Historiografia sportu w polskiej nauce jest wciąż mało popularną dyscypliną naukową. To się zmieni, bo ostatnio wychodzi coraz więcej publikacji. Takich jak "Sport i widowiska świata antycznego” dr. Dariusza Słapka.
– Z pewnością duży wpływ na to ma rozwój telewizji. Od lat 60. XX wieku relacje z imprez sportowych są stałym gościem na szklanych ekranach. Zresztą sport to widowisko, więc pisanie o nim jest przenoszeniem do wirtualnej rzeczywistości. Oddawanie w słowach tego, co wszyscy doskonale widzieli, jest raczej mało atrakcyjne. I chyba dlatego wiele osób zastanawia się czy literatura jest właściwym miejscem dla tej dziedziny życia.
• Pańskie zdanie jest, jak rozumiem, odmienne?
– Uważam, że literatura jest dobrym miejscem dla sportu. Tych, którzy mają wątpliwości odsyłam do "Humanistycznej Encyklopedii Sportu” autorstwa prof. Wojciecha Lipońskiego. Podaje on masę przykładów inspiracji literatury poprzez sport.
• Często spotyka się pan z uśmiechami politowania w związku z pana specjalizacją?
– Czasami… Uważam jednak, że historiografia sportu jest potrzebna nauce. Wystarczy popatrzeć na liczbę ludzi interesujących się tą dziedziną życia. Nie wszyscy czynią to tak banalnie i trywialnie, jakby się mogło wydawać.
• Ale czy kibice chcą czytać o wydarzeniach, które miały miejsce kilka lat wcześniej?
– Fani zazwyczaj koncentrują się na tym, co jest tu i teraz, dlatego czasami nie mają już ochoty czytać literatury sportowej. Ona nigdy nie wygra z dziennikarstwem.
• Czyli dziennikarstwo sportowe jest bardziej poczytne, niż literatura sportowa?
– Nie zawsze. Niestety, ale obecnie na rynku jest sporo pozycji kronikarskich, które są zwykłym streszczeniem różnych wydarzeń. A na sport trzeba spojrzeć inaczej. Jeżeli potraktujemy go jako zjawisko w charakterze socjologicznym, ekonomicznym i psychologicznym, to otrzymamy bardzo ciekawy przedmiot badań pokazujący, jakie znaczenie ma sport poza samą areną zmagań. Jestem aktywnym kibicem, ale kiedy idę na mecz, to nie patrzę tylko na samo boisko. Mój wzrok często ląduje na trybunach, bo tak naprawdę kibic jest tu najważniejszy. Bez widzów nie ma spektaklu.
• I właśnie to spojrzenie zastosował pan w swojej najnowszej pracy. Czego możemy spodziewać się po "Sporcie i widowiskach świata antycznego”?
– Ta książka ma stanowić rodzaj bodźca, który pokaże, że na sport można spojrzeć z innej strony i odciągnąć go od "wizji dziennikarskiej”. Zainteresowanie sportem antycznym zaczęło się już w XVI w. i pierwsze traktaty pisane na ten temat wcale nie szukały wyników rywalizacji, ale zajmowały się nim chociażby z punktu widzenia zdrowia. Przełomem w poznawaniu historii sportu były systematyczne badania ruin antycznej Olimpii w latach 70. XIX w. To miejsce stało się symbolem zjednoczenia wszystkich Greków, którzy byli uwikłani w walkę o wyzwolenie się spod jarzma Turcji. Archeologia i polityka odegrały rolę ważnych katalizatorów.
– W tym temacie mamy więcej mitów niż rzetelnych informacji. 776 r. p.n.e. funkcjonuje jako data kanoniczna, która jednak jest bardzo wątpliwa. Pierwsze Igrzyska Olimpijskie odbyły się najprawdopodobniej w latach 20 VIII w. p.n.e.
• Bycie fanem sportu w antyku nie należało do najłatwiejszych...
