Dwa razy pilnie przygotowywali się do tej samej uroczystości. Za drugim razem wymienili wszystko. Poza obrączkami.
4 marca 2006 r. To miał być najszczęśliwszy dzień w życiu Iwony Misztal z Krasnobrodu i Leszka Wolaka z Długiego Kąta. -Do zawarcia małżeństwa przygotowywaliśmy się solidnie od dawna. Wszystko było dopięte na ostatni guzik: świadkowie, obrączki i... uroczysta przysięga w Urzędzie Stanu Cywilnego w Józefowie - wspomina Leszek Wolak.
Nie robili hucznego weseliska. I dobrze, bo wszystko na nic. Do katastrofy doszło już dwa dni po ślubie, kiedy wojewoda lubelski stwierdził, że kierownik Urzędu Stanu Cywilnego pełnił tę funkcję nielegalnie: został powołany przez burmistrza, tymczasem takie stanowisko powinno być obsadzane w drodze konkursu. Kilka miesięcy później Sąd Okręgowy w Zamościu wydał orzeczenie, że małżeństwo Iwony i Leszka nie istnieje. - To był dla nas koszmar. Poczułem się tak, jakbym dostał w twarz. Nie mogłem spać po nocach. Moja żona przestała być moją żoną i musiała wrócić do panieńskiego nazwiska - wspomina pan Leszek. - A ja miałam przez trochę męża, a później nie z naszej winy przestał być moim mężem - dodaje pani Iwona.
Nie chcieli dalej żyć na kocią łapę, tylko jak mąż z żoną. - Zależało nam na zalegalizowaniu związku - opowiada pani Iwona.
Ale nie chcieli drugi raz wchodzić do tej samej wody. Zdecydowali się na ślub konkordatowy. I znowu zaczęły się schody. - Usłyszeliśmy, że ksiądz udzieli nam ślubu w kościele rzymskokatolickim, ale bez mszy świętej. Ja bez przeszkód mogłabym podczas uroczystości przyjąć komunię świętą, ale nie Leszek, bo on należy do kościoła polsko-katolickiego - opowiada pani Iwona.
Nie zamierzali się poddawać. - Wydeptaliśmy wszystkie ścieżki, ale nic nie udało się nam wskórać - wspomina pan Leszek. - W końcu poszliśmy do proboszcza parafii polsko-katolickiej w Majdanie Nepryskim i na spokojnie uzgodniliśmy datę ślubu.
20 października 2007 r. To był najszczęśliwszy dzień w życiu Iwony i Leszka Wolaków. Nie zabrakło łez. - Drugi raz przysięgałem żonie miłość, wierność i uczciwość małżeńską, i drugi raz się popłakałem - wyznaje szczerze pan Leszek.
Przy drugim ślubie łatwo popaść w rutynę. - Gdyby to był znowu ślub przed urzędnikiem, może zrobiłoby się nudno, ale tym razem przysięgaliśmy w kościele przed Bogiem, więc to było nieporównywalnie ważniejsze wydarzenie - uważa pani Iwona.
- Życzyłem nowożeńcom wzajemnej miłości i dużo wytrwałości - mówi ks. Mieczysław Piątek, proboszcz parafii polsko-katolickiej pw. Najświętszej Marii Panny Królowej Polski i Podwyższenia Krzyża w Majdanie Nepryskim, który udzielał ślubu. - Dobrze, że nie załamali się po wcześniejszych niepowodzeniach. Niech im się szczęści w życiu.
W sali Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Józefowie bawiło się na weselu około 130 osób. Oboje pochodzą z dużych rodzin. Salę użyczył im za darmo magistrat, który już wcześniej przyznał się do błędu i wypłacił pechowej parze za ślub cywilny, którego nie było, 5 tys. zł rekompensaty (minus podatek) za poniesione koszty. Weselnicy wznosili toast za toastem, a młoda para musiała co chwila słodzić wódkę.
Młodzi się wykosztowali. W menu można było znaleźć m.in. rosół, barszcz, forszmak, gołąbki, rybę po grecku i kilka rodzajów sałatek. Nad wszystkim czuwał wynajęty kucharz wraz z dwiema paniami, które miał do pomocy. Wędliny i ciastka zamawiali. Wódkę też. Do tańca przygrywał zespół Bruno z Hrubieszowa. - Mam nadzieję, że limit pecha został wyczerpany, ale na wszelki wypadek przypomnę księdzu, aby w ciągu pięciu dni zaniósł do Urzędu Stanu Cywilnego akt zawarcia małżeństwa, bo w przeciwnym przypadku będziemy mieli tylko ślub kościelny - śmieje się pani Iwona.
Nie chcą wracać do przeszłości. - Zaczynamy wszystko od nowa, dlatego miałam na sobie nową suknię ślubną, a mąż garnitur - mówi pani Iwona. - Wymieniliśmy nawet świadków. Tylko obrączki pozostałe te same. - Ale poprzednim razem wygrawerowane na nich były tylko nasze imiona, a teraz dodaliśmy datę ślubu - wtrąca pan Leszek.
Na drugi dzień po weselu, ale przed poprawinami, poszli na wybory. Nie chcą powiedzieć na kogo głosowali. - Chcemy, by żyło się nam lepiej - mówią. - Do dwóch razy sztuka. Nie planujemy kolejnego ślubu.