Rodzice małego Zdzisława są zrozpaczeni. Od ponad dwóch tygodni codziennie jeżdżą do lubartowskiego szpitala, by móc się z nim zobaczyć. Zabrać go ze sobą nie mogą, bo sąd ograniczył im prawa rodzicielskie. Powód? Według urzędników - nie poradzą sobie z opieką. Dziecko ma trafić do rodziny zastępczej.
Mariusz i Jagoda Szyszkowscy do niedawna byli szczęśliwą parą małżonków, którzy wyczekiwali narodzin swojego pierwszego dziecka. Mały Zdzisław, jak go nazwali, miał trafić do ich wiejskiego gospodarstwa, ok. 90-metrowego domu w Sobolewie (gmina Firlej), który oprócz małżonków zamieszkuje chętna do pomocy babcia dziecka. Poród przebiegł dobrze, syn urodził się zdrowy. Przyszedł na świat w lubartowskim szpitalu, w poniedziałek 13 listopada.
Szpital dziecka nie oddaje
- Pani doktor powiedziała mi, że będziemy mogli zabrać dziecko w sobotę, ale tego dnia okazało się, że to nie możliwe. Że potrzebne są jeszcze jakieś badania. Nie wiedzieliśmy kiedy oddadzą nam Zdzisława. Pojechaliśmy wtedy oboje do domu, a dziecko zostało w szpitalu. W poniedziałek powiedzieli nam, że nie możemy go zabrać. Od tamtej pory codziennie do niego jeździmy. Bardzo chcielibyśmy go odzyskać - mówi pani Jagoda.
Dojazd do Lubartowa z małej wioski położonej na peryferiach gminy nie jest prosty. Szyszkowscy o pomoc proszą jednego z sąsiadów, który wozi ich do miasta. Taka usługa kosztuje ich 200 zł za kurs w obie strony. Pieniądze, mimo tego, że obojgu się nie przelewa, nie są teraz dla nich najważniejsze. Rodzina postarała się o panią adwokat, która po zapoznaniu się z ich historią, zdecydowała się pomóc im pro bono.
Obcy dom. Kara za nieporadność?
Dlaczego szpital nie chce oddać syna jego rodzicom? Jak powiedziała nam jedna z lekarek oddziału neonatologicznego, mama Zdzisława sprawiała wrażenie "nieporadnej". Sygnał ostrzegawczy ze szpitala otrzymał następnie lubartowski sąd. Ten postanowił tymczasowo uchylić prawa rodzicielskie małżeństwu z Sobolewa i poprosił o opinię Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Firleju.
Wyznaczony pracownik socjalny oraz kurator w poniedziałek odwiedzili państwa Szyszkowskich, a po rozmowie z nimi wydali opinię. Na jej podstawie sąd wydał w tym tygodniu postanowienie o skierowaniu Zdzisława do rodziny zastępczej.
- Nie możemy pozwolić na to, żeby nasz syn trafił do obcego domu. Zrobimy wszystko, żeby do tego nie doszło. Nie wiem dlaczego oni nam to robią. Przecież mamy dobre warunki, ja pracuję, żona ma rentę, moja mama emeryturę. Bardzo nam zależy na naszym dziecku. Zajęlibyśmy się nim najlepiej jak umiemy - zapewnia pan Mariusz.
Sąd reaguje szybko
Urzędnicy jednak nie mają takiej pewności. - Otrzymaliśmy niepokojący sygnał od personelu szpitala,który obserwując zachowanie matki, stwierdził brak należytego zainteresowania dzieckiem. Kobieta posiada orzeczoną niepełnosprawność, całkowitą niezdolność do samodzielnej egzystencji. Z kolei ojciec podczas jednej z wizyt miał zachowywać się agresywnie. Musieliśmy zareagować. Dla nas najważniejsze jest dobro dziecka - tłumaczy Borys Sapalski, prezes Sądu Rejonowego w Lubartowie.
- Pracowałem wtedy przez całą noc remontując jedno z pomieszczeń domu. Byłem niewyspany i zmęczony. Prosiłem personel o informację na temat stanu zdrowia mojego syna. Nie chcieli mi nic powiedzieć. Odparłem, że jeśli tego nie zrobią, zabiorę dziecko do innego szpitala. To nie była agresja tylko bezsilność - tłumaczy pan Mariusz.
Postawy urzędników nie rozumie również jego żona. - Nie wiem dlaczego to wszystko się dzieje. Chciałabym tylko jednego, odzyskać moje dziecko. Naprawdę nauczyłam się już go przewijać. Dałabym sobie radę - przekonuje pani Jagoda.
Będzie odwołanie
Mimo wykazywanej determinacji, by odzyskać prawa rodzicielskie, skorzystania z usług prawnika, zawiadomienia mediów oraz poświęcania niemal każdej wolnej chwili, by zobaczyć małego Zdzisława - sąd zaufania do Szyszkowskich nie nabrał.
Na podstawie wydanego w tym tygodniu postanowienia, ich syn ma trafić do wspomnianej rodziny zastępczej. O tym, gdzie dokładnie zdecyduje Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Do czasu skierowania go do nowego domu, będzie pozostawał w szpitalu. Wydane postanowienie nie jest prawomocnie. Rodzina z Sobolewa zapowiada już, że będzie odwoływała się od niej do sądu wyższej instancji.