– Niektóre teksty greckie mówią nawet, że przebywanie w Olimpii było karą. Nie do końca jest to jednak prawdą, bo Igrzyska Olimpijskie nie miały wyłącznie charakteru sportowego. Były również ważnym rytuałem religijnym. W szczytowym okresie do Olimpii ściągało około 40 tys. widzów. W tym czasie w całym świecie greckim obowiązywał święty pokój, który nieco różnił się od tego znanego współcześnie. Obowiązywał on nie dlatego, że greckie agony promowały ideę pokoju i pacyfizmu. Ogłaszano go z prozaicznych powodów: na czas bezpiecznej podróży uczestników na imprezę i powrotu z niej do domów. Sportowcy do Olimpii przybywali nieco wcześniej, gdyż przed igrzyskami brali oni udział w specjalnym zgrupowaniu, które odbywało się w Elidzie oddalonej o ok. 30 km od sanktuarium. Podczas tego obozu zawodnicy byli obserwowani przez sędziów i tylko niektórych z tej grupy dopuszczano do startu na Igrzyskach.
• Coś w rodzaju kwalifikacji olimpijskich?
– Dokładnie. Chętnych do udziału w igrzyskach było wielu. Największa konkurencja była w biegach, bo były one najprostsze.
• Jaka była śmiertelność podczas igrzysk antycznych?
– To bardzo złożony problem, do którego powrócono np. po tragedii na Heysel w 1985 r. Śmiertelność nie była tak duża, jak sobie wyobrażamy; nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę igrzyska gladiatorskie. Francuscy historycy twierdzą, że na arenie ginął jeden na dziesięciu gladiatorów. Wyszkolenie dobrego wojownika trochę kosztowało, więc nie można było go poświęcić od razu w pierwszej walce. Jeżeli chodzi o Grecję, to szczególnie niebezpieczne były wyścigi rydwanów, koni, popisy woltyżerskie, zapasy, boks i pankration, czyli połączenie pięściarstwa i zapasów. Tę ostatnią dyscyplinę można porównać z popularną wolną amerykanką.
• Jak wyglądały te zawody?
– Pauzaniasz wielokrotnie wspomina o przypadkach śmierci podczas pojedynków pięściarskich. Rozstrzygnięcie następowało tylko poprzez nokaut lub poddanie się przeciwnika. Nie było podziału na rundy, wagi oraz limitu czasowego. Zdarzały się walki, które trwały od świtu do zmierzchu. Ewolucji ulegały również rękawice pięściarskie. Na początku na kłykciach zawiązywano miękkie rzemienie. Później rzemienie były coraz twardsze, a w okresie rzymskim pojawiły się nawet metalowe okucia. Trzeba jednak pamiętać, że w Grecji ludzie brali udział w walkach dobrowolnie i nikt ich do tego nie zmuszał. Jak wiemy, w Rzymie sytuacja przedstawiała się nieco inaczej.
• Na arenach gladiatorskich w Rzymie nie brakowało również cesarzy. Jednym z najsłynniejszych był Kommodus...
– To nie był jedyny cesarz, który brał udział w walkach gladiatorskich. Sport i polityka były mocno związane ze sobą już w starożytności. Kommodus umiał wykorzystać zamiłowanie Rzymian do walk gladiatorskich i bardzo często występował na arenie. Szczególnie zapadła mi w pamięć jedna historia z nim związana. W czasach, kiedy cesarz rzymski miał konflikt z senatem, Kommodus ubrał się w szaty żałobne i zaprosił swoich poddanych do Koloseum. Wyglądało, że urządził on pogrzeb, ale nie było wiadomo, kto ma zostać pochowany. Kiedy publiczność zasiadła na swoich miejscach, na arenę wszedł gladiator ubrany w hełm, w którym zazwyczaj walczył Kommodus. Swoją walkę przegrał i został zabity. Jego ciało zostało wyciągnięte przez Porta Libitina. Była to brama "jednokierunkowa” i przeciągano przez nią wyłącznie zmarłych. Jednak po chwili hełm Kommodusa został ponownie wniesiony na arenę, co miało symbolizować jego nieśmiertelność!
• Rozumiem, że podobne "smaczki” znajdziemy również w pańskiej publikacji...
– Oczywiście. Wierzę, że Czytelnicy, którzy zdecydują się sięgnąć po "Sport i widowiska świata antycznego”, znacznie poszerzą swoją wiedzę nie tylko na temat samych igrzysk.