Przeglądam przedwojenne gazety i nadziwić się nie mogę, jak straszliwie, jako społeczeństwo, się spsiliśmy! Za przeproszeniem wszystkich kundli i psów rasowych, a w szczególności mojego Dudka, którym, zupełnie bez powodu, przypisujemy najgorsze ludzkie ułomności i podłości.
Czytam – przedruk na szpalcie obok – jak państwo polskie 79 lat temu pomagało biednym obywatelom, których nie było stać na kupienie leków i stwierdzam, ze było ono o niebo mądrzejsze, sprawiedliwsze, szlachetniejsze od państwa obecnego. Bo komu dziś państwo przydziela leki bezpłatnie lub za symboliczne parę złotych? Tym, którzy mają wybór: kupić leki i umrzeć z głodu albo zaspokoić głód i umrzeć z powodu braku medykamentów? Nie! Państwo funduje dziś leki uprzywilejowanym grupom: cukrzykom, astmatykom, sercowcom itp. I zupełnie nie ma tu znaczenia, czy ów astmatyk jest bezrobotnym nędzarzem, czy dzianym biznesmenem. Przepis mówi jasno: cukrzykowi się należy. O jego dochodach milczy. Słowem – państwo marnuje olbrzymie, wspólne pieniądze, kierując je pod wiele niewłaściwych adresów.
I tu dochodzimy do istoty „spsienia” (piszę w cudzysłowie, by nie obrażać czworonogów). W 1924 r. minister wydał rozporządzenie, na mocy którego to lekarz (a nie biurokracja państwowa) decydował, któremu pacjentowi państwo dofinansuje leki, a który pacjent ma je nabyć bez zniżki. Nie na bezdusznych, niesprawiedliwych paragrafach, tylko na wiedzy, rzetelności i sumieniu lekarza opierał się system pomocy państwa dla biedniejszych pacjentów. I to działało!
Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić funkcjonowanie takiego systemu w dzisiejszych czasach? Ja sobie wyobrażam – przez tydzień, może nawet przez miesiąc budżet by wytrzymał pospolite ruszenie na apteki. A potem zawaliłby się z hukiem. Z prostego powodu – takie pojecia jak uczciwość obywatela wobec państwa, postawa obywatelska znamy już tylko z podręczników historii i starych gazet („lub czasopism” – mówi to Państwu coś?...).
Albo weźmy tak egzotyczny termin jak honor – czy ktoś wie, co to słowo oznacza? A nawet jeśli wie, to czy ma to dla niego jakieś znaczenie?
Na przykład, czy ma to znaczenie dla wicemarszałka sejmiku województwa lubelskiego Mirosława Złomańca, o którym przewodniczący tegoż sejmiku Konrad Rękas mówi: „Marszałek Złomaniec kłamie”. Przed wojną takie słowa doprowadziłyby do dymisji, pojedynku, a przynajmniej spoliczkowania. A dziś – cisza. „Jakbyś kombinerki na świni położył” – zwykł był komentować podobną zerową reakcję mój ś.p. cioteczny szwagier z Bronowic.
Taki komentarz w opisanym przypadku uważam jednak za chybiony, gdyż panowie Rękas i Złomaniec zajmują tak wysokie stanowiska, iż nie mogą nie być ludźmi honoru. Nie traćmy więc wiary, że niebawem ustalą miedzy sobą, kto jest kłamcą lub oszczercą i jeden z nich honorowo ustąpi ze stanowiska, aby nie kalać dobrego imienia miasta Lublina i regionu.