Pani Magda i pan Przemek od roku szykowali wesele na ponad 200 osób. Pobiorą się w przyszłą sobotę ale zabawę właśnie odwołała im czerwona strefa, którą objęty jest Zamość. – W czwartek byliśmy załamani, w piątek humory się nam trochę poprawiły. Szukamy plusów w tej całej historii, nie musimy tańczyć pierwszego tańca – próbują żartować narzeczeni.
Mieszkają w Lublinie. O tym, że się pobierają zadecydowali ponad rok temu. Panna młoda jest z okolic Zamościa, więc zgodnie z tradycją 24 października wezmą ślub u niej w parafii. Wesele planowali na 220 osób, to sprawiło, że mogli wybierać między trzema zamojskimi lokalami, które oferowały przyjęcia na tak liczne grono gości.
- Kiedy rok temu rezerwowaliśmy termin, jeszcze nikt nie słyszał o epidemii, później sytuacja się zaczęła zmieniać i zmniejszaliśmy liczbę gości, choć zaproszenia były zamówione. Zapraszaliśmy w lipcu i sierpniu, bo zwykle z takim wyprzedzeniem się to robi. Sporo osób już wówczas uprzedzało, że nie przyjdzie, choć latem o koronawirusie się tak bardzo nie mówiło – relacjonuje przygotowania pan Przemek.
- Nie zrezygnowaliśmy wówczas z tego dużego lokalu, bo po pierwsze przy zerwaniu umowy z naszej winy trzeba by płacić 5 tysięcy kary, a po drugie przepadłoby 6 tysięcy zł zaliczki. Zwłaszcza, że oni elastycznie podchodzili do sprawy i mniejsza liczba gości nie była problemem. W środę uzgodniliśmy menu, dekorację sali, jakie będą zabawy, no po prostu wszystkie szczegóły. A w czwartek się okazało, że wesela w ogóle nie będzie. Na szczęście zwrócą nam zaliczkę. Ale na przykład zespół, który miał grać już nie – mówi pani Magda, która dodaje, że w cukierni w Zamościu cztery razy zmieniała zamówienie na tort, bo weselny wypiek malał wraz z liczbą gości. – W końcu zrobią nam taki na dziesięć osób, bo chyba tyle nas siądzie w domu do stołu po ślubie.
Państwo młodzi przyznają, że gdyby pracowali w innych zawodach, to pewnie by inaczej podeszli do całej historii. Oboje są związani ze służbą zdrowia, mają na co dzień do czynienia z chorymi na Covid-19.
- Jeszcze nie wiemy czy będziemy do ślubnych zdjęć pozować w maseczkach, choć wiemy jakie są konieczne. Sami spędzamy w pracy po kilka godzin w kombinezonach, w całym zabezpieczeniu i widzimy to co się dzieje w szpitalach, bo pracujemy w różnych lubelskich placówkach – opowiadają pocieszając się, że w żółtej strefie w jakiej znajduje się kościół gdzie będą w sobotę składać przysięgę małżeńską, będą mogli spotkać się ich bliscy.
- Staramy się szukać plusów w tej całej historii, nie będziemy musieli tańczyć pierwszego tańca – żartuje pan Przemek, który dodaje, że to w sumie ulga dla obojga, bo się w ogóle do tego nie przygotowali.