W sposób nagły i niezaplanowany zakończyła się sobotnia manifestacja w obronie kobiet zatytułowana "Wszyscy na Lublin". Organizatorzy zatrzymali marsz na ul. Lubartowskiej i poprosili uczestników o rozejście się, w obawie przed zatrzymaniami przez policję. W niedzielę wieczorem wydali oświadczenie w sprawie wydarzeń z 7 listopada.
Sobotnia manifestacja rozpoczęła się o godzinie 16 na placu Litewskim.
"Do zbierających się na nim manifestantów podchodzili policjanci, najczęściej do osób wyglądających na młode, takich, które mogą nie znać procedur i przysługujących im praw. Uniemożliwienie dojścia na plac zmierzającym tam osobom przed godz. 16 jak również spisywanie już obecnych, miało na celu zastraszenie uczestników. Z tego powodu wiele osób zrezygnowało z wzięcia udziału w spacerze, obawiając się nieznanych im konsekwencji prawnych. Demonstrantów wyrażających swoje poglądy z pewnością byłoby więcej, gdyby nie pokaz siły ze strony lubelskiej policji. Funkcjonariusze organizowali także tzw. łapanki - wyciągali losowe osoby z tłumu, aby spisać ich dane i grozić konsekwencjami prawnymi" – piszą organizatorzy manifestacji.
Podczas wcześniejszych protestów w Lublinie policja nie legitymowała tak masowo uczestników, mimo że w niektórych marszach wzięło udział znacznie więcej osób. W sobotę wszystko wyglądało inaczej.
"Policja zamiast ochraniać demonstrantów, którzy wykorzystywali swoje prawo do jawnego i pokojowego manifestowania poglądów, postawiła na terror psychiczny. Stwarzała również niebezpieczeństwo bezpośrednie jak i epidemiologiczne, zmuszając uczestników do zbijania się w ciasne grupy. Funkcjonariusze zablokowali radiowozami oraz oddziałami prewencji wszystkie drogi, którymi uczestnicy mogliby bezpiecznie opuścić demonstrację" – twierdzą organizatorzy.
Dlatego jeszcze przed godz. 17, gdy tłum schodził w dół ulicą Lubartowską, organizatorzy niespodziewanie zakończyli zgromadzenie. – Represje poszły o krok dalej. Musimy zakończyć nasze zgromadzenie jeśli nie chcemy wszyscy wylądować w areszcie! Rozejdźcie się grupami – wykrzyczała do megafonu dziewczyna idąca na czele pochodu.
W wydanym oświadczeniu organizatorzy tłumaczą tę decyzję:
"Powodem nagłego przerwania manifestacji było stworzenie realnego zagrożenia przez policję wobec uczestników. Warto zaznaczyć, że cały przemarsz odbywał się w pokojowym, wolnościowym duchu. Około półtora tysiąca zebranych nie stanowiło zagrożenia. Reakcja służb była absolutnie zbędna i nieadekwatna. Wydarzenie musiało się zakończyć na ul. Lubartowskiej ze względu na kwestie bezpieczeństwa – co zostało spowodowane przesadnymi działaniami policji, otoczeniem demonstracji dziesiątkami radiowozów, nieproporcjonalnymi siłami oraz ewentualną groźbą użycia gazu wobec uczestników." – czytamy w oświadczeniu.
"Spisano dwa banery, świętego Mikołaja, w sumie 240 osób, ale część z nich wielokrotnie, po 5 lub więcej razy, więc nie wiadomo jak rzeczywiście przebiegała praca policji." – podsumowują organizatorzy.
Policja o legitymowaniu uczestników manifestacji
W niedzielę w południe policja poinformowała, że podczas sobotniego zgromadzenia policjanci wylegitymowali ponad 240 osób, około 20 otrzymało pouczenia, 6 osobom wypisano mandaty, a w przypadku około 70 osób wystąpią do sądu z wnioskiem o ukaranie.
Podkom. Anna Kamola z KWP w Lublinie wyjaśniała nam wczoraj, że we wszystkich przypadkach chodziło o wykroczenia, takie jak wprowadzanie w błąd na temat swojej tożsamości czy o wykroczenia w ruchu drogowym. Dwie osoby zostały także przewiezione na komisariat w związku z wykroczeniami, ale nie zostały zatrzymane.