d Wyciąga papierosa. Z zapalniczką podbiega do niej Lech Nikolski. – Tak w ogóle to ja nie palę. Tylko się zdenerwowałam... – tłumaczy. Zaciąga się raz, drugi...I rozpoczynamy rozmowę.
• Jak się powinnam do Pani zwracać? Pani minister, ministra...?
– Rzeczywiście... Zauważyłam, że niektórzy nie wiedzą, jak się do mnie zwracać. A kiedy zostałam wiceprezesem Rady Ministrów, kłopot był jeszcze większy. Niektórzy łamali sobie język. Nie wiedzieli, jak używać żeńskiej formy dla zawodów, które nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie tradycja przypisała mężczyznom. Myślę, że trzeba zamieniać męskie tytuły na kobiece. I to nie tylko w polityce. Słowo posłanka już weszło do języka polskiego. Coraz częściej też słyszę psycholożka. Ja na razie jestem panią wicepremier. I proszę nie mylić z premierową, bo to przecież żona premiera.
• Małżonek jest rektorem Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w Warszawie. Nie jest zazdrosny, że to pani jest bardziej znana?
– Myślę, że żaden prawdziwy mężczyzna nie boi się popularności swojej żony. Tak jak prawdziwa kobieta nie czuje się zagrożona przez swojego męża. Tylko prawdziwi mężczyźni potrafią udzielać wsparcia kobietom, które w jakiejkolwiek dziedzinie odniosły sukces. Ci „nieprawdziwi” mogą czuć się zagrożeni. Ale wtedy kobieta powinna się zastanowić, dlaczego to godzi w ich męskość.
• Czy to znaczy, że Jerzy Paweł Nowacki zamienił się z Panią rolami i to on jest... kobietą w domu?
– Nie, absolutnie! W tym sensie mam dość tradycyjną rodzinę. Mąż nie gotuje. Ja to robię, bo lubię gotować i lubię też dobrze zjeść. W domu każdy robi to, co potrafi robić najlepiej.
• Kim jest feministka?
– To osoba, która przyznaje sobie prawo do decydowania o własnym życiu, dokonuje własnych wyborach. I walczy, aby takie możliwości miały też inne kobiety. Matce, żonie, siostrze w wielu wypadkach znacznie mniej wolno niż mężczyźnie. Feministka burzy te bariery.
• Ostatnio usłyszałam, ze feministką staje się kobieta, która miała traumatyczne przeżycia z mężczyznami. Z ojcem, bratem, mężem...
– Tak? A któż tak mówi?
• Mężczyzna. Jeden z polityków.
– Termin „feminizm” u wielu wywołuje dreszcze. Temu słowu przydano negatywne konotacje. I raczej używa się je w celu obrażenia osoby, niż sformułowaniu poglądów. Tak, jak zrobił to pan, o którym Pani wspomniała.
• Czyli Izabela Jaruga Nowacka została feministką nie dlatego że miała przykre doświadczenia z mężczyznami?
– Powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie. Myślę, że aby być człowiekiem odważnym i świadomym swoich praw i wolności, to trzeba tę odwagę i poczucie godności wynieść z domu. Pomaga też wiara w siebie. Wartości te wpajane mi było zarówno przez tatę, jak i mamę. No i oczywiście, trzeba być kochanym. A ja właśnie w takich warunkach się wychowałam.
• Więc jak to się stało, że zaczęła pani pomagać innym? Zwłaszcza kobietom?
– Walką o prawa człowieka, o prawa kobiet, zajęłam się jeszcze przed zmianą ustroju w Polsce. Przełom nastąpił w 1989 roku. Pracowałam wtedy w Lidze Kobiet Polskich. Spotykałam się z kobietami, których zakłady pracy likwidowano. Kobiety coraz częściej stawały się bezrobotne. I coraz częściej mówiono im, że po czterdziestce na pracę nie mają szansy. A przecież jakoś trzeba dalej żyć, nakarmić i ubrać dzieci. Uznałam, że powinnam zaangażować się w życie publiczne.
• Czym się różni kobieta polityk od mężczyzny polityka?
