Kierowca oskarżony o celowe przejechanie psa, został skazany za znęcanie się nad zwierzęciem. Będzie musiał zapłacić grzywnę. Znacznie wyższą niż wnioskował prokurator
Wyrok w tej sprawie zapadł właśnie w Sądzie Rejonowym w Janowie Lubelskim. Na ławie oskarżonych zasiadał Grzegorz Ł., 28-letni rolnik z Godziszowa. Z akt sprawy wynika, że w lipcu ubiegłego roku celowo potrącił psa. Grzegorz Ł. jechał swoim BMW ul. Poprzeczną w Janowie Lubelskim. Z relacji świadków wynika, że specjalnie zjechał na lewy pas i uderzył w bezdomne zwierzę. Potem uciekł.
Niewielki rudy mieszaniec miał zmiażdżony kręgosłup i miednicę. Szybko trafił pod opiekę weterynarzy, ale obrażenia były zbyt rozległe, bu go ratować. Pies został uśpiony, a Grzegorza Ł. oskarżono o znęcanie się nad zwierzęciem. Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.
– Mężczyzna został uznany winnym znęcania. Sąd wymierzył mu karę 5 tys. zł grzywny. Prokurator wnioskował o grzywnę w wysokości 1,5 tys. zł – mówi sędzia Marta Orzeł, wiceprezes Sądu Rejonowego w Janowie Lubelskim.
Grzegorz Ł. będzie musiał również pokryć blisko 2 tys. zł kosztów postępowania. W ramach procesu przeprowadzono m.in. wizję lokalną. Sąd badał miejsce zdarzenia, by wyjaśnić rozbieżności, jakie pojawiły się w relacjach świadków. Później sprawą zajął się biegły z zakresu ruchu drogowego, a także biegły weterynarz.
– Z jego opinii wynika, że błędem było, iż nie wykonano sekcji zwłok psa tuż po zdarzeniu – dodaje sędzia Orzeł. – Teraz nie można już dokładnie określić, jakie były obrażenia zwierzęcia. Nie wiadomo również, czy przed potrąceniem nie był ranny. W tej sytuacji wszelkie wątpliwości należy rozpatrywać na korzyść oskarżonego.
Dlatego Grzegorz Ł. został skazany za znęcanie się nad czworonogiem, a nie za zabicie psa. W takiej sytuacji musiałby się liczyć z surowszym wyrokiem, nawet do 2 lat więzienia.
Niewiele brakowało, by 28-latek nigdy nie stanął przed sądem. Janowski sąd umorzył pierwsze postępowanie w jego sprawie. Nie znalazł bowiem dowodów świadczących o tym, by kierowca celowo przejechał psa. Po zaskarżeniu tej decyzji przez prokuraturę sprawa wróciła na wokandę.
Grzegorz Ł. doczekał się procesu w dużej mierze dzięki zaangażowaniu internautów. Świadkowie zdarzenia zapisali numery rejestracyjne jego BMW i przekazali je policji. Mundurowi przez tydzień nie mogli jednak namierzyć kierowcy. Poszukiwaniami zajęli się więc internauci. Po nagłośnieniu sprawy w mediach społecznościowych, kierowa BMW został szybko zatrzymany.
>>>
Poważny wypadek na weselu podczas serwowania "płonącego prosiaka"