Joanna z Lublina poszukuje zaginionego męża. Kilku jasnowidzów twierdzi, że mężczyzna nie żyje. Inni przekonują ją, że wkrótce wróci.
Pani Róża jest przekonana, że wróżka ocaliła życie jej dzieciom.
- To był koszmar - mówi. - Nie ma nic gorszego jak płonne nadzieje. Mnie je dali.
Najgorzej wspomina rozmowę z jasnowidzem z Gorzowa Wielkopolskiego. Telefon odebrała żona. Już na początku rozmowy zaznaczyła, że warunkiem odszukania zaginionej osoby jest przesłanie pokwitowania opłaty za udzielenie pomocy. Zapłaciła kilkadziesiąt złotych. Czekała cierpliwie na odpowiedź.
- Nadesłał bezużyteczne informacje - mówi. - Takie, jakie każdy może wymyślić na poczekaniu.
- Jeden z jasnowidzów stwierdził, że mąż został ranny w głowę i stracił pamięć. Miał się znajdować w jakimś szpitalu...
Obdzwoniła więc chyba wszystkie szpitale, noclegownie i schroniska w promieniu kilkuset kilometrów od Lublina. Bez skutku.
Jedna z wróżek zapewniała, że zaginiony wyjechał z kraju z jakąś blondynką. Inna - że jest w zakładzie dla umysłowo chorych.
- Ostatni, z którym miałam do czynienia, stwierdził, że mąż został ranny, jest chory i opiekuje się nim starszy mężczyzna, który ma chatę gdzieś w środku lasu. Przestałam już do kogokolwiek jeździć. Szkoda czasu, nadziei i pieniędzy. Słynny jasnowidz z północnej Polski pokazał dokładnie miejsce, gdzie miały leżeć zwłoki męża. Oczywiście - nie było ich tam. Do dzisiaj nie mogę się z nim skontaktować. Nie podnosi telefonu, nie odpisuje na listy. Mam żal do tych ludzi. Większość z nich żeruje na ludzkiej naiwności. Mnie nie pomogli. Tylko po co wzbudzają nadzieję? Nikt, kto tego nie przeżył, nie zrozumie, co mogę czuć w takiej chwili, jeżeli ktoś zapewnia, że mąż wróci na święta. A była taka, która tak twierdziła.
Pani Joanna była także u pani Anastazji, o której pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Ta twierdzi, że mąż nie żyje. Ale nie potrafi powiedzieć, gdzie znajdują się zwłoki. Twierdzi, że są zakopane. Bardzo głęboko.
Róża M. z Lublina twierdzi, że znana wróżka Aida uratowała ją od rodzinnego nieszczęścia.
- Aida spojrzała na jego zdjęcie i powiedziała, że syn żyje - opowiada. - Stwierdziła, że stoi na moście we Florencji, jest pijany i myśli o samobójstwie. Niech pan powie, skąd wiedziała, że on w ogóle jest za granicą? Przecież jej słowem o tym nie wspomniałam. Nigdy jej wcześniej nie spotkałam, nie mogła nic wiedzieć o moim życiu.
Wróżka pocieszyła ją. Powiedziała, że syn się z nią skontaktuje. Wróciła do domu. Wieczorem zadzwonił telefon. Zawsze o tej porze dzwoniła córka. Podniosła słuchawkę. Omal nie zemdlała. To dzwonił... syn! Po kilku dniach wsiadła do autobusu do Włoch.
- Dzięki Aidzie mój syn żyje - twierdzi pani Róża. - Spotkałam się z nim. Był w głębokiej depresji. Osiągnął prawie dno. Ale wyszedł z tego.
Drugie spotkanie pani Róży z Aidą nastąpiło kilka lat później. Jej zięć z córką i dziećmi wybierali się na wczasy do Włoch. Chciała się dowiedzieć, czy będą tam bezpieczni. - "Musi pani koniecznie z nimi pojechać” - powiedziała Aida. - "Pani jest dla nich jak parasol ochronny. Jeżeli zostanie pani w domu, to może ich spotkać nieszczęście”. I jeszcze dodała:
\"Uważajcie na czerwony samochód”.
- Przez całą drogę byłam bardzo spięta - opowiada. - W Austrii na autostradzie samochód zajechał nam drogę. Cudem wyhamowaliśmy. Był... czerwony!!! Od tej pory z respektem patrzę na zdolności jasnowidzów. Nie wszystko da się naukowo wytłumaczyć. Sama się jednak przekonałam, że coś w tym jest.
Podobne zdanie ma pani Natalia spod Lublina.
- Kiedyś, przed laty, koleżanka namówiła mnie na wizytę u znanej wróżki - opowiada. - Na początku się opierałam, ale ciekawość zwyciężyła. Wróżyła z oczu. Czułam się dziwnie. To była starsza kobieta. Miałam wrażenie, że w trakcie - nazwijmy to seansu - zemdleję. Tak, jakby przekazywała mi jakąś energię. To, co powiedziała, wprawiło mnie w osłupienie.
Nigdy nie zapomnę tej wróżby.
I jeszcze dowiedziała się wtedy, że nie powinna spuszczać z oczu najmłodszego syna. Przed rokiem wysłała go na kolonię. Po raz pierwszy w życiu. Pierwszego dnia znalazł się w szpitalu. Złamał nogę.
- I jak tu takiej wróżce nie wierzyć? - pyta na koniec.