Wyciągnięcie konsekwencji w związku z domniemanymi zaniedbaniami w stadninie w Janowie Podlaskim zapowiada minister rolnictwa. To efekt niedawnej interwencji posłanek, których spostrzeżenia podzielają nasi rozmówcy. – Zwłaszcza młode konie będą bezpowrotnie stracone – słyszymy
W ubiegłym tygodniu posłanki Koalicji Obywatelskiej Joanna Kluzik-Rostkowska i Dorota Niedziela zrelacjonowały w mediach społecznościowych wizytę w Janowie Podlaskim. Na opublikowanych przez nie zdjęciach widać, że boksy koni są brudne, a zwierzęta stoją w odchodach.
– Doprowadzono do fatalnego stanu dobrostanu zwierząt, głównie krów. Ściółka nie była wywożona od sierpnia, nie przycinano kopyt końskich, co doprowadziło do nieodwracalnych zmian ortopedycznych – alarmuje Dorota Niedziela. – Do głowy by nam nie przyszło, że ktoś może nie zachować podstawowych zasad opieki nad zwierzętami – przyznaje parlamentarzystka.
Mowa o ponad 600 sztukach bydła i prawie 400 koniach hodowanych w stadninie. Po publikacjach na ten temat minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapowiedział, że „jeżeli jest jakaś odpowiedzialność personalna osób, które się do tej sytuacji przyczyniły – będą wyciągane konsekwencje”.
– Dostarczyliśmy tam zarówno bardzo dobrej jakości owsa (...), jak również siana, które powinny spokojnie ten problem wyżywienia koni rozwiązać – stwierdził minister. Szef resortu liczy też na efekty planu naprawczego, który wdraża nowy prezes stadniny. Jednak zdaniem Ardanowskiego, wypowiedzi posłanek, które odwiedziły stadninę są «tendencyjne» i «podnoszą wątek stadniny z powodów politycznych, po raz kolejny».
„Zrobiło się błędne koło”
Ale osoby te z bliskiego otoczenia stadniny, potwierdzają zaniedbania. – Zrobiło się błędne koło. Chyba część pracowników zdaje sobie sprawę, że mają „za uszami”. Ale nie mieli na przykład czym podścielić koniom, a na każde pytanie o lepsze pasze była odpowiedź ze strony kierownictwa, że nie ma pieniędzy. Trzeba było alarmować wyżej – uważa nasz informator. – Teraz rzeczywiście od tygodnia w stadninie pracuje sześciu kowali. Ale niektóre konie mają zmiany ortopedyczne i zwłaszcza te młode będą pokazowo bezpowrotnie stracone . Mogą wejść do hodowli, bo to są wady nabyte, nie wrodzone. Ale lepiej się sprzedaje na przykład czempiona niż tylko sam rodowód – tłumaczy osoba związana z branżą.
Doniesienia niepokoją też Annę Stojanowską, wiceprezydent Europejskiej Organizacji Konia Arabskiego. Do 2016 była ona głównym specjalistą od spraw hodowli koni arabskich w ówczesnej Agencji Nieruchomości Rolnych. Została z niej zwolniona w tym samym czasie, gdy odwołano wieloletniego szefa stadniny w Janowie Marka Trelę.
– Obecny prezes dokłada wszelkich starań, aby zapewnić lepszą paszę. To podstawa. Ale to nie kwestia jednorazowej korekty. Doprowadzenie kopyt końskich do właściwego kształtu pozwalającego na właściwe poruszanie, to systematyczna pielęgnacja – podkreśla ekspertka. Jej zdaniem, zaniedbania dotyczą nie tylko koni. – To dotyczy całości funkcjonowania spółki. Bo mowa przecież jeszcze o produkcji roślinnej, czy mleku i krowach. Dzisiaj pożary zostały ugaszone. Wygląd tych koni zmienia się z tygodnia na tydzień, bo wyszły one na pastwiska. To działa na ich korzyść – zauważa.
Nowy prezes czeka na audyt
Marek Gawlik został powołany na prezesa stadniny na początku kwietnia. Zastąpił na tym stanowisku Grzegorza Czochańskiego. – Oczyściliśmy boksy, robimy przycinki i czyszczenie kopyt. Część z tych zadań odbywa się w szybkim tempie, aby dobrostan zwierząt był na jak najwyższym poziomie – mówił nam kilka dni temu Gawlik. Zarządził też zewnętrzny audyt. W tej sprawie zwrócił się do Państwowego Instytutu Badawczego w Puławach. Na raport trzeba poczekać 2 tygodnie. Zdaniem prezesa, stadninie potrzeba dokapitalizowania ze strony Skarbu Państwa.
Na razie nie wiadomo, jakim wynikiem finansowym spółka zamknęła ubiegły rok. Zdaniem ekspertów, straty mogą być milionowe. Podczas ostatniej aukcji Pride of Poland sprzedano 14 koni za 1,4 mln euro. A 2018 rok przyniósł stratę sięgającą 3,2 mln zł.