W Mieczysławie Rokicie wzbiera złość. Najstarszy piekarz z Kazimierza Dolnego nie zgadza się z tym, że patent na słynnego koguta należy tylko do Cezarego Sarzyńskiego.
Stara piekarnia w Rejonowej Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu. Wielkie piece pamiętają zapach pierwszych, drożdżowych kogutów. Zaczęto je tam wypiekać jeszcze pod koniec lat pięćdziesiątych. Według starej, niezmienionej receptury: „Do mąki dodać sól, drożdże, cukier, margarynę, mleko. Pół godziny gnieść. Uformować figurki. Piec w temperaturze 120 stopni”.
– Dziś jeszcze wypiekamy koguty. Czekamy na to, co postanowi Urząd Patentowy – mówi Stanisław Dudek, kierownik piekarni.
W Kazimierzu Dolnym prywaciarze pieką drożdżowe koguty od 1957 r. Mieczysław Rokita historię koguta zna jak nikt inny w tym mieście.
– Sam piekłem koguty przez trzydzieści lat. Kiedy słyszę o patencie Sarzyńskiego zastanawiam się, z jakiej racji przywłaszczył sobie symbol Kazimierza.
Pieklik kontra Sarzyński
– Mam do koguta pełne prawo – twierdzi Cezary Sarzyński. – Byłem pierwszy, bo takie koguty piekł w Motyczu mój ojciec. A do Kazimierza na początku lat sześćdziesiątych przywiózł je pracownik piekarni, Edward Bajer. Poza tym nikt inny nie włożył tyle pieniędzy w promocję koguta, co ja. Obwiozłem go po całym świecie. To dwadzieścia lat mojej pracy, a dziś wszyscy chcieliby z tego korzystać.
Innego zdania jest Stanisław Pieklik, przedsiębiorca z Kazimierza. Trzy lata temu złożył do Urzędu Patentowego w Warszawie wniosek o unieważnienie patentu przyznanego Cezaremu Sarzyńskiemu.
– Postaram się udowodnić, że Pan Sarzyński mija się z prawdą. Chcę, aby koguty mogli wypiekać wszyscy okoliczni piekarze, a nie tylko jeden. Pan Sarzyński twierdzi, że kogut przywędrował z Motycza. A w dokumentach miejscowego urzędu gminy nie ma żadnej wzmianki o tym, że istniała tam kiedyś piekarnia.
Nie oddamy koguta bez walki
W walkę o koguta zaangażowało się całe miasteczko. Oburzonych jest wielu.
– Wziął nas podstępem – mówi Wiesław Kowalski – piekarz z Wilkowa, który niegdyś wypiekał koguty w Kazimierzu.
– Nie spodziewaliśmy się, że Sarzyński taki numer nam wykręci. Dziś słynne kazimierskie koguty można kupić u większości miejscowych sklepikarzy. Część z nich kupuje naszej piekarni. Ale odkąd Sarzyński przywłaszczył sobie prawo do koguta, spadła nam sprzedaż. – dodaje Stanisław Dudek.
Wiele dowodów przemawia za tym, że kogut nie powinien być Cezarego Sarzyńskiego, tylko kazimierski – twierdzą oponenci Sarzyńskiego.
Paweł Skrzeczkowski, sklepikarz i radny z Kazimierza przyznaje piekarzom rację. – Każdy normalny tubylec powie, że to draństwo opatentować kazimierskiego koguta. To tak, jakby jeden człowiek zastrzegł sobie prawo do produkcji oscypka.
O tym, jak placki w kształcie ptaków wypiekano na początku wieku w jednej z żydowskich piekarni pisze Szalom Asz, autor książki „Miasteczko”. Książka powstała na podstawie zapisków o życiu Kazimierza Dolnego między 1916 a 1925 rokiem.
Autokarem na rozprawę
Cezary Sarzyński od 1996 starał się o zastrzeżenie znaku towarowego koguta. Urząd Patentowy w Warszawie przyznał mu do tego prawo w 1999 roku. Pierwsza rozprawa o odebranie patentu odbyła się jesienią zeszłego roku. Na następną do Warszawy wybiera się niemal pół miasteczka. A przynajmniej większość kupców i piekarze. Swoje racje będą udowadniali w Urzędzie Patentowym w najbliższą środę.
A żal wzbiera w nich od dawna. – Jeszcze zanim Sarzyński dostał patent, byliśmy zastraszani – wspominają Aleksandra i Wiesław Kowalscy z Wilkowa pod Kazimierzem Dolnym. – Dostaliśmy pismo od rzecznika patentowego z Łodzi, który działał w jego imieniu. Zabronił nam piec koguty pod groźbą, że poda nas do sądu.
Kto pierwszy zaczął wypiekać na sprzedaż koguta w Kazimierzu?
– Klemens Hemperek, który w 1957 roku wydzierżawił piekarnię od Wiktorii Zelisowej, babki Stanisława Pieklika – wspomina Mieczysław Rokita.
Stanisław Dudek pamięta jak stara spółdzielcza piekarnia po koniec lat pięćdziesiątych dostała zamówienie na wypiek sześciuset sztuk drożdżowych kogutów. Złożyła je „Cepelia” w Warszawie. – Żeby wykonać takie zlecenie, musieli się na tym dobrze znać. Nie można od zaraz nauczyć się wypiekać koguta – mówi Dudek.
O tym, kto będzie mógł wypiekać koguta, a kto nie, rozstrzygną urzędnicy patentowi. W miasteczku aż roi się od plotek. Wszyscy czekają, co będzie z kogutem.
– Uważam, że została rozpętana histeria – komentuje Sarzyński. – Przynosi tylko szkodę i niesławę miastu. Jeśli wyrób nie zostanie opatentowany, wkrótce przestanie być kazimierski. Już dziś w całej Polsce wypieka się koguta.
– W takim razie cofnijmy ten nieszczęsny patent na koguta i zastrzeżmy znak wspólnie, na użytek wszystkich mieszkańców Kazimierza – zgadzają się Pieklik, Kowalski, Skrzeczkowski i Dudek.