– Wieloma cechami. Badania potwierdzają że kobiety inaczej zarządzają zespołem. Nie tylko oszczędniej, ale i przyjaźniej. Są lepsze na stanowiskach menadżerów. Ale nie chciałabym, aby z tego wynikło, że jesteśmy we wszystkim lepsze od mężczyzn. Robimy wiele rzeczy inaczej i ta odmienność sama w sobie jest wartością. Kobiety i mężczyźni mają odmienną tożsamość kulturową. My na inne rzeczy zwracamy uwagę, oni na inne. I tak, na przykład, do niedawna przemoc w rodzinie była uważana za sprawę prywatną, a nie kwestię społeczną, polityczną. Nie były jej poświęcane żadne regulacje prawne. To kobiety sprawiły, że o przemocy, gwałtach, molestowaniu seksualnym zaczęło się głośno mówić.
• Jeden z magazynów kobiecych uznał Panią za jedną z najlepiej ubranych posłanek. Podpisane było: „Izabela Jaruga-Nowacka z wdziękiem walczy ze schematami w życiu i ubiorze”.
– Ten tytuł sprawił mi dużą przyjemność. Staram się ubierać odpowiednio do sytuacji, czyli inaczej do opery, filharmonii, inaczej do pracy w Sejmie, a zupełnie inaczej na grilla do znajomych czy na spacer. Sądzę, że sposób ubierania się powinien zarówno odzwierciedlać nasz nastrój – jak i go tworzyć.
• Mężczyźni uważają Panią za atrakcyjną kobietę. Jeden z konserwatywnych polityków zachwycał się pani wydatnymi ustami. Czy wykorzystuje Pani swoją kobiecość w polityce? Czy uroda Pani pomaga?
– Wręcz przeciwnie. Uważam, że uroda w polityce może prowokować do tego, by uznawać kobietę za ozdobnik. Często spotykam się z opinią, że kobieta jest ozdobą mężczyzny. Ja dekoracją być nie zamierzam. Zresztą dla mnie większym „ozdobnikiem” są mężczyźni, niż kobiety. To oni zdobią mój kobiecy świat. W polityce walory zewnętrzne są ważne, ale przede wszystkim trzeba mieć swoje poglądy, ideały i umiejętnie ich bronić.
• Czy Pani, jako kobieta-polityk, ma w sobie jakieś męskie cechy?
– Uważam, że i jako polityk i jako kobieta, mam typowo żeński genotyp. Kobiecość u kobiet, a męskość u mężczyzn trzeba po prostu cenić.
• Czy koledzy-politycy dyskryminują panie?
– Wyczuwa się odmienne traktowanie kobiet w polityce. Politycy próbują traktować kobiety jako ozdobniki w świecie polityki. Jesteśmy odbierane jako bardziej uległe, trochę gorsze od płci przeciwnej. Proszę zauważyć, że jeżeli myli się kobieta, to myli się za cały kobiecy ród. Wtedy wszyscy mówią – wiadomo: baba. A jeżeli mężczyzna polityk będzie zachowywał się irracjonalnie i arogancko, to zaistnieje z imienia i nazwiska. I albo jedni powiedzą, że to prawdziwy, twardy facet, albo po prostu przymkną oko na jego zachowanie i stwierdzą, że miał dziś taki nastrój.
• Czyli lepiej w Sejmie przyjaźnić się z kobietami?
– Nie chciałbym tak generalizować. To nie jest tak, że z tytułu płci będę się z kimś lepiej komunikowała. Myślę, że kobiety powinny zrozumieć, że łączy nas wspólny cel. Chcemy osiągać takie same prawa człowieka dla kobiet i mężczyzn. Dlatego powinny się wspierać i być solidarne w polityce. Nie mogę zrozumieć tych pań, które, przemawiając z trybuny sejmowej, odsyłają inne kobiety do domu. Chętnie zapytałabym się wtedy: jak to się stało, że one mogą być w takim miejscu i przemawiać? W ich zachowaniu przejawia się brak wiedzy o historii feminizmu. Jest to także brak szacunku dla kobiet, które od czasu rewolucji francuskiej zapłaciły ogromną cenę. Niektóre z nich cenę życia. Właśnie za to, żebyśmy dziś mogły się kształcić, zarabiać, przemawiać z trybuny sejmowej, pełnić wysokie funkcje społeczne...
• ... i na przykład zostać prezydentem? A raczej prezydentową?
– Już kilka osób mnie o to pytało. Dziś nie mogę jednoznacznie na to odpowiedzieć. Polityk nigdy nie mówi nigdy...