Malownicza stolica greckiego Peloponezu. Ogromny port, który od wieków pełni rolę "bramy do Europy”. Dom wielu Greków, Albańczyków, Nigeryjczyków. Miasto, w którym funkcjonuje 14 konsulatów różnych państw i gdzie największym problemem są nielegalni emigranci. Ciężko byłoby znaleźć lepsze miejsce do rozmowy o uchodźcach.
Trzydzieści lat "nicnierobienia"
Patras zna problem nie od dziś. Od 30 lat odpowiednie służby "opiekują się” tymi, którzy mieli dość pieniędzy lub szczęścia by szczęśliwie dopłynąć do brzegu.
- Przez te wszystkie lata nie traktowaliśmy ich najlepiej. Teraz to się zmienia. Choć nadal są ludzie, dla których emigranci nie mają w Patras racji bytu - mówił podczas swojego wystąpienia Panos Sombolos, president of ESHEA.
- Dlaczego nadal nie wiemy co robić? Nie mamy rozwiązania? - pytał Constatinos Magnis, wydawca z dziennika "Peleponnisos”. - Bo przez wiele lat wcale o tym nie rozmawialiśmy. Afgańczycy sobie przyjeżdżali, a my nie robiliśmy nic.
Wystraszeni, obejmując się wzajemnie, kulą się na pokładzie łodzi motorowej. Do burty przywiązany jest ponton - na wypadek gdyby coś poszło nie tak i trzeba się szybko pozbyć "pasażerów”.
Bohaterowie filmu płynęli na Lesbos. Statystyki tej wyspy są przerażające.
- 300 emigrantów dziennie, 12 tys. w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy, każdy z nich płaci przemytnikom po 3 tys. euro - wylicza Balaskas. Pokazał też zdjęcia: plaże pełne szczątek łodzi i pontonów, stara fabryka zamieniona na host center, gdzie kilkaset osób ma dyspozycji jedną toaletę, a pracownicy noszą na twarzach maski, pola zamienione na cmentarze pełne bezimiennych grobów.
Mało? Kto chciał mógł sam odwiedzić obóz uchodźców w Patrze. To nie była miła wycieczka. Po powrocie dostało się władzom.
- Dlaczego pozwalacie by środku miasta istniało siedlisko wszelkich chorób? By ludzie żyli jak zwierzęta, w brudzie i bez toalet? - pytała Milica Pesic z Media Diversity Instutute. - Są tu dziennikarze z Lublina. Zapytajcie ich, jak to wygląda w ich mieście. Tam uchodźcy żyją jak ludzie.
Mówić (i pisać) czy milczeć?
Karyn Bennett-Lund jest czarną afroamerykanką z Nowego Jorku. Od kilku lat mieszka w Oslo. W norweskiej telewizji ma swój program - rodzaj talk show, w którym rozmawia ze swoimi gośćmi na różne, kontrowersyjne tematy.
- Ludzie oceniają cię po kolorze skóry, po tym jak się ubierasz, jaką religię wyznajesz. Zdarza mi się, że w sklepie ktoś mnie zaczepia i gratuluje dobrego programu "mimo, że nie jestem stąd” - mówi Karyn.
Berliner Zeitung przez jakiś czas ukazywał się z wkładką - kilka stron gazety po turecku.
W Paryżu, kilka lat temu, gdy na przedmieściach miasta płonęły samochody ruszył rodzaj bloga, gdzie miejsce dla siebie znaleźli dziennikarze, eksperci i ci najbardziej zainteresowani - emigranci rozczarowani życiem na "ziemi obiecanej”. Blog do dziś cieszy się ogromnym podowodzeniem. a konflikt udało się załagodzić.
Swoje 5 minut na konferecji mieli też przedstawiciele naszych wschodnich sąsiadów - Melitopolu na Ukrainie i Iżewska w Federacji Rosyjskiej. I jakże inne podejście do problemu emigracji! W Idżewsku mieszkają dziś przedstawiciele 132 narodowości. Wspólnie organizują festyny i koncerty, a narodowe tradycje i obyczaje pielęgnują w miejscowym domu kultury. Słowem - prawdziwa sielanka.