dzieci. Kiedy władzę w Polsce przejął PiS, nowy minister zdrowia Konstanty Radziwiłł tłumaczył, że Polski już nie stać na wydawanie na ten cel setek milionów złotych. Zamiast tego rząd wprowadził program wspierania prokreacji. Zostało zorganizowanych 16 ośrodków referencyjnych w całej Polsce. Rozwinięciem tego programu ma być utworzenie specjalistycznych centrów zdrowia prokreacyjnego.
– Chcielibyśmy, aby przynajmniej po jednym ośrodku referencyjnym było w każdym województwie – mówił dwa tygodnie temu Waldemar Kraska, wiceminister zdrowia. Ośrodki mają być wyposażone w nowoczesny sprzęt, sale wykładowe, zabiegowe i operacyjne, szkoły rodzenia czy oddział neonatologii. Jak zapowiedział wiceminister w tym roku na program będzie przeznaczone 34 miliony złotych. Leczenia metodą in vitro oczywiście tam nie ma.
Kilka tygodni temu Bartosz Arłukowicz, były minister zdrowia w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz, zapowiedział powrót do finansowania przez państwo procedury po wygranych wyborach parlamentarnych.
Na finansowanie in vitro decydują się niektóre polskie samorządy. Mieszkańcy Świdnika wybrali taki projekt w ubiegłorocznym budżecie obywatelskim, ale projekt jeszcze nie ruszył. Trzy lata temu miejscy radni Lublina również zagłosowali za wprowadzeniem takich dopłat dla par. Urząd Miasta w tegorocznym budżecie nie znalazł na to pieniędzy.
• Endokrynog z ginekologiem i psychologiem
Specjaliści z całej Polski w poprzedni weekend spotkali się w Lublinie na konferencji "Interdyscyplinarne uwarunkowania zaburzeń płodności". Celem sesji było podnoszenie kwalifikacji zawodowych lekarzy oraz stworzenie platformy do wymiany informacji i doświadczeń. Konferencję zorganizował Uniwersytet Medyczny w Lublinie przy współudziale Polskiego Towarzystwa Andrologicznego, sekcji Andrologii Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników oraz Międzynarodowego Naukowego Towarzystwa Wspierania i Rozwoju Technologii Medycznych.