Miller sprzedał 5 milionów płyt. Sławek Świerzyński jest jeszcze lepszy – machnął ponad 10 milionów. To więcej, niż wszystkie polskie gwiazdy pop w ciągu ostatnich 5 lat!!! W ciągu tygodnia sprzedawali tyle kaset, ile Michał Wiśniewski czy Budka Suflera w dwa lata. Ale mało kto nich pamięta. Ostatniego wywiadu udzielili chyba w ubiegłym wieku.
d
Sławomir Świerzyński nie narzeka. Ma fiata Multiplę, potężnego jeepa Grand Cheeroke i własną wytwórnię fonograficzną. Płyty wydaje co roku i co roku gra ponad setkę koncertów. Także za granicą.
– Były naciski, żeby mnie wykasować. Płacono, żeby nie puszczali w telewizji moich piosenek. Byłem wrogiem – mówi Świerzyński.
Ataki przetrwał, ale poszedł w zapomnienie. Inna sprawa, że nazwę jego zespołu kojarzy większość Polaków. Bo albo Bayer Fulla słuchała, albo był dla nich synonimem kiczu w czystej postaci: Disco Polo.
Chłopcy w topless
To był szał i szok. Zaczęło się pod koniec lat 80. od zespołu Top One. W połowie lat 90. nastąpiła już prawdziwa eksplozja: Shazza, Bayer Full, Boys, Akcent, Milano, Skaner, Topless i dziesiątki innych kapel. Właściwie nie wiadomo, po co było aż tyle zespołów, skoro wszystkie grały właściwie trzy identyczne kawałki. Albo „klasyczne” Disco Polo, albo balladę w tym stylu, albo biesiadno-weselną przyśpiewkę. Wysokie głosiki, cztery dźwięki z „kiborda”. Ale
miliony Polaków tego właśnie chciały. I dostały:
Autobusy dowożące ludzi do wielkich dyskotek. Stragany i bazary pełne kaset. Milionowe nakłady. Olbrzymie koncerty i ten najsłynniejszy – w Sali Kongresowej Pałacu Kultury w Warszawie.
– Trzeba było zrobić dwa koncerty tego dnia, bo tylu było chętnych – przyznaje Cezary Kulesza, szef GreenStar, czołowej firmy wydającej disco polo. – Było szaleństwo, a ludzie brali wszystko.
– Przyniosłem piosenki biesiadne i sprzedały się świetnie. Przyniosłem płytę „Wszyscy Polacy to jedna rodzina” – i sukces. Przyniosłem religijne kawałki – i znowu sukces! Ci, którzy wydawali nasze płyty, w ogóle nie wiedzieli, dlaczego zarabiają takie pieniądze – dodaje Świerzyński.
A ci, którzy te płyty nagrywali, w ogóle nie wiedzieli, jakie pieniądze mogliby zarabiać...
Ludzie brali wszystko
Robert woli nie podawać swojego nazwiska.
– Mam jeszcze pewne zaszłości i wolę tego nie rozdrapywać – tłumaczy. – Wszyscy wykorzystywali wszystkich. Ja miałem wielką dyskotekę na ścianie wschodniej. Jak dobrze poszło, to i dwa tysiące luda się wcisnęło. Zespołów było tyle, że można było przebierać i płacić im śmieszne pieniądze. Góra dwa tysiące za występ i jakiś bankiecik po imprezie. A grali przez całą noc.
Wtedy wszystko, co miało plakietkę „disco polo”, było murowanym sukcesem.
– Autobusy dowoziły mi ludzi z całego województwa. Słuchali i wydawali kasę w barze. Moje zarobki? Marzenie!
Tymczasem w zupełnie innej Polsce...
...tej, gdzie słuchano Bajora, Geppert czy Santor, a nowoczesny, światowy pop ledwie tolerowano, zaczęła się całkiem inna historia. Disco polo było wyszydzane i obśmiewane. Nie puszczano go w żadnej telewizji czy radiu. Tuzy polskiej sceny co raz oskarżały disco polo o prymitywizm, miałkość, kicz i inne wszeteczeństwa. I fakt: mieli rację, choć sami często odcinali już tylko kupony od własnej sławy.
– Mieliśmy zakaz w TVP i w radiach. Rzadko gdzie nas grano, Polsat traktował nas po macoszemu. Wszyscy się z nas naśmiewali – mówi Marcin Miller, lider Boysów. – Ale nie narzekam. Sami się reklamowaliśmy, sami robiliśmy teledyski. A moje piosenki ludzie do dziś śpiewają na weselach. Na ulicy jestem rozpoznawany. Właśnie wróciłem z koncertów w Belgii, gdzie setki osób miały moje płyty i prosiły o autograf. Może to zabrzmi trochę głupio, ale ja jestem po prostu uwielbiany. Mam fankluby, ciągle dostaję sporo listów. A jedna fanka bardziej mnie uważa niż własnych rodziców.
Dzieweczka Oooooo!
Białe skarpetki, ortalionowe, świecące koszule, tombakowa biżuteria i mafia. Tak się kojarzyło disco polo.
– Ja się na „discopolowca” nie obrażam – mówi Miller. – Mafia? Kluby należały do różnych ludzi. Niektórzy jeździli czarnymi BMW i chodzili w dresach. Zespoły występowały w różnych klubach, bo dobrej imprezie przybiło się piątkę z właścicielem i to wszystko. Ale zaczęto nas kojarzyć z mafią.
