Henryk W. z Niedrzwicy przysłał do naszej redakcji swój życiorys. Nie taki od urodzenia, ale ten wyimek, który zaważyć może na dalszym losie człowieka. Życiorys zadziwiająco szczery.
Miał szansę
„Ożeniłem się z miłością mojego życia, urodziły nam się cztery córki. (...) Żona nie chciała mieszkać na wsi, postanowiła sprzedać nasz dom. Mój opór przepłaciłem pierwszym wyrokiem sądu rejonowego w Kraśniku w 1996 roku, którego wykonanie zawieszono. Miałem jakoby znęcać się nad żoną. Jakie to było znęcanie najlepiej świadczy sentencja wyroku: rozcięta warga i zwolnienie lekarskie poniżej 7 dni...”
Piętrowy, murowany klocek stoi niedaleko drogi, schowany za drzewami. Drzwi otwiera młoda kobieta.
• Czy tu mieszka pan Henryk W.?
– Nie, nie mieszka. A o co chodzi?
• List przysłał do redakcji. Gdzie można go znaleźć?
Wzruszenie ramionami:
– Poproszę mamę.
Wchodzimy do środka, prowadzeni przez byłą żonę Henryka W.
– Przeszkadzaliśmy mu, ja i dzieci – stwierdza kobieta stanowczo. – Chciał nas stąd przepędzić. Tej nocy, kiedy rozlał ropę i powiedział, że nas podpali, ja z dziećmi postanowiłam się stąd wyprowadzić. Wróciłam dwa lata temu, po uzyskaniu rozwodu i po eksmisji byłego męża.
• Gdzie on teraz mieszka?
– Nie wiem. Czasem przychodzi do tej letniej kuchni, która tam stoi – wskazuje ręką niewielki budynek odgrodzony płotem.
• Pisze, że ten dom jest współwłasnością, że działkę podarowała jego matka.
– Faktycznie, ale w małżeństwie jak jest dobrze, to nikt nie myśli o problemach, jakie mogą być i wszystko jest wspólne. Teraz nie ma pieniędzy na podział majątku.
• Skarży się, że komornik wyrzucił wszystkie jego rzeczy i został bez niczego...
– Był poinformowany o wszystkim. Została wyznaczona data. Sam sobie winien, że nie przyszedł.
• Dlaczego został eksmitowany?
– Dlatego, że to on stwarzał problemy. Ja i dzieci mamy prawo do normalnego życia. Najpierw prosiłam żeby zgodził się na leczenie, ale, oczywiście, nie chciał. Zawsze lubił wypić, wtedy uważało się, że wszystko jest dla ludzi. Zaczęło się 10 lat po ślubie – każda okazja była dobra. Ja nie chciałam chodzić na libacje. Pod moją nieobecność zrobił melinę z domu. Zaczęło się bicie, straszenie, niszczenie sprzętów. Wyłączał nam światło, wodę, ogrzewanie, szykanował. Zaczęłam wzywać policję. Miał w sądzie sprawę jedną, drugą, siedział. Musiałam bronić siebie i dzieci.
• Córki utrzymują kontakt z ojcem?
– Są dorosłe. Odróżniają dobre od złego. Mówią, że ojca mają tylko na papierze.
• Czy nie ma szansy na to, żebyście się dogadali? Na przykład, gdyby przestał pić?
– Absolutnie nie. Mówi, że jest skrzywdzony, chory? Tak – za własne pieniądze i na własne życzenie. To skrzywienie psychiczne. Jak człowiek tyle lat pije, to musi zostać jakiś ślad... Jest dużo mężczyzn pijących, ale jakoś chronią rodzinę. On miał na celu jedno: zniszczyć nas. Nie ma mowy o powrocie. Dawałam mu szansę, liczyłam że się opamięta. Teraz, jak tylko będzie nas nachodzić, wezwę znów policję. Jak nie miejscową, to z Lublina. Ja już nauczyłam się bronić, nie dam się bić i upokarzać.
Od wyroku do wyroku
Drżą mu ręce, gdy wyjmuje plik dokumentów. Kładzie je na blacie stolika, a ja liczę: jeden wyrok, drugi, trzeci, kolegium, kolegium, rozwód, wyrok... Za znęcanie się fizyczne i psychiczne nad żoną, za grożenie zabójstwem, nakaz eksmisji, kolegium za to, że „złośliwie dokuczał i niepokoił wypuszczając z bojlera ciepłą wodę”. Obok kładzie kartki, które zawierają nagłówek „Postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia”, albo informację, że z powodu niewykrycia sprawcy nie skierowano do sądu wniosku o ukaranie winnego zniszczenia odzieży wartej 240 zł.
– Jak mnie dokuczała, niszczyła mi ubranie, zamykała łazienkę, to policja i prokuratura uważały, że nie ma znamion czynu zabronionego – pokazuje kopię uzasadnienia. – Oskarżyła mnie, że jej kurczaki zabijałem. A co mnie do jej kurczaków? Ja ich po prostu nie grzebałem – gdzie padły tam sobie leżały...
Henryk W. nieskładnie, wylicza swoje krzywdy, straty z pozoru niewielkie, które urosły do rangi symbolu niesprawiedliwości.
– Ja miałem wersalkę i telewizor, komornik wszystko zabrał. Nie wiem – gdzie. Ale antena do telewizora była moja! Dlaczego ona sobie antenę zabrała? Zostałem jak dziad, bez niczego. Cały czas muszę płacić jakieś koszty, obciążenia, sam nie wiem – za co. Płaciłem alimenty na córkę przez parę lat bezprawnie, bo ona wcale do szkoły nie chodziła. Mnie z renty zostaje 260 złotych miesięcznie.
