Nie możemy nic prognozować, bo jak się okazuje początkowe założenia dotyczące np. znacznego spadku zachorowań w lecie, ze względu na warunki atmosferyczne, kompletnie się nie sprawdziły – mówi dr hab. n.med. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK1 w Lublinie.
- Czy możemy mówić już o drugiej fali epidemii koronawirusa?
Na tym etapie nie mamy podstaw, żeby używać takiego określenia. Po zauważalnym spadku liczby zachorowań w maju i czerwcu, w czasie wakacyjnych miesięcy obserwowaliśmy znaczny wzrost, nawet do blisko tysiąca nowych przypadków w ciągu doby w skali kraju. Żeby jednak mówić o nowej fali epidemii, liczba takich przypadków musiałaby sięgnąć kilku tysięcy w ciągu doby.
W związku ze wzrostem zachorowań mamy jednak inny problem. W ciągu ostatniego tygodnia-dwóch przybywa pacjentów, którzy są do nas odsyłani ze względu na podejrzenie zakażenia SARS-CoV-2. Chodzi, między innymi, o podejrzenia na podstawie niewielkich typowych objawów grypopodobnych. Zdarzyło się nawet, że mieliśmy 30 takich odesłanych pacjentów w ciągu jednego dnia. Jeśli tak dalej pójdzie, to w nadchodzącym sezonie jesienno-zimowym, kiedy jest więcej infekcji, po prostu sobie z tym nie poradzimy. Nie damy rady z jedną izbą przyjęć i jednym lekarzem na dyżurze.
- Lekarze rodzinni odsyłają takich pacjentów w trakcie teleporady?
Tak, odesłaniem na oddział zakaźny kończy się wiele teleporad. Zamiast odpowiedniego zbadania pacjenta i diagnozy, lekarze odsyłają takich „wątpliwych” pacjentów od razu do nas, gdzie teoretycznie powinny trafiać przede wszystkim osoby w najcięższym stanie. Zdarza się też, że lekarz rodzinny odsyła pacjenta do sanepidu, a sanepid do nas.
- Dużo jest teraz pacjentów z Covid-19 w ciężkim stanie, którzy trafiają do pana kliniki?
Mamy sporo pacjentów, ale na szczęście większość albo nie ma objawów albo te objawy są niewielkie. W związku z tym mogą być izolowani w domu, albo w izolatorium działającym w hotelu Huzar w Lublinie. Izolatorium to dla nas duża pomoc. Dzięki niemu nie musimy przyjmować wszystkich pacjentów na oddział.
Cały czas mamy też pacjentów w ciężkim stanie, którzy wymagają hospitalizacji. Niepokojące jest jednak to, że w tej grupie przybywa osób w wieku 30-40 lat, podczas gdy w pierwszych miesiącach epidemii były to w większości osoby starsze.
- Pojawiają się informacje, że wirus mutuje i w tym momencie ma inną postać niż kilka miesięcy temu. Czy to może być przyczyna wzrostu liczby młodszych chorych w ciężkim stanie?
Trudno jednoznacznie stwierdzić co może być przyczyną obniżenia średniej wieku w tej grupie pacjentów. Mówi się, że koronawirus jest teraz bardziej zakaźny, ale że jednocześnie jest mniej patogenny, czyli choroba wywołana wirusem przeważnie nie daje poważnych objawów albo przebiega bezobjawowo. Nie możemy tego jednak nadal jednoznacznie stwierdzić i przyjąć za regułę.
U młodszych pacjentów szybkie postępowanie choroby może być też wynikiem zwlekania z konsultacją z lekarzem i lekceważenia początkowych objawów.
- Czy na podstawie tego, co się dzieje teraz możemy przewidzieć, co będzie się działo na jesieni i w zimie? Czy chorych zacznie lawinowo przybywać?
Nie możemy nic prognozować, bo jak się okazuje początkowe założenia dotyczące np. znacznego spadku zachorowań w lecie, ze względu na warunki atmosferyczne, kompletnie się nie sprawdziły. Wirus nie zniknął z powodu wyższej temperatury. Przeciwnie, zakażeń zaczęło przybywać, ale zupełnie z innego powodu: nieprzestrzegania obostrzeń, a także poluzowania niektórych przepisów.
Nie należy więc kierować się również sugestiami, że spadek temperatury spowoduje nagły wzrost zachorowań. Nie mniej jednak okres jesienno-zimowy sprzyja infekcjom dróg oddechowych i przez to również transmisja koronawirusa może być przez to łatwiejsza. Statystyk epidemiologicznych nie da się jednak przewidzieć, będziemy musieli reagować na bieżąco. Jednak już teraz widzimy, że największym wyzwaniem będzie odróżnienie i oddzielenie chorych na grypę czy z infekcjami grypopodobnymi, od tych, którzy są faktycznie zakażeni koronawirusem. Jeśli pacjenci z objawami grypopodobnymi będą z automatu podejrzewani o zakażenie może dojść do paraliżu takich oddziałów jak nasz.
- Kiedy zaczną się badania kliniczne leku na Covid-19, który zaczął już produkować lubelski Biomed?
Nasze badania muszą być perfekcyjnie przygotowane, a to wymaga czasu. Lepiej mieć nawet 2-3 tygodnie opóźnienia, niż żeby coś miało być niedopracowane. Każda partia osocza, z którego produkowany jest lek, musi być przebadana przez Instytut Hematologii i Transfuzjologii, to także wymaga czasu. Zakładamy, że badania kliniczne zaczniemy na przełomie listopada i grudnia. Chcielibyśmy je zakończyć w pierwszej połowie przyszłego roku i na ich podstawie sformułować już jakieś wnioski.
- Jak ocenia pan nowe zasady dotyczące kwarantanny u pacjentów z koronawirusem, którzy nie mają objawów: skrócenia jej do 10 dni i zniesienia obowiązku wykonania testu po zakończeniu takiej izolacji?
Wprowadzone zmiany poprzedziły analizy przebiegu choroby u różnych pacjentów, z których wynika, że nie zawsze jest potrzeba 14-dniowej kwarantanny. Jeżeli chodzi o izolację wielokrotnie mieliśmy przypadki pacjentów, którzy mieli wyniki dodatnie przez bardzo długi okres czasu.
Badania wskazują, że długoutrzymujący się wynik dodatni (do kilku tygodni) nie jest równoznaczny z możliwością zarażania osób z otoczenia. Niektóre zalecenia mówiły nawet o skróceniu kwarantanny do 7 dni u pracowników służby zdrowia, pod warunkiem uzyskania ujemnego wyniku na koniec kwarantanny. Zatem kwestia testu kończącego kwarantannę osób z kontaktu jest kontrowersyjna, bo status pacjenta nie zostanie ostatecznie zweryfikowany.