Rozmowa z Corky Siemaszko, znanym dziennikarzem "Daily News”, największej gazety nowojorskiej
- Ja? To tygodnik "New Yorker” ją wywołał rysunkiem Roberta Webera.
• Co na nim było?
- Dwóch chłopców stojących na przystanku autobusowym. Jeden mówi do drugiego: "Kiedy rodzice nazwali mnie Zbigniew, byli pijani...”.
• I co w tym strasznego?
- Jak to co? Zbigniew jest typowo polskim, niespotkanym poza tą grupa etniczną, imieniem, które w świadomości amerykńskiej bardzo silnie zakodowało się dzięki Zbigniewowi Brzezińskiemu, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Jimmy'ego Cartera, znanemu do dziś politykowi bardzo aktywnemu na arenie publicznej. Oglądając taki dowcip czytelnicy - zwłaszcza polskiego pochodzenia - mogli poczuć nutę naigrywania się z Polaków...
• Znowu "Polish jokes”? Kawały o osobnikach, którzy piją kawę z kubków z uchem w środku naczynia, a dzieci nazywają imionami, jakie mogą powstać tylko w pijanym, polskim łbie?
- Mniej więcej...
• Po artykule w "Daily News” prezentującym m.in. reakcje Polonii, aferę opisała największa agencja prasowa AP i sprawa poszła w Amerykę. Kierownictwo "New Yorkera” szybko zabrało głos.
- Redaktor naczelny, David Remnick powiedział: "Ani rysownik, ani redaktorzy "New Yorkera” nie sądzili, że ten żart może być czymś innym, jak tylko żartem na temat trudności z wymawianiem imion. Nigdy nie mieliśmy intencji, a nawet myśli, że może być potraktowany, jako dowcip etniczny, ani tym bardziej jako etniczna zniewaga”. Dodał, że nie będą już takich rzeczy publikować.
• A możliwy byłby w "New Yorkerze” taki dowcip: dwóch Afroamerykanów. Jeden mówi do drugiego, że ma na imię Barak (jak Obama, czarnoskóry kandydat na prezydenta USA), bo rodzice byli pijani?
- Nie żartuj! Oczywiście, że nie. Zapewne przestraszyliby się samej myśli o takim dowcipie.
• Czy ma to związek z tym,
że Polacy w USA nie liczą się poważnie jako grupa etniczna?
- Robienie z Polaków idiotów ma w Ameryce swoją tradycję, utrwaloną m.in. tym, że nie potrafili dość energicznie się temu przeciwstawiać. Nie da się tego powiedzieć w żadnym wypadku o mniejszości latynoskiej, żydowskiej, włoskiej czy irlandzkiej. "Tak się ma, jak się o siebie dba” zwykł mawiać mój ojciec Konstanty, po którym noszę imię.
- To zdrobnienie od Konstanty, jakie dała mi moja mama, Angielka...
• Rozumiem, że w twojej redakcji nikt nie podejrzewa, że Konstantym można zostać tylko w wyniku... upojenia alkoholowego rodziców?
- "Daily News” to gazeta bez takich ciągot. W dodatku o silny "polskim backroundzie”. Ponad trzydziestu dziennikarzy ma polskie korzenie i stosowne do tego "trudne” imiona.
• Pisano już o twoim zaangażowaniu w poskromienie antypolskich szarży Davida Langlieba, który pisał, że Polacy zamieszkujący Greenpoint to upierdliwe insekty konserwujące umysłowy skansen.
- Ostatecznie Langlieb przeprosił za swoje niestosowne wynurzenia. Ale to nie było tak, że "Daily News” wszystko wymusił. My pisaliśmy o zdecydowanych reakcjach Polaków oburzonych tamtą publikacją.
• Dla obecnej afery ukułeś termin "zbigoteria”. To się bardzo spodobało, m.in. córce Zbigniwa Brzezińskiego, Mice, znanej prezenterce telewizji NBC. Czy można przyjąć, że jest to choroba zakaźna przenoszona drogą... prasową?
- W tym wypadku, rzeczywiście drogą prasową. Generalnie jednak idzie o używanie pogardliwych stereotypów z wykorzystaniem imion. Te wszystkie "Pepiki” w odniesieniu do Czechów, "Iwany” na opisanie Rosjan, "Helmuty” dla Niemców czy "Abdullahy” dla Arabów są jednakowo obrzydliwe.
• Sprawa "Zbigniewa” będzie mieć jakiś dalszy ciąg?
- Zaprotestował Kongres Polonii Amerykańskiej. Krytycznie wyraził się konsul generalny RP w Nowym Jorku. Wiem, że sprawą ekscytują się polskie media. Trudno przewidywać czy "New Yorker” zechce wyjść dalej ponadto, co powiedział i użyć jakiś słów przeprosin skierowanych do polskiej społeczności. Na pewno jednak rozszedł się wystarczająco silny sygnał, że naigrywanie się z imion własnych jest niedopuszczalne. Nie tylko dlatego, że ich sobie nikt nie wybiera, ale dlatego, że jest sprzeczne z kulturą Zachodu.