Część discopolowych dyskotek działa dalej. Pod Parczewem, Radzyniem Podlaskim.
– Do Suchowoli dalej jeżdżą autobusy z regionu – mówi Dariusz Łukasik, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Radzyniu Podlaskim. – Czasem to nawet z 900 osób się bawi. I jest dosyć spokojnie, bez incydentów.
„Wiejski” image
– Nasze ubiory to był bazarowy trend – przyznaje Świerzyński. – Na bazarach było kolorowo, top było modne i ludzie to kupowali. A że całe instrumentarium to był ten nieszczęsny keyboard? Bo można było łatwo piosenkę zrobić; bez armii wykształconych muzyków.
I jeszcze te teksty...
– Teraz jest modny hip hop, ale ja nie chcę słychać o blokowiskach i o tym, że jest źle – tłumaczy Marcin „Boys” Miller. – Ja wolę śpiewać, że „szła dzieweczka ooooo!”. I mnóstwo ludzi też tego chciało.
Ale teraz już chyba przestało chcieć.
Jesteśmy najlepsi
„Łobuz czy drań” to szczytowe osiągnięcie Boysów. Sprzedało się ok. półtora miliona sztuk. Ostatnia płyta Millera, „Jumpreza” znalazła około 8 tysięcy nabywców.
„Wszyscy Polacy to jedna rodzina” Bayer Fulla poszło w 5 (!!!) milionach egzemplarzy. Niedawno zespół wydał nową płytę (ktoś o niej w ogóle słyszał?) w nakładzie 30 tys. sztuk.
Kilka lat temu Polsat na okrągło emitował Disco Relax czy inne, podobnie ekscentryczne programy. Teraz nie. Tylko Polsat 2, gdzieś chyłkiem, w środku nocy, puszcza „Szczęśliwą ósemkę”.
Wielkie dyskoteki poupadały.
– Ja już dawno zwinąłem interes – przyznaje Robert.
Co się stało z Disco Polo? Gdzie się podziało? Według sondaży z 1997 roku słuchało tej muzyki prawie 10 milionów Polaków! I co – tak nagle przestali?
– Dyskoteki są i ludzie przychodzą – tłumaczy Kulesza. – Tylko że teraz wszyscy promują hip hop. Media, wielkie koncerny płytowe.... Ale trzeba zobaczyć profesjonalistów, takich jak nasze zespoły – przekonuje dalej szef GreenStar.
Marcin Miller też robi dobrą minę do złej już gry:
– Latem mamy mnóstwo koncertów.
Może i tak, ale już nie takich, jak kiedyś. Więcej jest wesel, małomiasteczkowych imprez. Owszem, czasami Boys pojawi się na dużej imprezie, ale już nie jako główna gwiazda.
– Przy nas bawią się najlepiej – tego Miller jest pewien.
Świerzyński ma inną opinię:
– Nic się nie skończyło, tylko przeszliśmy do drugiej linii. Przecież wszystkie mody w końcu mijają. Część kapel poszła w stronę dance, techno, a reszta w biesiadę; tak jak my. A my konkurencji tu nie mamy. Ani Golec uOrkiestra, ani Rodowicz, ani Brathanki.
Premier mi pomógł
W sklepach płyt disco polo nie znajdziemy. Na straganach też jakby mało.
– Nie ma wzięcia – mówi Tomek, młody chłopak handlujący na lubelskim bazarze. Nie przedstawi się z nazwiska, bo jego stragan jest „średnio legalny”. – Teraz rządzi hip hop i tym handluję. Ale jakby co, to mogę coś zdobyć.
Bayer Full sprzedaje się na koncertach i wysyłkowo.
W telewizji też disco polo praktycznie nie ma. – W złotych czasach mieliśmy profesjonalnie zrobiony teledysk Buenos Aires – wspomina Kulesza. – I miał być puszczony w TVP. A tu jakiś gość dzwoni i mówi, że nie puszczą, bo to disco polo. A o tym, dlaczego nie ma nas w głównym Polsacie, nie chcę mówić...
W ogóle w disco polo sporo jest spraw, o których ciągle nikt nie chce mówić.
– Młody zespół był szczęśliwy, że nagrał kasetę, że są na okładce. I że ludzie to kupowali. A pieniądze z tego zgarniały firmy. Największe gwiazdy dostawały 10 tysięcy, góra 20 za nagranie płyty i tyle – opowiada Miller. – A ile płyt się sprzedało? Tego nam nie mówiono...
Bayer Full też miał problemy.
– We właściwym czasie odszedłem i założyłem własną wytwórnię. Żeby nie być już wykorzystywanym. Bo robiło się nieciekawie – mówi Świerzyński. – A potem były naciski, żeby wykasować nas z rynku. I tu bardzo pomógł mi Waldek.
Waldek to Waldemar Pawlak, wtedy premier i szef PSL. A Świerzyński został posłem tej partii.
Epilog
Bayer Full grał niedawno na Festiwalu Obrzędów Weselnych. Shazza i część Milano koncertują za granicą. Większość zespołów się rozpadła.
– Disco polo żyje swoim życiem – mówi Świerzyński. – Zostało trochę starych gwiazd. Nikt nowy nie ma szans w tym gatunku.
Ale kto wie? Może kiedyś wróci moda? Teraz popularne są lata 80. i wcale nie mniej kiczowate Kombi. A za rok może znów cała Polska będzie śpiewać „Majteczki w kropeczki”.