Tym człowiekiem był Krzysztof Miklas, komentator sportowy. A te słowa wypowiedział podczas skoku Adama Małysza. Skoku narciarskiego, dodajmy. Na śniegu. W zimie. Więc dokąd i na czym miał płynąć Małysz?...
Komentatorzy sportowi mają na pewno jedno: znany i rozpoznawalny głos. Kiedy kilka milionów Polaków ogląda kolejny nieudany mecz albo turniej skoków bądź bieg na 100 metrów, to nie słyszą oni sportowców. Tylko Szpakowskiego, Zydorowicza, Babiarza, itd.
Stadionowy poeta
- Czasami nie mogę już słuchać - przyznaje Bartek Skoczylas, student prawa, kibic sportowy. - Opowiadają jakieś historie sprzed 50 lat, jakieś stare ciekawostki, wszędzie doszukują się polskich śladów, tylko człowiek nigdy się od nich nie dowie, kto akurat... jest przy piłce.
Tomek Kalinowski, licealista z Lublina, ma o komentatorach podobne zdanie.
- Te ich metafory, "poetyckie” zwroty... Po kwadransie wymiękam i wyłączam w telewizorze fonię. Inaczej nie da się nic obejrzeć.
To nie wszystko. Komentatorzy mają również dar telepatii. Bo jakże często można usłyszeć, co który zawodnik myśli, czuje i szepcze na ucho klubowemu koledze. A potem zwyczajnie komentują zupełnie inny mecz niż... oglądamy.
- Albo bieg. Zdarzyło mi się coś takiego - przyznaje się Przemysław Babiarz. - Powód tych błędów, pomyłek czy niefortunnych sformułowań jest właściwie jeden: musimy na żywo opowiadać o czymś, co się bardzo szybko zmienia.
Zagrzebani w ciekawostkach
- Zmęczenie, emocje, nerwy. To są przyczyny naszych błędów. Tego, że człowiek czasem coś chlapnie - dodaje Tomasz Jasina z Lublina, który jutro będzie komentował mecz otwarcia na Mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Lubelski komentator akurat nie musi się bardzo wstydzić, bo "chlapnięcia” zdarzają mu się rzadko.
- Ale część naszych powiedzeń to już wytwór ludzkiej fantazji - twierdzi.
Czy komentatorzy trenują?
- Ja siebie nie słucham - zapewnia Babiarz.
- Czasami oglądam jakiś mecz i zaczynam go komentować - mowi Jasina. - I często ćwiczę czytanie.
Ale to czasami nie wystarcza. Jerzy Mżygłód kilkanaście lat temu komentował pierwszą połowę meczu. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie... pomylił drużyn, które w tym meczu grały.
Wprawa nie wystarczy też gdy komentator sam się zagrzebie w tzw. ciekawostkach. Oglądamy np. mecz Argentyna - Meksyk, a słyszymy o jakimś trenerze portugalskim, który kiedyś był w Brazylii; to przecież obok Argentyny. I ten trener spotkał się kiedyś z Kazimierzem Górskim. "I to jest nasz, polski wkład w ten mecz...” - cieszy się komentator, a tymczasem na boisku były już dwa rzuty karne.
Wymowna odprawa
- Te wszystkie ciekawostki to my dostajemy opracowane - zwierza się Babiarz. - Mam np. listę startową i przy zawodniku jest "93WCh3” - to znaczy, że na tym samym dystansie był trzeci w Mistrzostwach świata w `93 roku. Są tam też notki, że ktoś biegł w jednym bucie, że zgubił pałeczkę w sztafecie... I czasami człowiek zapomina o teraźniejszości.
Ale komentatorzy się starają.
- Często siedzę w słowniku i sprawdzam różne formy językowe - opowiada Tomasz Jasina. - Wczoraj mieliśmy odprawę przed wyjazdem na Euro 2004. Jednym z tematów była wymowa nazwisk zawodników. Bo w Polsce to bardzo ważne. Anglicy, Francuzi czy Hiszpanie wymawiają nazwiska naszych piłkarzy jak im wygodnie. Nasi widzowie tego nie chcą. Dlatego opracowano zasady odpowiedniej wymowy.
Czy to wystarczy? Usłyszymy już w najbliższych dniach...