W Lublinie mamy wicemistrza świata. Wicemistrz nazywa się Piotr Hordyjewicz, a tytuł wywalczył niespełna miesiąc temu w portugalskim Entroncamento. W czym? A w strzelaniu z kuszy. – Wilhelmem Tellem jednak nie jestem – śmieje się Hordyjewicz
Mutant za 20 000
Przygoda Hordyjewicza z tą nietypową bronią rozpoczęła się piętnaście lat temu. – Ćwiczyłem łucznictwo w Energetyku Lublin, ale w pewnym momencie postanowiłem zmienić profesję – opowiada.
Zanim jednak Hordyjewicz wystartował w pierwszych zawodach, najpierw musiał sporo zainwestować w sprzęt. – Przyzwoita kusza kosztuje około 20 tysięcy złotych – wyjaśnia. Niestety, ale w Polsce nie można jej legalnie kupić, więc lublinianin musiał wykorzystać swoje kontakty. – Kuszników na świecie jest około siedmiu tysięcy.
Wszyscy jesteśmy jak jedna wielka rodzina, która stara się sobie pomagać. Podobnie jest przy zakupie sprzętu. Moja obecna kusza to prawdziwy mutant interkontynentalny. Celowniki pochodzą z Niemiec, groty z Japonii, strzały z USA, a ostrogi są z Polski. Dodatkowo, niektóre części zostały wyprodukowane w Finlandii.
Pucharowe strzelanie
Ile waży kusza? – To zależy. Na zawodach ograniczenie wynosi dziesięć kilogramów, ale zazwyczaj są one lżejsze i ważą około sześciu kilogramów – wyjaśnia Hordyjewicz.
Kusznicy rywalizują ze sobą w trzech konkurencjach: field, match play i forest. – Dwie pierwsze są bardzo podobne do zawodów łuczniczych. Match play jest nieco ciekawszy, bo tutaj rywalizuje się w systemie pucharowym – specjalnością lublinianina jest jednak forest.
– To bardzo trudna konkurencja. Polega ona na strzelaniu do makiet zwierząt ustawionych w lesie. Panuje tam różne oświetlenie i czasami bardzo ciężko jest ocenić odległość – wyjaśnia Hordyjewicz, który właśnie w tej konkurencji zdobył tytuł wicemistrza świata.
Jedyny w Polsce
Poziom zawodów w Entroncamento był bardzo wysoki. – Wystarczy powiedzieć, że startowało prawie dwustu zawodników. Na dodatek, od początku panowały niezwykle trudne warunki. Było bardzo gorąco, około 45 stopni Celsjusza w cieniu, a do tego wiał silny wiatr – nietrudno zgadnąć, że zwłaszcza to ostatnie ma duży wpływ na strzelanie z kuszy.
Jednak Polak w tych warunkach czuł się jak ryba w wodzie. Uzbierał 935 punktów i uległ jedynie Stevenowi Pylypchukovi z USA.
– Nie spodziewałem się takiego wyniku. Stawiałem na Australijczyków, Amerykanów, Japończyków, Szwajcarów czy Rosjan. Po zakończeniu zawodów długo nie mogłem uwierzyć w to, co zrobiłem. To pierwszy medal dla naszego kraju w historii tego sportu – wyjaśnia.
Niestety, ale o sukcesie lublinianina mało kto w naszym kraju wiedział. – Nic dziwnego, bo strzelanie z kuszy jest w Polsce… zakazane. Na jej posiadanie trzeba mieć specjalne zezwolenie. Dość powiedzieć, że jestem jedynym Polakiem, który startuje w zawodach sportowych – dodaje Hordyjewicz.
Trenuje w Czechach
Jako że lublinianin nie może trenować w Polsce, musi wyjeżdżać do Czech. – Tam są świetne warunki do tego sportu. Powstała nawet specjalna liga, w której startuje kilka zespołów. Ja reprezentuję barwy Iskry Otrokovice. Chcę jednak podkreślić, że podczas zawodów zawsze startuję w koszulce z orzełkiem na piersi – zaznacza.
Ciągłe podróże wymagają sporych pieniędzy, a z tego sportu nie da się wyżyć. – Kusza jest dla mnie rodzajem hobby. W USA czy w Niemczech zawodnicy mają sponsorów, którzy pozwalają im w całości poświęcić się strzelaniu z kuszy. W Polsce tak nie jest i pewnie długo nie będzie – twierdzi Hordyjewicz.
Ze statusem kuszy w Polsce wiąże się wiele problemów. – Na naszej wschodniej granicy muszę zawsze tłumaczyć się, że jadę na zawody i pokazywać specjalne pozwolenia. Tymczasem, kiedy byłem ostatnio w Lizbonie i podszedłem do celnika zgłosić mu, że mam kuszę, to ten popatrzył na mnie ze zdziwieniem i spytał, po co mu to mówię?
Marzenia kusznika
Marzeniem Hordyjewicza jest występ na olimpiadzie. Co prawda w obecnej chwili nie zanosi się na to, aby strzelanie z kuszy zagościło w programie igrzysk olimpijskich.
Bardziej realnym marzeniem wydaje się powstanie w Lublinie klubu kuszniczego.
– Na Lubelszczyźnie jednymi z najważniejszych postaci w strzelectwie są Zbigniew Cichosz i Romuald Witamborski. Oni mają niesamowitą wiedzę na temat tego sportu. Wydaje się jednak, że powstanie klubu kuszniczego w Lublinie nie jest możliwe. Za dużo byłoby przy tym zachodu i załatwiania pozwoleń – podkreśla Hordyjewicz, który na razie skupia się na treningach: w przyszłym roku odbędą się kolejne mistrzostwa.
Tym razem najlepsi kusznicy przyjadą do Nowej Zelandii. – Lubię tam startować – mówi nasz bohater.
A my liczymy, że przywiezie kolejny medal. Może złoty?