Matka jest załamana. Sąsiedzi nie mogą uwierzyć. Prokurator stwierdził, że to jego zawodowa porażka. A sąd uznał, że Piotr został zabity nieumyślnie.
– Piotruś i Krzyś oglądali telewizję – wspomina matka zamordowanego Piotra, Lila Tryksza, która od tragicznej śmierci męża, 19 lat temu, sama wychowała czterech synów. – Zadzwonił jego kolega. Wyszedł. Ja położyłam się spać.
Matkę obudziło stukanie do okna.
„Mamo otwórz – powiedział Andrzej. – Młodego ktoś postrzelił”.
– Zobaczyłam kałużę krwi i syna przez szybę w karetce, jak leżał w worku...
Z giwerą
Mariusz K. mieszkał z trójką braci i siostrą w małym domu w Malinówce, trzy kilometry od miejsca tragedii.
Z wojska został zwolniony, gdy zagroził, że się zabije.
– Przyznaję się jedynie do posiadania broni i amunicji. Natomiast nie przyznaję się do wyprodukowania broni palnej i zabicia Piotra Trykszy – powiedział prokuratorowi 30-letni Mariusz K.
Zaraz po aresztowaniu, 13 kwietnia, policjantom mówił, że... „z giwerą czuł się pewny siebie”.
Jedziemy na dyskotekę
Feralnej nocy pił wódkę ze swoim bratem Grzegorzem. Kilka minut po godz. 21 poprosił nocującego u nich szwagra Jacka M., aby zawiózł go do Cycowa na piwo.
W lokalu, jak wspominają świadkowie, prowokowali innych. Obrażali dziewczyny. W końcu reszta klientów baru, w tym Piotr Tryksza, wyrzuciła go. Po chwili wrócił, kupił dwa piwa, a przy wyjściu uderzył butelką w głowę narzeczonego jednej z dziewczyn, Konrada.
Prawdopodobnie to on miał być ofiarą.
Strzał
Mariusz pieszo wrócił do domu.
Wyjął schowaną w wózku inwalidzkim ojca myśliwską strzelbę, załadował śrutem i ukrył w samochodzie.
O północy szwagier zawiózł go do Cycowa, żeby szukać Grzegorza. Pojechał z nimi Leszek, jeszcze jeden brat Mariusza K.
Zatrzymali się obok przystanku PKS, kilkadziesiąt metrów od baru.
Mariusz wyjął broń i wysiadł.
Leszek wszedł do baru.
Mariusz został przy ogrodzeniu. Wrócili do auta, bo Grzegorza nie było w środku. Za nimi wyszedł Piotr. Był jakiś metr od Mariusza, gdy padł strzał.
Rana klatki piersiowej z rozległym uszkodzeniem płuca lewego i krwotokiem wewnętrznym potem spowodowała ostrą niewydolność krążenia i śmierć – napisał potem lekarz sądowy w raporcie.
Tymczasem Mariusz uciekł do domu. Ukrył broń i amunicję.
O 4 nad ranem zatrzymała go policja.
Z natury spokojny
Prokurator Zdzisław Cabaj z Włodawy nie ma wątpliwości: należy wykluczyć przypadkowe oddanie strzału, bo najpierw należało załadować strzelbę, odwieść kurek i pociągnąć za spust.
– Widziałem szarpaninę – zeznawał szwagier mordercy. – Tryksza chciał mu wyrwać broń. Wypaliła. Kiedy wróciłem do domu, nie mogłem spać. Powiedziałem żonie, że Mariusz chyba kogoś zastrzelił.
W sądzie zeznał, że nie widział broni w samochodzie. Na policji zaś, że widział, zapytał nawet Mariusza po co mu ona. – Bałem się go. Z natury jest spokojny, choć jak ktoś go zaczepi, to jest agresywny.
„Zagubiony” brat, Grzegorz K., nic nie pamięta. Nad ranem obudził się z bólem głowy w przydrożnym rowie.
Biegły z zakresu balistyki stwierdził, że ofiara i sprawca stali. Strzał padł z odległości nie mniejszej niż 40 cm i nie większej niż 60 cm.
Ofiara zasłaniała się.
Broń była przygotowana do natychmiastowego użycia.
