Trzy tygodnie w Polsce. Tydzień na Lubelszczyźnie. Ponad 80 dzieci z Gruzji spędziło u nas kolonie.
Czy im się udało? Twierdzą, że tak, ale dodają, że po powrocie do Gruzji wspomnienia wrócą…
Przyjechali do nas tydzień temu; dwa autokary pełne uśmiechniętych ludzi. Uśmiechy - choć szczere - to trochę wymuszone. Nikt się jednak temu nie dziwił. Wszyscy przed oczami mieli jeszcze obraz samolotów bombardujących ich miasteczka. Zakwaterowali się w akademiku Uniwersytetu Przyrodniczego.
Tu jest pięknie
Zwiedzili Lublin, Nałęczów, Puławy, Kazimierz Dolny. Jak sami twierdzą, plan zajęć był aż za bogaty. Organizatorzy musieli zrezygnować z kilku punktów, bo po prostu nie wystarczyło na nie czasu. - Pobyt w Polsce był dla nich niesamowitym przeżyciem - mówi Maksim Domukhovski, gruziński tłumacz, mieszkający od kilkunastu lat w Polsce. - Jednak mimo pozytywnych wrażeń, wciąż mają w oczach krew bliskich i sąsiadów, słyszą huk bomb i walących się ścian.
Młodzi Gruzini już następnego dnia po przyjeździe do Lublina wybrali się na wycieczkę do Kębła. Tam w "Sali poznania świata” mogli zobaczyć, jak rodził się wszechświat. Wieczorem oczywiście nie mogło zabraknąć zabawy i wspólnych śpiewów. I tak codziennie.
W Nałęczowie wybrali się do SPA. W Kazimierzu Dolnym pływali statkiem po Wiśle. - Było bardzo fajnie - mówi Akaki. - Lubelszczyzna to bardzo ładne miejsce. Ludzie też są bardzo przyjaźni.
Zmęczeni wolontariusze
Dziećmi opiekowali się wychowawcy z Centrum Duszpasterstwa Młodzieży, Fundacji Szczęśliwe Dzieciństwo, swoją pomoc zaoferowało także Polskie Stowarzyszenie Pedagogów i Animatorów KLANZA oraz lubelskie Kuratorium Oświaty.
Młodzi Gruzini do Polski dotarli w tym, w co byli ubrani. Nic ze sobą nie mieli. Kiedy przyjechali do Lublina, wysiadając z autokarów, z bagażnika wyciągnęli wypchane torby, pełne prezentów. - Właśnie dzięki temu, dzięki życzliwości ludzi czują się bezpiecznie - opowiada Max Domukhovski.
A miasta już nie ma
- Dzieciom bardzo się podobały kolonie - mówi Nona Tsikhelashvili, psycholog, która opiekowała się dziećmi. - Wizyta w Polsce coś w nich zmieniła. Są teraz spokojniejsze. Widać na ich twarzy uśmiech.
Przed wkroczeniem Rosjan, w Gori mieszkało 80 tys. ludzi. Dziś miasta wielkości Chełma już nie ma. Prawie w całości zostało zrównane z ziemią. Większość ludzi uciekała do stolicy Gruzji Tbilisi specjalnym korytarzem dla uchodźców, utworzonym przez gruzińskie władze.