Debiut nie był imponujący. Studencki Teatr Satyryków w Warszawie i nawet nie recital, tylko składanka słowno-muzyczna, jak to się wtedy nazywało. Całość ówczesny krytyk muzyczny określił słowem "nieudane”. Tak - w lutym 1956 roku - zaczęła się wielka kariera dziewczyny z Międzyrzeca Podlaskiego
A poza tym w jej rodzinnym domu śpiewali wszyscy. Mama, siostry i ojciec. - Ojciec mój był człowiekiem bardzo religijnym - opowiada Sława. - Sam robił różańce, które sprzedawał na wszelkich odpustach. Był też żywą skarbnicą pieśni religijnych na wszelkie okazje.
Dzieciństwo Sławy Przybylskiej to Międzyrzec Podlaski, miasteczko małych podwórek, kramów i sklepików. To zabawy z dziewczynkami o czarnych włosach i migdałowych oczach. To dziwne pieśni w niezrozumiałym dla niej języku, zawodzenia. Pieśni i koleżanki zniknęły. W II wojnie światowej Międzyrzec stracił przeszło połowę ludności.
- Po wojnie miasteczko opustoszało. Zniknęła synagoga - wspomina, usiłując przywołać z pamięci obraz tamtych dni. - Czułam, że stało się coś strasznego, że ludzie o jasnych włosach i niebieskich oczach zrobili coś, czego ja nigdy nie zapomnę. I mój osobisty wkład o to wyrównanie cierpień jest właśnie piosenką.
Moja mama
- Mogłabym się chwalić, że pochodzę ze zubożałej polskiej szlachty Przybylskich, a opowiadam ciągle o mojej matce chłopce, która ukończyła 4 klasy. A mimo to zauroczyła do tego stopnia ojca, że ten, ku rozpaczy rodziny, popełnił mezalians.
Matka żyła 91 lat i do końca zachowała mnóstwo energii. Kiedy miała 80 lat, pierwszy raz w życiu leciała samolotem. - Wybrała się ze mną do Pragi, gdzie mój mąż był attaché kulturalnym w ambasadzie polskiej - wspomina piosenkarka.
Ojca już wtedy nie było. W 1964 roku utopił się w rozlewisku rzeki Krzny.
Panienki z dobrych domów
Przyszła gwiazda kontynuuje naukę w Liceum Sztuk Plastycznych im. Wojciecha Gersona w Warszawie. A tak, plastycznym, bo wtedy Sława Przybylska chciała zostać plastyczką albo rzeźbiarką. Ale tamtej szkoły nie wspomina dobrze ze względu na "panienki z bardzo dobrych domów”, które na każdym kroku demonstrowały swoją wyższość wobec "wieśniaków” z prowincji.
Na szczęście szkoła się szybko skończyła i Sława trafiła na Wydział Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Służby Zagranicznej.
Sukces
O wszystkim przesądził konkurs. Po nim Sława zaczęła brać lekcje śpiewu.
Wkrótce Przybylskiej zaproponowano nagranie piosenki do filmu "Pożegnania”. Zgodziła się i tak powstał utwór "Pamiętasz, była jesień”. Po tym już nic nie było takie samo. Piosenkę na okrągło puszczano w radiu i w telewizji. Nucili ją ludzie w domu i na przystanku. Mali i duzi. To był hit.
- Ja autentycznie przeżyłam wtedy szok. Laureatów konkursu zaczepiano na ulicy, wyrywano sobie. Całe szczęście, że te lata szybko minęły, że osiągnęłam pewien rodzaj równowagi psychicznej i nie dałam się wciągnąć w obłędne tryby polskiego show-biznesu.
Artystka magiczna
Po latach szybkiego życia Sława miała już dosyć gwarnej stolicy. Przeniosła się najpierw na szczawnickie połoniny, a w końcu osiedliła się w Otwocku, niespełna 30 kilometrów od Warszawy. W małym miasteczku. Takim, o jakim często śpiewała w "Melodii mojego miasta”, "Na naszej małej ulicy” czy "Miasteczku ze snów”.
Więź
- Moja matka była uosobieniem miłości i życzliwości do całego świata. Do wszystkiego zresztą - do ludzi, Boga, do kwiatów. Swój zachwyt nad światem wyrażała w śpiewie. Robiła cudowne kwiaty z kolorowej bibułki. Potrafiła zrobić misternie kwiatek i jeszcze podejść doń, by jakiś listek przygiąć, odgiąć. Była wrażliwa na piękno, estetykę. I tę estetyką ja również w sobie pielęgnuję. W Otwocku, niespełna pięć lat temu, Sława podjęła decyzję o zejściu ze sceny. - Wiek dwudziesty należał do mnie, natomiast dwudziesty pierwszy zostawiam już młodemu pokoleniu.