Rozmowa z dr. Arturem Kochańskim, przewodniczącym Sekcji Psychiatrii Środowiskowej i Rehabilitacji PTP na Lubelszczyźnie
- Zaczynaliśmy w 2001 roku dniami solidarności z chorymi na schizofrenię. W tym roku Zarząd Psychiatrii Środowiskowej i Rehabilitacji PTP zdecydował, że będzie to Dzień Solidarności z Chorymi Psychicznie. Ale program wciąż nosi nazwę "Schizofrenia otwórzcie drzwi”.
• Dlaczego schizofrenia?
- To sztandarowa choroba psychiczna, dlatego uznaliśmy, że na problemy tych ludzi trzeba zwrócić szczególną uwagę. Również dlatego, że schizofrenia robi największe spustoszenie społeczne, choćby przez stosunek tzw. normalnych ludzi do chorych.
• Jaki to jest stosunek?
- Stygmatyzujący, lękowy, pełen uprzedzeń. Przekreślający szanse na normalne życie.
• To życie do pewnego momentu wygląda normalnie. Co takiego się dzieje, że zaczynamy chorować?
- Schizofrenia to wciąż bardzo tajemnicza choroba. Wiadomo jednak, że do jej zaistnienia dochodzi w sytuacji zadziałania szczególnie obciążających, chociaż niespecyficznych, obciążeń środowiskowych u osoby predysponowanej do zachorowania. Jest szczególna, gdyż dotyka ludzi młodych, którzy dopiero zaczynają dorosłe życie, chcą podjąć pracę, założyć rodzinę. Szczyt zachorowania mężczyzn przypada na wiek 18-24 lat, kobiety zaczynają chorować średnio kilka lat później.
• Co nas powinno zaniepokoić u siebie lub u kogoś bliskiego?
- Istotna zmiana zachowania to pierwszy sygnał. Osoba zaczyna się izolować, przestaje kontrolować to, co mówi, zachowywać się dziwacznie, nieadekwatnie do sytuacji, wypowiadać treści budzące strach albo śmiech. Ale choroba atakuje też podstępnie, pojawia się w formie depresji, lęku, bezsenności czy innych niespecyficznych objawów, o których znaczeniu powinien rozstrzygnąć psychiatra.
• Izolacja od świata jest niepokojącym objawem?
- Jeśli kiedyś byliśmy towarzyscy, a nagle nie mamy ochoty wychodzić z domu, zaczynamy unikać ludzi, to tak.
• Postrzegamy świat jako zagrożenie?
- Dokładnie tak. Mogą pojawiać się zjawiska takie, jak omamy słuchowe, zaburzenia myślenia nazywane urojeniami, które koncentrują uwagę osoby chorej, izolują ją od tego, co było istotą jej dotychczasowego życia. Świat wewnętrzny zaczyna dominować nad zewnętrznym. Najczęściej pojawia się silny lęk, poczucie zagrożenie, że ktoś chce zrobić krzywdę.
• Skąd to się bierze?
- Z istoty schizofrenii, którą jest rozpad struktury psychicznej chorego, powodujący zaburzenia myślenia, emocji i spostrzegania zmysłowego. Stan taki, mimo że często krótkotrwały, skutecznie izoluje chorego od rzeczywistego świata.
• Jestem nauczycielką, lekarzem, urzędnikiem. Mam poukładane życie osobiste i zawodowe. Co się dzieje z tym moim życiem, kiedy zaczynam chorować?
- Zmienia się ono, często nieodwracalnie. W każdej płaszczyźnie: rodzinnej, osobistej i zawodowej.
• Tracę pracę?
- To bardzo prawdopodobny scenariusz. Wcześniej jednak następuje kryzys w rodzinie. Przestajemy się nią po prostu interesować, rodzina nie wie, co się dzieje, małżonkowie traktują to jako przejaw braku uczuć, dzieci czują się zaniedbywane. Chory traktowany jest jako bezduszny i egoistyczny. A to przecież choroba. Podobnie jest z pracą. Pewnego dnia po prostu do niej nie idziemy. Albo jeszcze gorszy scenariusz: zaczynamy zachowywać się dziwacznie, ludzie się od nas odsuwają, nie rozumiejąc skąd się to bierze.
