Rozmowa z księdzem Mariuszem Lachem, salezjaninem, założycielem, kierownikiem artystycznym i reżyserem Teatru ITP na KUL, który właśnie obchodzi 15 lecie działalności
• Rocznik?
- 1970, 46 lat.
• Korzenie ?
- Zwyczajne. Pochodzę z Pomorza, dokładnie: z miejscowości Świecie nad Wisłą, położonym pomiędzy Bydgoszczą i Toruniem. Tu podstawówka, potem w Tucholi skończyłem mundurowe Technikum Leśne. Jestem leśnikiem z papierami.
• Skąd taki pomysł?
- Nie wiem, nie miałem pomysłu na życie, ktoś tam poszedł, poszedłem i ja. Taki szary, nijaki.
• Czego nauczyła księdza szkoła?
- Nie boję się lasu. Nie boję się zwierząt, jeśli już to ludzi. W nocy czuję się w lesie, jak u siebie. Nauczyła mnie pokory wobec natury, może romantyzmu. Ale w końcu wylądowałem gdzie indziej.
• Gdzie?
- Jak wspomniałem, byłem nijakim, szarym człowiekiem. Przeźroczystym. Zero zainteresowań, zero osiągnięć w sporcie czy nauce. Średniak totalny. Z wiarą było tak samo. Od czasu do czasu do kościoła, bo tak wychowany byłem. Ojciec zginął w wypadku jak miałem osiem lat. Mama nie była w stanie nas z siostrą należycie dopilnować. Praca na trzy zmiany i tak dalej. W klasie maturalnej w przyszłym leśniku pojawiło się pragnienie życia zakonnego. Nie tyle ksiądz, jako ksiądz diecezjalny, ale zakonnik.
• Dlaczego nie ksiądz diecezjalny?
- Miałem nie najlepsze wzorce. Chciałem iść inną drogą. Usłyszałem o Salezjanach. Nie miałem pojęcia kim są. Coś mi mówiły postacie św. Jana Bosko czy Franciszka Salezego. Nie wiedziałem, czy są Polakami, czy żyją. Pojechałem do zakonu na pierwsze spotkanie. Od tamtego czasu do dziś nie mam wątpliwości, że jestem na dobrej drodze.
• Wróćmy do zakonnej drogi. I powołania. Co to był za znak?
- To było głębokie przeświadczenie, że nie jestem Bogu obojętny. Że jestem dla Niego ważny. Poczułem swoją wartość. Ja, taki bylejaki, nijaki, który nie wierzył, że coś osiągnie. Pomyślałem, że jako zakonnik mogę komuś pokazać moją drogę. Salezjanie pracują z młodzieżą i to mnie do nich przekonało.
• Najpierw był nowicjat?
- U nas proces formacji do święceń trwa dziewięć lat. Pierwszy rok to nowicjat, następnie dwa lata studiów filozoficznych. Przerwa na asystencję, czyli praktyki, aby poznać życie zakonne od drugiej strony. Potem cztery lata teologii. I święcenia. Było ciężko, ale nigdy nie miałem myśli, żeby to zostawić, że nie podołam.
• Przyszedł moment, że trzeba było położyć się na posadzce i ślubować Bogu.
- Pamiętam starszego zakonnika, który powiedział nam, że jak będą pierwsze śluby, śluby wieczyste i na koniec świecenia, to w takim momentach można Boga prosić o coś szczególnego. I Bóg „na to idzie”.
• O co prosił młody zakonnik?
- Najpierw prosiłem o dar słowa. Na końcu, żeby być dla ludzi, żeby rzeczy zewnętrzne nie przesłoniły mi człowieka, żeby drugi człowiek był w centrum. Nie mam nic, poza drobnym kieszonkowym. Pensję oddaję do wspólnej kasy zakonu. I podążam sobie drogą do Boga po cichu.
• Skąd na tej drodze pojawił się teatr?
