Rozmowa z Magdaleną Gąsior-Marek, która razem z Łukaszem Kurzyną wygrała w głosowaniu SMS-owym naszego plebiscytu.
• Jak się pani bawiła przez te trzy miesiące? – Świetnie. Oprócz szczytnego celu była fajna zabawa na treningach i miałam okazję, żeby nauczyć się profesjonalnego tańca. Zaskoczył mnie też wysoki poziom organizacji imprezy finałowej, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Mogłam się oderwać od polityki. • Była trema? – Jak najbardziej, chociaż podeszłam do tego na luzie. Największy stres był tuż przed wyjściem na scenę i na początku występu. Później zapomniałam, że występuję przed tak dużą publicznością i skupiłam się tylko na tańcu. Łukasz pocieszał mnie, że każdy, nawet najlepszy tancerz ma tremę. • Co było najtrudniejsze w cza-czy? – To nie jest szczególnie trudny taniec. Łukasz wymyślił jednak skomplikowaną choreografię. Na szczęście, jestem wzrokowcem i łatwo zapamiętałam wszystkie kroki. Między cza-czą i polityką, którą zajmuję się na co dzień, są dwie podstawowe różnice. Kiedy w tańcu popełni się błąd, ludzie przyjmują to pozytywnie, klaszczą. W polityce taki błąd jest cały czas przypominany. Poza tym, w tańcu można bezgranicznie ufać partnerowi, w polityce nie, cały czas trzeba być czujnym.
• Wystąpiła pani w odważnym stroju. Jak się pani czuła w takiej stylizacji? – Cza-cza to cza-cza i wymagała ode mnie takiego stroju. Traktowałam tę metamorfozę jako zabawę i okazję, żeby zaszaleć, pokazać się z innej strony. Wiadomo, że na co dzień nie mogłabym wystąpić w takim stroju i makijażu. • Jak zareagowała pani na wyniki? – Jest mi bardzo milo, że tylu kolegów i przyjaciół wspierało mnie w ten sposób. Miałam kilka miłych sytuacji, kiedy opowiadałam o akcji znajomym spoza regionu. Bardzo im się to podobało. Pytali nawet, czy będzie można dostać DVD z gali finałowej.