• Przede wszystkim gratulujemy!
- Bardzo dziękuję.
• Stresowała się pani przed otrzymaniem nagrody.
- Nie, bo nie wiedziałam o nominacji. To była dla mnie wielka niespodzianka. Nagroda Herkulesa Poirota, Belga z urodzenia stworzonego przez Agathę Christie do tej pory nie była przyznawana autorem spoza Belgii i Holandii. Dlatego nawet nie przyszło mi do głowy, żeby myśleć o sobie w kategoriach osoby nominowanej. Jury zachwyciło się jednak ksiązką i postanowiło przełamać własny regulamin. Kilka dni wcześniej dowiedział się o tym mój belgijski wydawca, ale nic mi nie powiedział, bo był przekonany, że mogą to być kolejne Oskary. Pamiętamy przecież, jaka była sytuacja z „La La landem”. Najpierw informacja o zwycięstwie, a zaraz powiedziano: „My państwu już dziękujemy. To była pomyłka”. Dlatego jury po dokonaniu wyboru musiało się konsultować z prawnikiem, czy mogę dostać taką nagrodę. Dlatego dowiedziałam się w ostatniej chwili. Przewodniczący jury napisał mi wiadomość z pytaniem, czy przyjadę na rozdanie nagród do Antwerpii. To była błyskawiczna akcja. Ruszyłam prosto z Targów Książki w Krakowie. To było dla mnie bardzo mile i niespodziewane.
• Czy „Księgobójca” to pani pierwsza książka wydana w Belgii?
- Pierwsze były „Czarne liście”, które zostały zresztą przyjęta entuzjastycznie i wybrane jedną z najlepszych powieści tłumaczonych, a wydanych tam w ubiegłym roku. Dzięki temu moje nazwisko, jako pisarki, było tam znane, co chyba pomogło mi w otrzymaniu nagrody Herkulesa Poirota.