Myszy były w mniejszości i siedziały cicho; jak pod miotłą.
Niektóre były wręcz ubrane jak na karnawał: w suknie i kubraczki z lśniącego brokatu z karbowanymi fryzami pod szyją. I tym się nie można dziwić, że się darły... Gdzieniegdzie pańcie gruchały do nich jak do niemowląt potrząsając grzechotkami i pierzastymi zabawkami. Wzbogacały ich życie wewnętrzne. A w klatkach leżały - o zgrozo - sztuczne myszy!
- Nami nikt się tak nie przejmuje - myślały myszy i chowały się pod wiórki, papierki i cudaczne domki. Czasem jednak ich wścibska natura zwyciężała i wyłaziły obejrzeć te duże, dwunożne stworzenia po drugiej stronie szyby.
Myszy z rodowodem
- Morakullan's Yänni Mus Lh astrex Pink Eyed White ma rok i cztery miesiące. To samiec importowany ze Szwecji - wyjaśnia Irmina Piotrowska, właścicielka hodowli myszy rasowych "Klan Myszkiewiczów” z Warszawy. - Musi być osobno. Ma bardzo silny instynkt.
Licealistka Inga Sierpińska z Warszawy sięga po jedną z pupilek.
- Znam je wszystkie - wyjaśnia. - Jest Don Lilek, Jak się masz kochanie, Ciabatka..., mam 11 dorosłych i trzy oseski. Z każdą trudno się rozstać. Z nabywcami utrzymujemy stały kontakt, bo chcemy, żeby one miały dobrą przyszłość - dodaje poważnie Inga. - Nie, to nie znaczy, że mają dostawać codziennie słoninkę. Nawet chyba nie bardzo ją lubią, to nie jest ich podstawowe jedzenie. Tak jest tylko w bajkach.
Życie społeczne myszy
- To przykre, że żyją dwa, najwyżej trzy lata - smuci się Inga Sierpińska. - Są takie urzekające.
- Obserwowanie ich macierzyństwa to wspaniałe doznanie - dorzuca Piotrowska. - Ich życie społeczne jest arcyciekawe, czasem dramatyczne. Zdarzają się krwawe bójki o przywództwo. Dlatego te agresywne trzyma się osobno. Nie ma szans, że złagodnieją.
Walka o twarz
Jeden głośno protestował.
- To Kencik mój kochany, on chce na rączki - pieszczotliwie mówi Ewa Brzezicka, właścicielka hodowli Chaton Roux. Wyjmuje z klatki kota w lśniącym, fioletowym ubranku i tuli go do siebie. - One przemieszczają się na człowieku i większość czasu spędzają na naszych kolanach - mówi, a mąż Rafał to potwierdza. - Rywalizują wtedy z sobą, są zazdrosne o miejsce przy twarzy, wchodzą sobie o tak, na ramię. Oczywiście śpią z nami - dodaje. - Jak Rafał długo się nie kładzie, to jego ulubienica siada na łóżku i miauczy.
Bożena jak żaba
- To takie gaduły - śmieje się pani Ewa. - Kika, czyli Bożenka, gada jak żaba, ma taki skrzekliwy głos. Mamy 7 kotów i 2 bulteriery. Ale one są mądrzejsze niż te psy, a już te moje "kornisze” to najbardziej. Starają się żyć w zgodzie z "norwegami” bo te mają długą sierść, więc jak przy nich śpią to jest im ciepło. Te koty biorą wszystko, co im się należy.
Nie jestem pasztetem
- To przykre, jak trzeba zabić, ale czasem trzeba to zrobić - chłodno stwierdza Cezary Ścirka, hodowca z Chodla. - Pasztet jest smaczny, czemu nie - śmieje się.
- Łagodne króliczki to są w bajkach - mówi Robert Łoziński. - Mnie zagryzły nowego, com go niedawno kupił.
- No, zdarza się - potwierdza Cezary Ścirka. - Samice potrafią swoje młode zagryźć. U znajomego królik gonił po podwórku psa owczarka i pies uciekał przed nim, aż się kurzyło. Potrafią mieć charakter - pan Cezary mówi to nawet z podziwem.
W klatkach rozparły się olbrzymy, których waga dochodzi do kilkunastu kilogramów.
Überkrólik
- Niektóre podobno osiągają 17 kilogramów - objaśnia pan Ścirka.
- Z takiego to byłby pasztet - wzdycha jeden ze zwiedzających, ale napotyka zgorszone spojrzenie stojącej obok kobiety i szybko odchodzi. Żaden z królików nie był ubrany w śmieszny kubraczek i to, że czasem trzeba któregoś uśmiercić, tylko w "króliczym” sektorze przyjmowano za normalne.
Maria Kolesiewicz