Nerwowo przekłada papiery, które bezdusznie świadczą przeciwko niemu. Powtarza: jak można wierzyć tylko jednej osobie? Jak zgłosiłem swoich świadków, to sąd wcale nie chciał ich przesłuchać. Skąd ona bierze te obdukcje?
W niewielkiej letniej kuchni, do której eksmitowany został Henryk W., panuje nieopisany bałagan. Brak ogrzewania, prądu, wody.
– Czego oczekuję? Chciałbym wrócić do swojego domu, z którego mnie wyrzucono – mówi. – Zająłbym dół, mogę zrobić osobne wejście. Idzie zima, gdzie ja się podzieję?
Co o tym się mówi?
Każdy, kto by powiedział, że mężczyźni w Niedrzwicy nie piją, byłby śmieszny. Piją. Mniej albo więcej. Bo się spracowali ciężko albo bo nie mają pracy. Bo trzeba się rozerwać towarzysko albo ma się kaca. Lub chandrę...
Henryk W. tego dnia pomagał sąsiadom ciąć drewno.
Piła głośno wyje na posesji, kilku mężczyzn zmaga się z olbrzymimi sosnami, później odrzucają na bok przycięte deski.
Jaki jest Henryk W.?
– Użyczny sąsiad – stwierdza młody Marek Wojtyła. – Zawsze przyszedł, spytał, czy co trzeba pomóc. Jak obiecał, to było pewne. Czy pije? – młody człowiek śmieje się. – Pani, a kto dziś nie pije? Ale przecież nie tak, żeby leżał w rowie...
– Zawsze był pracowity, pomocny i chętny – mówią rodzice pana Marka. – Nigdy nie był agresywny. Jak pierwszą córkę za mąż wydawał, to nie pił na weselu. Później to myśmy tam nie chodzili. Nikt nikomu za drzwi nie zagląda, kto wiedział, że tam się zaczął kryzys? No, ale żeby pod własny dach nie mógł wejść? To coś nie tak.
– Niech mu pani pomoże – prosi ojciec Marka, Eugeniusz. – Idzie zima. Żeby chłop, jak pies, gdzieś się tułał? Nieraz tu przychodzi i mówi: – Masz jaką robotę, to za obiad ci zrobię...
– Kiedyś obsiał swoje pole i zamówił kombajn. Mówił, że maszyna przyjechała, kiedy go w domu nie było. Ona kazała, żeby sobie pojechali z powrotem. I wszystko zmarniało – dodaje sąsiadka. – Tak się cieszył z wnuka! Teraz mu nie pozwalają z dzieckiem się widzieć. My nie mamy nic do nich, ale o nim nie możemy złego powiedzieć. Warto mu pomóc. Jak to tak kogoś z własnego domu wyrzucić?
W gminie
Pytani o Henryka W. urzędnicy nie chcą opiniować jawnie.
– Sprawa nie jest taka oczywista – mówią dając do zrozumienia, że obydwie strony są nie bez winy.
Wiesława Gost, sekretarz gminy, a jednocześnie przewodnicząca Komisji Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, jest bardziej otwarta:
– Według mnie to dobry człowiek, ale w szponach nałogu. Zawsze był pracowity i uczynny, ale alkohol spowodował nieporozumienia rodzinne. Prosiłam, żeby podjął leczenie – nie chciał. Nie mogę powiedzieć, że żona nie wykazywała dobrej woli. Nie rozumiem jednak, dlaczego odwróciły się od niego córki, dlaczego nigdy ojcu nie dawały nadziei? Myślę też, że on cierpi na zaawansowaną nerwicę. Szkoda, nie jest zawistny, ma dość pozytywny stosunek do życia i ludzi. Chciałabym, żeby się leczył i żeby ktoś mu pomógł.
Mówią lubelscy prawnicy
Prawnik I:
– Bywa, że jeśli osoba nadużywająca alkoholu otrzyma wyrok za znęcanie się nad rodziną, to później jest pewien automatyzm. Sądy są z reguły sfeminizowane; to może mieć wpływ na wyrok. Brany jest pod uwagę interes kobiety i rodziny, a podczas kolejnych rozpraw ten paragraf kodeksu karnego, który mówi o groźbie zabójstwa. Wyrok jest niejako formą zapobieżenia takiej ewentualności. Mogę podejrzewać, że kolejne wyroki, które w sprawie zapadają, zawsze będą na korzyść kobiety nawet, jeśli jej racje są wątpliwe.
Prawnik II:
– Nie znam takiego automatyzmu. Być może młodzi sędziowie, którzy zapoznają się tylko z dokumentami, wyrabiają sobie taką opinię o oskarżonym, ale też wiedzą o tym, że są wyższe instancje i że podlegają kontroli, a oskarżony może się odwołać. Nie, nie można powiedzieć, że ktoś, kto ma jeden wyrok, później jest niesprawiedliwie osądzany. Ja nie znam takich przypadków.
Szansa
Henryk W. zwrócił się o pomoc do lubelskiego biura SLD. Być może tam radca prawny pomoże mu zredagować pismo odwoławcze od wyroku o eksmisji lub doradzi, jak przeprowadzić sprawę o podział majątku. Został też poinformowany gdzie i jak skontaktować się z komornikiem w sprawie zwrotu tych rzeczy, które zostały zabrane podczas eksmisji.
Czy jest szansa, że wróci do domu, że przestanie pić, że pobawi się z wnukiem? Są sprawy beznadziejne choć i cuda też się zdarzają. Czy w tym przypadku na cud można liczyć?
Maria Dobosiewicz
Henryk W.: – Zostałem jak dziad, bez niczego...