- W szkole kochałem inne światy. Zaczytywałem się w science fiction. Przed maturą pierwszy raz pojechałem do teatru. Zobaczyłem „Mistrza i Małgorzatę” w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Nie zrozumiałem nic, ale teatr mnie zafascynował. Na zawsze. A ponieważ w zgromadzeniu jest nacisk na wychowanie młodzieży przez sport, teatr i muzykę, zacząłem robić teatrzyki. Ktoś poprosił mnie o awaryjne skończenie przedstawienia. Spodobało mi się, że ludzie robią na scenie to, co im każę jako reżyser. Jest zabawa. Kiedy zacząłem studia na KUL, studenci dowiedzieli się, że chodzę za teatrem. Powstał zespół, nazwaliśmy się ITP (Inicjatywa teatralna polonistów). 25 kwietnia minęło 15 lat od pierwszego spektaklu „Perła”.
• Za wami piętnaście dużych realizacji. Jaka refleksja?
- Tak, kilkanaście dużych, autorskich, pełnoobsadowych sztuk. Plus kilka premier na tzw. „Scenie Edukacyjnej”. Ostatni duży autorski spektakl to „Faust”. Na jubileusz przyjedzie kilkadziesiąt osób. Niektórzy pracują w różnego typu teatrach, są aktorami, instruktorami. Ziarno posiane wzeszło. Zarażają młodych teatrem. Coś się dalej rozkrzewia. Ale jest jeszcze jedna refleksja, że teatr to nie jest całe życie.
• Stachura śpiewał, że życie to nie teatr. Z czym do tego życia idą aktorzy ITP?
- Z tym, że człowiek jest najważniejszy. Że dobrze jest się wspierać. Że trzeba być odpowiedzialnym. Za pracę, za rodzinę, za drugiego. Że możemy na sobie polegać. Takie proste i zwyczajne sprawy.
• No właśnie, co jest najważniejsze w życiu? Praca i pasja, rodzina, Bóg?
- Być wiernym sobie. Jeśli doświadczyłem Boga, a doświadczyłem, i On jest dla mnie kimś ważnym, to kiedy przychodzą słabości, to ważne jest to, żeby od Niego nie uciekać. Jeśli na przykład założyłeś rodzinę, to jesteś jej wierny, mimo problemów.
• Marzenia?
- Małe. Mamy nową salę, gdzie możemy grać. Mamy magazyn na kostiumy, sprzęt. Jestem w siódmym niebie. Mam od paru miesięcy coś, czego nie miałem przez 15 lat. Ale przede wszystkim mam ludzi. Jestem szczęśliwy.
• To marzenia teatralne. A w życiu?
- Być tu i teraz. Takie marzenia przyziemne. Trzy lata temu wykryto u mnie nowotwór złośliwy. Operacja, leczenie na onkologii w Gliwicach. Ale nie miałem kryzysu. Ani życia, ani Pana Boga. Byłem szczęśliwy przed operacją, jestem szczęśliwy po. Po trzech latach byłem na kontroli, markery są ok. Jeśli nagle okaże się, że coś jest nie tak, to spokojnie. Może to jest łaska od Boga, ten spokój. Nie boję się śmierci. Nie.
NIEZNANE DROGI PANA
- koncert jubileuszowy z okazji 15-lecia Teatru ITP rozpocznie się o godzinie 18, w piątek, 29 kwietnia w ACK Chatka Żaka. Wejściówki można otrzymać przed koncertem od godz. 17.00
TEATR ITP
Grupa powstała na wiosnę 2001 roku. Wtedy to studenci polonistyki KUL, prowadzeni przez kolegę ze studiów - ks. Mariusza Lacha - zaprosili kilku znajomych i wystawili wspólnie „Perłę”, parafrazę biblijnej przypowieści o kupcu, poszukującym pięknych pereł. Rzecz miała miejsce w czasie festiwalu kultury studenckiej „Kulturalia” w maju 2001 roku, a dobre przyjęcie zgotowane przez publiczność zachęciło Teatr do dalszej pracy. Zespół (w większym już składzie) zebrał się we wrześniu 2001 na warsztatach teatralnych w Zduńskiej Woli i przygotował swój pierwszy autorski musical „Toast” na podstawie „Listów starego diabła do młodego” C. S. Lewisa. Wtedy powstała nazwa ITP - Inicjatywa Teatralna Polonistów, bo choć w skład teatru wchodzili już studenci różnych kierunków i lubelskich uczelni, początkowa inicjatywa należała przecież do polonistów (więcej na: itp.kul.lublin.pl)