Żeby ktoś przeprosił
Pogrzeb Piotrka odbył się następnego dnia.
Teraz jego matka dwa razy dziennie odwiedza grób syna.
– Zostały mi tylko pamiątki po nim: studnia, ułożona terakota. Moi chłopcy byli nauczeni pracy. Piotr jeździł tirami po całej Polsce. Miał dziewczynę, plany...
Sprzedał samochód, żeby zrobić prawo jazdy na naczepę i zdobyć świadectwo kwalifikacyjne.
– Żeby nawet łza, żeby ktoś z rodziny przeprosił, powiedział, że żałuje. W sądzie to było wymuszone, od niechcenia – mówi brat Krzysztof i wspomina jeszcze dziwne, wulgarne telefony do matki.
Wyrok
Prokurator zażądał 25 lat więzienia dla Mariusza K.
Po 9 posiedzeniach, 12 września, w sali nr 13 o godz. 13 sędzia Anna Burek odczytała wyrok.
Sąd uznał, że pijany Mariusz K. naraził Mariusza (sic!) Trykszę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, kierując w jego stronę przerobioną, naładowaną broń myśliwską „Bajkał”. Piotr chwycił za lufę, a oskarżony, na skutek niezachowania ostrożności doprowadził do oddania strzału, czym nieumyślnie spowodował ranę postrzałową. Za to sąd skazał go na karę 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności.
Za przerobienie broni i jej nielegalne posiadanie dostał trzy lata. Łącznie sąd wymierzył karę 8 lat pozbawienia wolności.
Sąd Okręgowy zmienił kwalifikację czynu ze zbrodni zabójstwa na nieumyślne spowodowanie śmierci.
Albo śmierć za śmierć
Halina Pasztelan z Cycowa nie wierzy, że K. zabił nieumyślnie. – Miał tyle czasu, żeby dojść na Malinówkę, wziąć broń, pomyśleć... Po co wziął strzelbę? Wiedział, że może komuś zrobić krzywdę.
– Jak tak można?! – płacze matka Piotra, która od czasu tragedii nie może się pozbierać. – 4,5 roku za życie?
– Wyrok? Jesteśmy oburzeni – mówi Stanisława, jedna z sąsiadek. – Wymiar sprawiedliwości nie popisał się.
– To żaden wyrok – oburza się Irena Wróblewska z Cycowa. – On powinien dostać 25 lat albo śmierć za śmierć.
– W porównaniu z wyrokiem za posiadanie broni to śmieszne – dodaje pani Halina.
– To policzek w twarz matki. Jak tak będziemy karać, to można będzie bezkarnie zabijać – denerwuje się Wiktoria Sidorowska.
Wszystko się wali
Posesja Trykszy: trawnik krótko przystrzyżony. Ład i porządek. W małym drewnianym domku czysto i schludnie.
Na podwórku K. bałagan. Ogród zarośnięty, na sznurku suszą się ubrania. Siostra Agata mówi, że nie chce z nami rozmawiać. A jednak rozmawia. – I tak nikogo nie obchodzi, co czujemy. Mariusz? Widzi pan, co się porobiło, jak go nie ma – wyrzuca z siebie Agata. – Wszystko się wali. Jest załamany, nie może się otrząsnąć. O planach po jego wyjściu nie rozmawiamy. Ja rozumiem matkę zabitego, bo sama jestem matką.
Sąsiedzi twierdzą, że to spokojna rodzina. – Głupota go opanowała – mówi sąsiad. – Pod wpływem alkoholu głupotę zrobił. Ale to dobry chłopak.
Apelacja
Prokurator Zdzisław Cabaj wyrok odebrał jako swoją porażkę. Zapowiada apelację. – Przewód sądowy podtrzymał ustalenia ze śledztwa. Udowodnimy, że K. działał w zamiarze bezpośredniego pozbawienia życia. Biegły wykluczył przecież przypadkowe wystrzelenie.
– Wyrok jest nieprawomocny, jest zapowiedź apelacji – mówi Barbara du Chateau, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Trzeba zaczekać na orzeczenie Sądu Apelacyjnego, czy podzieli tok rozumowania pierwszej instancji.
Matka Piotra też będzie czekać.