Pan chirurg był zadowolony, bo Henio zaczął jeść, bo zaczął chodzić. I doktor powiedział: - Wypisuję pana do hospicjum. - Jak to do hospicjum?! - Henio rozpaczliwie zapytał. - Przecież ja tam umrę!
- Mam pięćdziesiąt sześć lat, powinienem być zdrowy jak tur! - mówi Henio.
Lekarze zabraniają przy nim wspominać o chorobie. Ale jak można nie wspominać? Przecież on właśnie przez nią umiera.
Będę przychodziła
Na wieść o tym, że idzie do hospicjum, Henio przeżył szok. Zimne, metalowe łóżka, puste, białe ściany. Umieralnia. Tak sobie wyobrażał to miejsce. Płakał.
- Przecież nie muszę tam iść. Przecież nie mam przerzutów - mówił. Bo jeśli już, to na karcie choroby byłoby napisane...
Maria poprosiła lekarza, żeby napisał w karcie tak, by przebiegły Henio się nie zorientował.
- Jesteś chory, a ja nie mam tyle siły, nie zdołam opiekować się tobą w domu. Będę przychodziła tutaj, do hospicjum - tłumaczyła Maria.
Zgodził się zostać.
Czy to już niebo?
W jednej chwili Henia strasznie zaczyna boleć całe ciało. Łapie Marię kurczowo za rękę.
- Za chwilkę będziemy znieczulać. Pobierzemy płyn z płuca - uspokaja pielęgniarka. - Tak gdzieś z 750 mililitrów.
O! To taka winówka! - żartuje Henio, mimo bólu.
Kocham jak brata
- Ale to nie jest mój mąż - odpowiada Maria. - To brat męża. Opiekował się moją mamą, kiedy była chora. Teraz kolej na moją przysługę. Zresztą, kocham go jak brata.
- Nie wiemy wszystkiego o naszych pacjentach - wyjaśnia Jola Nowacka. - Nie możemy brutalnie wkraczać w ich życie. Nie wypytujemy kim są ludzie, którzy się nimi opiekują. Nam wystarczy, że chory zgadza się na ich wizyty. Jeśli chce nam o czymś sam powiedzieć, zwierzyć się, to wtedy słuchamy. Szanujemy ich intymność. Bo tylko wtedy możemy liczyć na zaufanie.
Nie idź jeszcze!
Odkąd tu jest, zaczął załatwiać zaległe sprawy. Maria pomaga mu wypełniać ostatnią wolę: kazał sprzedać auto, dołożyć z oszczędności i wykupić na własność mieszkanie spółdzielcze. Żeby Wiola, ta która wynajmowała od niego pokój, miała gdzie mieszkać, kiedy... przyjdzie czas.
- A dlaczego ty, dlaczego Marysiu jesteś dla mnie taka dobra? - pyta Henio.
- Przecież zawsze byłam - odpowiada Marysia.
- Ano tak.
Wczoraj umarła kobieta, która leżała w sąsiedniej sali. Dlatego teraz Henio chce jak najdłużej zatrzymać Marię. Trzyma ją kurczowo za rękę. Powiedział jej: nie idź jeszcze, bo jutro będziesz miała ze mnie trupa. A ona od razu się rozpłakała i wyszła z sali.
Hospicjum
- Tego nie da się opisać - mówi doktor Dorota Bańkowska-Polak. - Kiedy córka zobaczyła, że mama umarła, położyła się przy niej na łóżku. Powiedziała: Ja chcę z nią odejść. To bardzo ważne, by po takich przeżyciach dać wsparcie rodzinie. Hospicjum nie zostawia takich ludzi bez opieki.
A Henio zasypia.
- Widzi pani, on odchodzi - mówi Maria potrząsając głową, jakby chciała strącić łzy z policzków. - Jest taki chudziutki. Codziennie gaśnie coraz bardziej. Ale ciągle ma marzenia i jednocześnie nie boi się śmierci. Czy to nie piękne?