Jesień tuż-tuż, a wraz nią sezon łowiecki. W całym kraju tradycje myśliwskie były bardzo silne. Jednak do II wojny światowej była to rozrywka elit.
Z lasu na karty powieści
Pisarze z pewnością mieścili się w grupie elit polujących. A szczególnie ci, którzy już mieli wyrobione nazwisko. – Henryk Sienkiewicz był wielkim amatorem polowań – mówi Izabela Kamińska, która przygotowuje wystąpienie pod tytułem "Polowania według scenariusza Henryka Sienkiewicza”.
– Był to ważny element jego życia. Kiedy tylko nadarzała się okazja polowania z przyjemnością brał w nim udział.
Popularność Sienkiewicza sprawiła, że na polowanie w jego obecności stawiały się znakomite nazwiska. Wizyty wybitnego powieściopisarza dodawały splendoru łowom i wzbudzały sensację w całym powiecie.
– Był zamiłowanym myśliwym – opowiada Izabela Kamińska. – O polowaniach pisał w listach do przyjaciół, zapewne dumny był ze swoich trofeów. Najciekawszą i najtrudniejszą przygodą myśliwską pisarza była z pewnością wyprawa na wyspę Zanzibar w Afryce.
I jak każdy myśliwy, nie znosił porażki. Kiedy na polowaniu zorganizowanym przez Krasińskich w Radziejowicach przepuścił lisa, co stało się tematem karykatury Kazimierza Pochwalskiego, nie omieszkał odciąć się malarzowi nie mniej zgryźliwym żartem
Dla rozrywki i do spiżarni
– Sienkiewicz nie bywał w Kozłówce – mówi Kornacki. – Ale tu tradycja polowań była bardzo silna. Lasy Kozłowieckie obfitowały w kozły i myślę, że stąd też wzięła się nazwa miejscowości.
W pałacu Zamoyscy przebywali latem, po sezonie wyjeżdżali do miasta. Tu wracali na polowania. Liczba zabitej podczas jednego polowania zwierzyny była niemała. Nieraz padało kilkadziesiąt dzików, ponad setka zajęcy. Zwierzyna w całości szła na użytek dworu. Dzikie ptactwo było w codziennym menu, resztę magazynowano w piwnicy wyłożonej lodem.
Wstęp wzbroniony
– To był sposób spędzania wolnego czasu, polowano często nie dla mięsa, a dla przyjemności – powtarza Kornacki. – Mało kto miał radio, nie było telewizji. Polowały także kobiety. Lasy były prywatne i nie było mowy o tym, żeby wchodził do nich ktoś inny niż właściciel. Kiedy Jadwiga Zamoyska konno pojechała na spacer do lasu i spotkała grzybiarza z koszykiem grzybów, kazała mu wszystko wysypać i stratowała to końskimi kopytami. Oczywiście tam gdzie pan miał ziemię chłop też chciał się pożywić i używał wszelkich sposobów, żeby coś skłusować.
Dziś kłusownictwo przybrało inny charakter. Strzelby są bardziej dostępne niż kiedyś, a i pomarli starzy, którzy potrafili robić wnyki. Mimo że wszelakiego mięsiwa jest w sklepach dużo, dziczyzna uchodzi nadal za specjał wyjątkowy.
Zabijanie i ochrona
Dziś, podobnie jak przed stu laty, obowiązują rytuały myśliwskie, a wybierając się na polowanie warto było zaopatrzyć się w specjalną flaszeczkę z alkoholem, należało mieć prochownicę, dobrą strzelbę, a czasem kilka, które nosił za panem chłopak, ładował je i podawał szybko. Przydawał się kordelas, którym dobijano zwierzynę. Oczywiście żaden z myśliwych nie patroszył jej – od tego była służba.
Polowanie to mistyka – twierdzą niektórzy. To więź z naturą, znajomość obyczajów zwierzyny i nie tylko zabijanie, lecz także jej ochrona, przestrzeganie rytuałów i zwyczajów, które są niezrozumiałe dla innych.
A już jutro, w sobotę 5 września, w Pałacu Zamoyskich w Kozłówce odbędzie się ogólnopolska konferencja naukowa "Intelektualia myśliwskie. O tradycji i o przyszłości”.