Tak naprawdę w Polsce społeczeństwo obywatelskie dopiero raczkuje i mam wątpliwości, czy kiedykolwiek przeżyje swój rozkwit, bo historyczne uwarunkowania determinują to, że Polacy potrzebują żelaznej ręki, która ich prowadzi – pisze Ewelina Burda.
Społeczeństwo obywatelskie, zgodnie z definicją, w najlepszym swoim wydaniu powinno działać bez ingerencji władzy. Idąc za ciosem, coraz więcej polskich miast i miasteczek wdraża budżety partycypacyjne, oddając część publicznych pieniędzy w ręce mieszkańców. W Białej Podlaskiej mamy chyba do czynienia z krajowym ewenementem, bo w szóstej edycji na pięć zwycięskich projektów aż cztery to te zgłoszone przez radnych. Mają doczekać się realizacji w tym roku. Na przykład chodnik przy ulicy Sosnowej, z pomysłu radnego Franciszka Ostrowskiego (Koalicja Obywatelska). – Jesteśmy przecież obywatelami – tłumaczyli radni KO.
Zdziwiło to część mieszkańców, zdziwiło też mnie. „Budżet obywatelski stanowi 0,48 proc. finansów miasta. Jednak w przypadku Białej Podlaskiej to i tak tylko ułuda, bowiem i tą część odbierają nam radni” – zwrócił mi uwagę jeden z czytelników. Jednak ani władze miasta, ani radni nie widzą w tym problemu. A przecież ci drudzy mają inne narzędzia, za pomocą których mogą bezpośrednio wpływać na kształt budżetu miasta.
Na szczęście obywatelska Biała Podlaska ma m.in. Andrzeja Halickiego, słynącego z zamiłowania do pisania petycji, którymi zasypuje skrzynki urzędników i radnych. Ma też Grzegorza Aleksandrowicza, który prowadzi facebookowy profil „Przejdźmy do konkretów”. W przeciwieństwie do lansu nastawionego na sondażowe, a później wyborcze wyniki, te oddolne działania przekładają się na realną, aczkolwiek może nie spektakularną poprawę jakości życia mieszkańców. Może nie od razu to widać. Liczy się jednak konsekwencja. A tego odmówić im nie można. Aleksandrowicz od początku istnienia swojej strony wytyka braki w miejskiej infrastrukturze drogowej czy chodnikowej. Efekt? Miasto powołało specjalny zespół do spraw budowy dróg, a później chodników. I nagle okazuje się, że w Białej Podlaskiej są też piesi, którzy chcą bezpiecznie wrócić z pracy do domu.
Z kolei Halicki upomina się w petycjach choćby o zmiany w regulaminie budżetu obywatelskiego. Jego zdaniem obowiązek podawania numeru PESEL przez głosujących w takim budżecie nie sprzyja zaangażowaniu mieszkańców. Urzędnicy mają to rozważyć, ale już wcześniej Najwyższa Izba Kontroli zajmowała się tym zagadnieniem i stwierdziła, że „prawo do udziału w konsultacjach mają wszyscy mieszkańcy. Wymóg podawania numeru PESEL sprawiał, że osoby, które z różnych względów go nie otrzymały (…), nie mogły wziąć udziału w konsultacjach”.
Tak naprawdę w Polsce społeczeństwo obywatelskie dopiero raczkuje i mam wątpliwości, czy kiedykolwiek przeżyje swój rozkwit, bo historyczne uwarunkowania determinują to, że Polacy potrzebują żelaznej ręki, która ich prowadzi. Są jednak przebłyski zmiany, wywodzące się właśnie z oddolnych inicjatyw. Niech przykładem będzie Bielsko-Biała. To śląskie miasto jest co prawda dużo większe od Białej Podlaskiej, bo liczy 169 tys. mieszkańców, ale ma szczęście do ludzi. Ostatnio przeczytałam, że uchodźcy z Afganistanu znaleźli tam schronienie. – Mamy w mieście zarejestrowanych 500 organizacji pozarządowych i zawsze, gdy coś się dzieje, one ruszają na pomoc. Nawet jak władze samorządowe by czegoś nie dostrzegły, to mieszkańcy zwrócą na to uwagę – tak powiedział Newsweekowi Jarosław Klimaszewski, prezydent tego miasta.
W Białej Podlaskiej zarejestrowanych jest 105 stowarzyszeń i 30 fundacji. Ile z nich znacie, mieszkańcy?