Za informacje, które doprowadzą do schwytania tych bandziorów policja zapłaci do trzech tysięcy złotych.
Za granicą prawdopodobnie przebywa Flis, Sidor, Wiśniewski, Juszajew i Galiński. - Przystąpienie do unii utrudniło nam poszukiwania - przyznaje oficer policji, z sekcji, która koordynuje poszukiwania w lubelskiej komendzie policji. Oficer nie może się przedstawić.
- Granice można przekroczyć i nigdzie nie będzie to odnotowane.
Jest za to znacznie łatwiej, gdy bandyta zostanie już zatrzy-
many. Polskie sądy mogą wydawać europejski nakaz are-
sztowania.
W krajach unii taki dokument pozwala schwytanego opryszka szybko i bez skomplikowanych formalności przekazać do Polski. Wcześniej zdarzało się, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie zdążyło na czas przesłać wszystkich dokumentów, a przestępca wychodził na wolność.
Ale do zatrzymania droga długa. Poszukiwania drobniejszych bandziorków prowadzą komisariaty i komendy powiatowe. Poważniejsi wciągani są na listy Komendy Wojewódzkiej. Lubelska ma ich kilkunastu. Lista ciągle się zmienia. W porównaniu z tą sprzed dwóch lat, którą publikowaliśmy w Dzienniku, schwytano połowę poszukiwanych wówczas przestępców. Ale szybko ich miejsce zajęli następni.
Wpadł przez ciążę
Poszukiwania bandyty zaczyna się od jego ostatniego miejsca zamieszkania. Wypytywanie znajomych i ściąganie wszelkich informacji, które mogą doprowadzić do ustalenia, gdzie mógł się zaszyć. Informacje przychodzą nawet o tych, którzy myślą, że skutecznie ukryli się za granicą.
- Poszukiwany za rozbój uciekł do Belgii. Ale mieliśmy informacje, że jego żona ma trafić do szpitala. Miała rodzić. I policja już na niego tam czekała - opowiada nasz "łapacz”.
O innym policjanci wiedzieli, że wraca do kraju. Przestępca myślał, że będzie bezkarny. Że jego zbrodnia już się przedawniła. Wrócił o jeden dzień za wcześnie.
"Łapaczom” pomaga również publikacja fotografii w prasie czy w Internecie. Jednak policja nie od razu decyduje się na taki krok, bo to może spłoszyć bandytę. Może jeszcze nie wiedzieć, że policja ma na niego dowody.
Zabił i uciekł
Często jednak pozostaje liczyć na przypadek. Zwłaszcza jeśli przestępca uciekł już za granicę. Trzeba mieć nadzieję, że wpadnie: bo znowu narozrabia, albo przy jakiejś przypadkowej kontroli. Tak został schwytany Piotr R. z Kraśnika. W połowie lat 90., mając wówczas 15-lat, zamordował koleżankę z klasy.
Zanim zapadł wyrok, sąd wypuścił go na wolność. Zabójca zaczął nawet chodzić do szkoły. Po udowodnieniu winy dostał wezwanie do stawienia się w zakładzie karnym. Natychmiast przekroczył granicę w Kudowie. Nikt mu wcześniej nie zabrał paszportu.
Przed miesiącem odnalazł się w Grecji. Został zatrzymany przypadkiem przez policję, która sprawdziła w swojej kartotece, że jest poszukiwany w Polsce.
- Nie wszystkie policje współpracują równie chętnie - mówią nasi łapacze. - Belgijska i niemiecka dba, żeby wyłapywać tych, którzy są niebezpieczni dla ich obywateli. Gorzej jest w Hiszpanii czy Włoszech.
Zapłacą za informację
Za informację, która przyczyni się do schwytania poszukiwanego, lubelska policja płaci do trzech tysięcy złotych. To pokusa dla kompanów ściganego.
Ile i kto naprawdę dostał, to tajemnica. Najwyższą jak dotąd nagrodę wyznaczono za Jolantę K. z Czerniejowa, w której domu znaleziono beczkę ze zwłokami pięciorga noworodków.
Komendant wojewódzki policji obiecał pięć tysięcy złotych. Policja prowadziła poszukiwania na niespotykaną skalę. Przepytywano znajomych. Przeszukiwano schroniska dla bezdomnych. Bez rezultatu. Kobieta wpadła kilka dni po ogłoszeniu nagrody. Mieszkała u przyjaciela na Bronowicach w Lublinie.