Koedukacyjne nauczanie to tylko nieudany epizod w historii edukacji – odkryli właśnie Amerykanie i wprowadzają do szkół publicznych segregację płciową. W Polsce na ten eksperyment trzeba będzie jeszcze poczekać. Wprawdzie psycholodzy i pedagodzy mówią o różnicach rozwojowych dziewczyn i chłopców, ale zamykanie ich w jednej klasie jest rozwiązaniem najtańszym i najwygodniejszym.
Jak donosi „Wprost”, dwa lata temu dyrektor najgorszej szkoły w najbiedniejszym okręgu Waszyngtonu zdecydował się na wprowadzenie klas męskich i żeńskich. Już po roku uczniowie zaczęli osiągać wyniki tak dobre, jak ich rówieśnicy z prywatnych szkół na zamożnych przedmieściach.
Obecnie jest blisko pięćdziesiąt szkół publicznych, w których chłopcy i dziewczęta uczą się w osobnych klasach. Prywatnych placówek tego typu jest ponad tysiąc. Podobny proces rozpoczął się także w Australii i Niemczech. Wypromowana na fali feminizmu lat 60. koedukacja powoli uznawana jest za nieudany eksperyment. Psychologowie zaś znajdują coraz to nowe dowody na wyższość segregacji płciowej w szkole.
Chociaż i bez wyrafinowanych badań wiadomo, że najbardziej elitarna placówka edukacyjna w Wielkiej Brytanii to słynny Eton College, czyli połączona z internatem
szkoła dla chłopców.
Została założona w 1440 r. przez Henryka VI dla 70 uzdolnionych chłopców, utrzymywanych z funduszy królewskich. Po kilku wiekach wciąż jest najbardziej prestiżową i największą szkołą średnią w Anglii. Obecnie uczy się w niej ponad tysiąc uczniów, z czego 70, zgodnie z tradycją, jest wyłanianych w drodze egzaminów i otrzymuje stypendia, a reszta pochodzi z najbogatszych, arystokratycznych angielskich rodzin i płaci wysokie czesne. Do szkoły przyjmowani są chłopcy w wieku ok. 13 lat, a po jej ukończeniu wstępują do szkoły wyższej. Angielskie elity, zwłaszcza polityczne i naukowe, to absolwenci Eton.
W Polsce koedukacja wciąż jest przedstawiana jako zdobycz nowoczesnego społeczeństwa. W Lublinie parę dziesiątków lat temu elitarne szkoły dla dziewcząt i chłopców zostały przekształcone w koedukacyjne licea ogólnokształcące. Jedyne podziały, zachowane w szkołach średnich, związane są nie tyle z płcią, co z dawnym systemem szkolnictwa zawodowego. Zasadą było, że mechanika i elektronika są dla chłopców, a
krawiectwo dla dziewcząt.
I mimo że zreformowane placówki wprowadziły licea ogólnokształcące i profilowane – to nadal w Zespole Szkół Odzieżowo-Włókienniczych im. Reymonta w Lublinie – chłopców można policzyć na palcach jednej ręki.
– Trudno u nas szukać potwierdzenia tezy, że segregacja płciowa podnosi efektywność nauczania, skoro przychodzą do nas dziewczyny, które nie dostały się do prestiżowych liceów – mówi dyr. Danuta Florek. – I zwykle w pierwszej klasie uczymy je, jak się uczyć, a do matury przystępuje 85 proc. uczniów. Zdają ją jednak dobrze i dostają się na studia, także na prestiżowe kierunki.
W żeńskiej szkole nie ma typowych problemów wychowawczych. Po prostu dziewczyny są grzeczniejsze... No i bardziej dbają o swój wygląd. Ale nauczyciele zauważają też, że istnieje pewna
rywalizacja o wyniki w nauce,
z chłopcami z mieszczącego się w tym samym budynku Zespołu Szkół nr 5, w którym przeważają chłopcy.
Nauczyciele przywykli jednak i do ich kontaktów na przerwach, i do tego, że uczennice ubierają się w wystrzałowe ciuchy i przychodzą na lekcje lekko umalowane.
– Widziałem na Zachodzie niekoedukacyjne elitarne szkoły, do których uczniowie chodzą w mundurkach – mówi dyrektor Florek. Osobiście uważam to za dobre rozwiązanie, ale u nas taki pomysł zostałby odrzucony, jako zamach na wolność młodzieży i nowoczesne nauczanie.
A dowodem na prawdziwość jej słów jest przypadek Prywatnego Katolickiego LO im. Ks. Gostyńskiego. Szkoła wyrosła z tradycji harcerskich, miała być placówką typowo męską, a także jedyną we wschodniej Polsce, z klasami wojskowymi. Uczniowie, na wzór Eton, ubrani zostali w mundurki, a dyr. Michał Bobrzyński osobiście doglądał nie tylko uczniowskich wyników w nauce, ale i elegancji stroju.
– Ale ekonomia zwyciężyła
– mówi nostalgicznie. – Niektórzy rodzice nie chcieli dawać tu swoich synów, gdy dowiadywali się, że szkoła jest nie tylko katolicka i prywatna, ale również męska.
A dziewczyny, które mogłyby sobie pójść do istniejącego w Lublinie do Katolickiego Żeńskiego LO im. św. Teresy, chciały się uczyć właśnie w Gostyńskim. Dyrektor bezradnie rozkłada tylko ręce, gdy przychodzą w wystrzałowych ciuchach, które, jego zdaniem, nie nadają się na lekcje.
– Chłopakom można po prostu powiedzieć, jak powinni wyglądać. Ale dziewczynom?!
Jednak i w Polsce kwestia segregacji płciowej w szkołach zaczyna być rozpatrywana nie tylko w kategoriach dyskryminacji. Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Krakowie w statystyce wyników egzaminu gimnazjalistów porównała je również ze względu na
płeć egzaminowanych.
– W części humanistycznej dziewczęta uzyskały wynik o ponad 4 punkty wyższy niż chłopcy – mówi dyr. OKE, Marek Legutko. – Wyniki dziewcząt były lepsze od wyników chłopców w czytaniu i dużo lepsze w pisaniu!
W części matematyczno-przyrodniczej – dziewczęta uzyskały taki sam rezultat jak chłopcy. Wyniki chłopców były nieco lepsze od wyników dziewcząt w wyszukiwaniu i stosowaniu informacji oraz stosowaniu zintegrowanej wiedzy i umiejętności do rozwiązywania problemów. Dziewczęta uzyskały lepsze wyniki od chłopców w stosowaniu terminów, pojęć i procedur z zakresu przedmiotów matematyczno-przyrodniczych oraz w wskazywaniu i opisywaniu faktów, związków i zależności.
Na razie jednak nic nie zapowiada, aby władze oświatowe chciały odkryć Amerykę, porzucającą szkolną koedukację. W końcu, co z tego, że dziewczyny uczą się lepiej i lepiej zdają egzaminy niż chłopcy? I tak w najlepszym przypadku zostaną tylko sekretarkami, swoich gorzej wykształconych rówieśników. Takie życie, żadna dyskryminacja.