• Dostajemy etykietę wariata?
- Często tak.
• Tracimy rodzinę, pracę. Co nam zostaje?
- Pustka, którą można traktować jako objaw choroby, ale też jako skutek schizofrenii.
• Zakładamy, że leki zaczynają działać, wracamy do względnej równowagi. Czy można odzyskać to, co się utraciło?
- Można, ale to często długi proces. Leki scalają rozbity świat wewnętrzny. Znika bezsenność, lęk, halucynacje, sprawniejsze staje się myślenie. Ale choroba uruchomiła lawinę, której nie da się zatrzymać: odsunęła się od nas rodzina, znajomi, ciężko nam znaleźć pracę. Dlatego poza leczeniem farmakologicznym musimy zadbać, by pacjent miał warunki powrotu do normalnego życia. Tym zajmuje się psychiatria środowiskowa.
• Poza szpitalem?
- Pobyt w szpitalu musi się ograniczyć do niezbędnego minimum. Potem powinna nastąpić rehabilitacja społeczno-zawodowa; pomoc w dokończeniu nauki, w znalezieniu pracy, albo zdobyciu zawodu. Należy też pracować z rodziną, tak, by zrozumiała, że schizofrenia to nie jest ani jej wina, ani chorego. A brak akceptacji i izolacja to pogłębienie choroby.
• A jeśli rodzina się rozpadła i nie mamy gdzie wracać?
- Takie osoby powinny znaleźć miejsce w systemie leczenia środowiskowego. W ramach takiego systemu powinny być dostępne tymczasowe i bezterminowe miejsca zamieszkania dla chorych, ośrodki dziennego pobytu, w tym środowiskowe domy samopomocy, warsztaty terapii zajęciowej, zakłady aktywności zawodowej. W Lublinie mamy już czym się pochwalić, ale mnóstwo jest jeszcze niezaspokojonych potrzeb, dlatego bardzo liczymy na pomoc urzędników, bo od nich tu wiele zależy.
• Ile osób choruje na schizofrenię w naszym regionie?
- Szacujemy, że w Lublinie ok. 4 tys. osób, na Lubelszczyźnie ponad 10 tys. osób.
• Podobno coraz większą grupę stanowią młodzi ludzie biorący narkotyki.
- Narkotyki mogą wyzwalać schizofrenię. Wiele osób mogłoby nie zachorować, gdyby nie to, że wcześniej brały narkotyki. Amfetamina, ecstasy, ale też marihuana, palona systematycznie oddziałują na te same typy neuroprzekaźników, które są włączone w proces schizofrenii.
• Każdy z nas może zachorować?
- Każdy. To bardzo demokratyczna choroba.
• A czy są przypadki, że w pełni wraca się do normalnego życia?
- Znam ich wiele. Ale wśród tych właśnie osób znaczącą większość stanowią ci, którzy znaleźli oparcie w środowisku, w rodzinie. Zostali na nowo dobrze przyjęci. Otrzymali wsparcie niezbędne w procesie rehabilitacji społecznej i zawodowej.
• To wymaga poświęcenia?
- Raczej wiedzy o chorobie, zrozumienia dla potrzeb osób nią dotkniętych, odpowiedniego stosunku do człowieka w ogóle.
• Po prostu miłości?
- Sądzę że tak. Leczenie schizofrenii to leczenie poprzez bliskość, ale także zrozumienie całego społeczeństwa, że to choroba jak każda inna. Nie powoduje trwałych ułomności.
• W Krakowie dr Cechnicki, krajowy koordynator programu "Schizofrenia otwórzcie drzwi”, założył hotel "U pana Cogito”, którzy prowadzą chorzy psychicznie. Czy to by się udało w Lublinie?
- To fenomen w skali Polski. Ale i u nas jest coraz więcej osób mających przekonanie, że psychiatria powinna iść właśnie w stronę pełnej integracji społecznej chorych. Bez barier, uprzedzeń, stereotypów. Im będzie takich osób więcej, im ich determinacja będzie większa, tym większe są szanse na powodzenie takiego przedsięwzięcia także u nas.