Kredyt na kształcenie w zamian za 12 lat pracy w publicznej ochronie zdrowia. Studenci będą mogli z tego skorzystać już od 1 października. – Pomysł jest dobry, ale projekt ustawy budzi wiele wątpliwości – komentują tymczasem sami zainteresowani
Możliwość wzięcia nawet 250 tysięcy kredytu na studia przewiduje projekt znowelizowanej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. To propozycja dla studentów płatnych studiów medycznych w języku polskim. Chodzi o pokrycie z budżetu państwa w całości lub częściowo kosztów związanych ze studiami. Ponadto, taki kredyt będzie mógł być potem częściowo lub całkowicie umorzony.
Co zrobić, żeby go nie spłacać? Warunkiem jest praca w publicznej służbie zdrowia przez 12 lat od ukończenia studiów. W tym czasie trzeba też będzie uzyskać tytuł specjalisty w dziedzinie medycyny uznanej za priorytetową.
– Samo założenie jest dobre, bo ułatwia zdobycie wykształcenia. Jest jednak wiele niedomówień. Nie wiadomo na przykład, czy to propozycja tylko dla nowych studentów czy również tych, którzy kontynuują naukę – zwraca uwagę Daria Żuraw z samorządu studenckiego Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
– Kolejna kwestia: co jeśli medyk nie zdąży zrobić specjalizacji w ciągu 12 lat z powodu np. urlopu macierzyńskiego lub tacierzyńskiego czy względów zdrowotnych? Czy to go automatycznie wykluczy z jakiegokolwiek umorzenia kredytu? – zastanawia się studentka.
Takich wątpliwości jest więcej. – Pewnego rodzaju pułapką jest też warunek uzyskania tytułu specjalisty w dziedzinie uznanej za priorytetową. Przecież preferencje, jeśli chodzi o wymarzoną specjalizację, mogą się zmienić w trakcie studiów. Zmienić może się też sytuacja w ochronie zdrowia, a wraz z nią priorytety – tłumaczy Daria Żuraw. – Student, decydując się więc na taki kredyt, nie do końca może mieć świadomość takich zmian. Nie są też jasne zasady przyznawania kredytu, np. ilu studentów będzie mogło z niego skorzystać.
Czy może to pomóc w rozwiązaniu problemu z brakiem lekarzy? – Sama idea jest dobra, ale nie jest niczym nowym. Takie rozwiązania są od lat są praktykowane na przykład w USA czy Kanadzie. Są tam fundowane studia albo przeznaczana konkretna pula miejsc dla medyków, którzy w zamian za to będą chcieli pracować w publicznej opiece zdrowotnej – mówi Leszek Buk, prezes Lubelskiej Izby Lekarskiej. Zaznacza: – Trudno jednak powiedzieć jak to się przyjmie w Polsce i jakie będzie zainteresowanie wśród studentów, które automatycznie przełożyłoby się na poprawę sytuacji kadrowej w ochronie zdrowia.
Prezes LIL również zwraca uwagę na zapis o dziedzinie uznanej za priorytetową. – Pytanie, które specjalności będą uznane za priorytetowe i kto będzie odpowiadał za taką klasyfikację, w sytuacji kiedy teraz w prawie każdej brakuje lekarzy, a ci którzy pracują są w wieku emerytalnym lub za chwile go osiągną – zaznacza Leszek Buk.