Ciuchy dla Drag Queen, wypożyczalnia zabawek, zakład obcinania psich pazurów, szycie strojów liturgicznych
O fikuśnym kostiumie wprost z atelier stroju Marty Góźdź vel El Bruzdy vel Eleonory Bruzdy, młodej awangardowej lubelskiej projektantki, marzy każdy szanujący się Drag Queen czyli... facet w damskim przebraniu.
Na szycie nietypowych strojów zdecydowała się również Anna Świątkowska. - Konkurencji Marcie raczej nie zrobię - śmieje się pani Anna, która wyspecjalizowała się w szyciu sutann i strojów liturgicznych. - W swojej karierze tworzyłam już stroje liturgiczne dla ministrantów posługujących w Katedrze Lubelskiej. Fasonem wzorowałam się na kolegach z Italii - reklamuje się Anna Świątkowska.
- Za to ja zostaję przy cywilnych ubraniach - deklaruje Ewa Wójcicka, która urzęduje w niewielkim, ale uroczym warsztacie przy ul. Świętoduskiej.
Wszystkie rozkręcają biznes dzięki programowi "Inicjatywa jest kobietą”.
Praca od podstaw
- Uczestniczkami są kobiety w różnym wieku, które nie potrafiły, bądź nie mogły znaleźć zatrudnienia. Niektóre po niezłych życiowych przejściach - opowiada Anna Grzegorczyk, koordynator projektu. - Jedne chciały stanąć na nogi, złapać drugi oddech i same kierować swoim życiem. Inne potrzebowały zwykłego kopa i motywacji. Bo wszystkie nasze panie to twarde "kobitki”.
Chętnych było dużo. Docelową grupę wyłoniono w szczegółowej selekcji. - Zdecydowaliśmy się na trzy etapy rekrutacji. Najpierw panie dostawały formularz zgłoszeniowy. Tutaj powstawał pierwszy szkic pomysłu. Następnie do akcji wkraczali doradcy zawodowi, którzy przeprowadzali testy predyspozycji i umiejętności. Na samym końcu panie stawały przed komisją, której musiały "sprzedać” swój pomysł - wyjaśnia Grzegorczyk.
Te, które przebrnęły przez komisyjne sito, trafiały pod skrzydła fachowców od przedsiębiorczości; wykładowców UMCS. Od nich uczyły się podstaw marketingu. Ale teraz pracują już na własny rachunek.
Grunt to reklama
Już składając aplikację dokładnie wiedziała, jak ma wyglądać jej miejsce pracy. Gdzie co postawi i jakie będzie zamawiać tytuły. Jednak wizja wykorzystania dotacji zaprezentowana przez najstarszą uczestniczkę programu nie powaliła jury na kolana. Ale pani Ania miała asa w rękawie.
- Urzekła nas niesamowitą energią. Wręcz nią zarażała. Była tak zdeterminowana, że sukces dało się wyczuć w powietrzu - wspominają opiekunki projektu.
- Co prawda przeszłam na emeryturę, ale jak tu siedzieć w domu. O "Inicjatywie” usłyszałam przypadkowo w radiu. Na drugi dzień pobiegłam się zapisać - opowiada pani Anna. Nie ukrywa, że rozważała również odejście z programu. - Była chwila zwątpienia. Pomyślałam, że może dla mnie to już za późno? Ale co tam, raz kozie śmierć.
55-latka swój pracowity dzień rozpoczyna bardzo wcześnie. - Pracuję od szóstej do szóstej. Mieszkam na LSM, a biznes prowadzę na Kalinie, na drugim końcu miasta.
To, co uszczęśliwiło panią Bagińską, z mniejszą radością przyjął pan Bagiński. Agata Słotwińska pracująca przy programie, opowiada, jak pewnego dnia usłyszała od niego, że ta dotacja to nieszczęście. - Bo żona całymi dniami przesiaduje w saloniku, a dla niego nie ma czasu.
Rybna tajemnica i wróżka
Oprócz Swietłany Golus w swoją szansę w gastronomii uwierzyły dwie inne panie. Postawiły na catering. Dziś wszystkie firmy funkcjonują i mają się dobrze. - Mieliśmy również panią inżynier, która opowiadała, że nie może się już doczekać, kiedy pójdzie na budowę w gumowcach i kasku na głowie, a błoto jej niestraszne. Za pozyskane środki zakupiła fachowe oprogramowanie komputerowe i narzędzia niezbędne każdemu budowlańcowi - wyliczają w fundacji.
Chciałabym dawać szczęście...
Petentka stwierdziła, że skoro mieszka pod Lublinem i dysponuje małym domkiem, to chciałaby założyć firmę, w której, jak to dokładnie określiła: samotni mężowie mogliby zaznać szczęścia. Pomysłem alternatywnym była produkcja niemowlęcych ubranek. Oba pomysły przepadły - wspomina Grzegorczyk.
Była też kobieta, która zapowiedziała, że zna wszystkich na ul. Lubartowskiej i - w razie odrzucenia jej aplikacji - nie zawaha się tych znajomości użyć. - A sprawiała wrażenie takiej delikatnej. Pomysł na biznes też rodem z krainy łagodności: chciała się zajmować bukieciarstwem - dodaje Agata Słotwińska.
Nie przeszedł też pomysł na wypożyczalnię zabawek i obcinanie psich pazurów. Pojawiła się również mama z córką. Mama chciała koniecznie przekonać jury, że córka się nadaje. Odpadła. To córka miała chcieć, nie mama - brzmiało uzasadnienie.