Rozmowa z Mateuszem Kompanickim, zawodnikiem Avii Świdnik
- Pewnie jesteście trochę zawiedzeni inauguracją? W meczu z rezerwami Cracovii byliście zdecydowanym faworytem, a tymczasem uratowaliście remis dopiero w samej końcówce...
– Na pewno przystąpiliśmy do tego meczu chcąc zdobyć komplet punktów. Nie tak to miało wyglądać. Wiadomo, że chcieliśmy wygrać i pozytywnie rozpocząć rundę. Mimo wszystko i tak dobrze, że ten remis udało się wywalczyć. Z drugiej strony pozostaje niedosyt, bo lepiej po długiej zimowej przerwie zacząć od kompletu punktów, potem gra się łatwiej. Rywale sprawili nam jednak sporo problemów, zwłaszcza na początku spotkania.
- Teraz przed wami mecz w Stalowej Woli z trzecią w tabeli Stalą. Rywale w miniony weekend pauzowali, a to pewnie jeszcze bardziej utrudni wam zadanie?
– Zawsze te pierwsze kolejki są niewiadomą, a po sparingach trudno oceniać siłę drużyny. Nic nie zastąpi meczu ligowego, tych emocji i adrenaliny. Ciężko powiedzieć, czy to, że rywale jeszcze nie walczyli w tym roku o punkty to dla nas plus, czy minus. Wiem, że to będzie ważny i prestiżowy pojedynek. Jak pokazuje tabela jesteśmy blisko siebie i to będzie takie spotkanie z gatunku o sześć punktów.
- Dlaczego zdecydował się pan akurat na transfer do Avii? Pewnie ofert było znacznie więcej, bo mówiło się też o zainteresowaniu Chełmianki, czy Lewartu Lubartów...
– Mówiłem już po podpisaniu umowy, że dużą rolę odegrała osoba trenera Łukasza Mierzejewskiego. A poza tym projekt, który w Świdniku został zapoczątkowany i naprawdę do mnie przemówił. Na razie przyszedłem tutaj na pół roku, żeby odbudować formę. A co będzie później jeszcze zobaczymy.
- Z perspektywy czasu wybór GKS Katowice ocenia pan teraz jako błąd?
– Teraz na spokojnie mogę powiedzieć, że na pewno mam niedosyt po tej przygodzie w Katowicach. Gdyby jednak drugi raz pojawiła się taka oferta, czy podobna, to raczej długo bym się nie zastanawiał. Perspektywa gry w drugiej lidze, w takim klubie była bardzo kusząca. Myślę, że teraz podjąłbym podobną decyzję.
- A co się tak naprawdę stało, że nie udało się zaistnieć na wyższym szczeblu?
– Wiele czynników się na to złożyło i musiałbym naprawdę sporo opowiadać, żeby to wszystko wyjaśnić. W skrócie po prostu ciężko było mi się przebić do składu. A chcąc więcej grać, bo na tym mi najbardziej zależało udałem się na wypożyczenie do Błękitnych Stargard. Tam też różne rzeczy spowodowały, że tych minut znowu nie było tyle, ile bym sobie życzył. A końcówka wiadomo, jak już wyglądała.
- To były występy w rezerwach Gieksy, które grają w klasie okręgowej...
– Niestety, czekając na transfer do innego drugoligowca zamknąłem sobie tak naprawdę drogę do klubów z trzeciej ligi. I ostatecznie nie miałem wyboru i wylądowałem w drugim zespole GKS.
- Na razie przygodę z drugą ligą zakończył pan z dorobkiem 15 meczów i dwóch goli...
– Mam nadzieję, że nie powiedziałem jeszcze w tym temacie ostatniego słowa i będę robił wszystko, żeby te liczby poprawić.