Przed uczniami cztery tygodnie wolnego. Co dalej? Czy jest szansa, że w połowie stycznia wrócą do szkoły? I jak będzie wyglądała nauka w drugim semestrze?
Z powodu epidemii szkoły działały zdalnie od połowy marca ubiegłego roku do końca roku szkolnego. We wrześniu powrotowi do ławek towarzyszyły skrajne emocje. Przeciwnicy takiego rozwiązania argumentowali, że epidemia nie wygasła i szkoły mogą stać się ogniskami koronawirusa. Zwolennicy tłumaczyli, że dzieci nie mogą być pozbawione kontaktów w rówieśnikami, a z lekcji stacjonarnych wyniosą więcej niż z tych zdalnych. Przedstawiciele tego drugiego nurtu okazali się silniejsi i nauka w roku szkolnym 2020/2021 rozpoczęła się w sposób niemal tradycyjny. Niemal, bo w większości szkół zrezygnowano z organizacji akademii rozpoczynających naukę. Wprowadzono za to regulaminy funkcjonowania poszczególnych placówek w czasie epidemii. W większości na szkolnych korytarzach i w tzw. miejscach wspólnych obowiązkowe były maseczki. Starano się zachować dystans. Obowiązkowa była dezynfekcja. Do szkół nie mogli wchodzić też rodzice i osoby „z zewnątrz”.
Jest lepiej i ciekawiej
Obostrzenia okazały się niewystarczające, bo niemal od razu poszczególne placówki oświatowe z powodu kolejnych zakażeń zaczęły przechodzić na nauczanie hybrydowe lub zdalne. Takich przypadków było coraz więcej. 21 września w województwie lubelskim 24 placówki prowadziły nauczanie zdalne lub hybrydowe. 16 października było ich już 124. Ostatecznie, 24 października uczniowie starszych klas szkół podstawowych oraz szkół średnich rozpoczęli nauczanie zdalne. Na początku listopada dołączyli do nich także uczniowie klas I-III. Taki system nauki obowiązuje do dziś, choć są wyjątki. Od 30 listopada jest możliwość prowadzenia zajęć sportowych w szkołach sportowych oraz praktycznej nauki zawodu w szkołach prowadzących kształcenie zawodowe. To szczególne ważne zwłaszcza dla uczniów, którzy już w styczniu będą musieli zdawać egzaminy zawodowe.
Jak wygląda w tej chwili zdalne nauczanie? Zarówno uczniowie, jak i rodzice, i nauczyciele, uważają, że teraz jest znacznie łatwiej niż przed wakacjami.
– Tamten rok szkolny to było pójście na żywioł. Nic nie działało dobrze. Nauczyciele i uczniowie uczyli się zdalnej pracy na własnych błędach. Było bardzo trudno, ale wszyscy wyciągnęli lekcje z tego trudnego czasu – uważa Iza Fuglewicz, mam dwojga uczniów szkoły podstawowej z Lublina. – Teraz to wszystko funkcjonuje już znacznie lepiej. Dla mnie najważniejsze jest to, że nauczyciele nie korzystają już z wielu platform spotkań zdalnych. Wszystko dzieje się w jednym miejscu i zgodnie z normalnym planem lekcji. Nie jesteśmy już zaskakiwani mailami po godz. 23, że jakaś lekcja zacznie się o 8 rano. Dzięki temu dzieci mogą same organizować swój dzień nauki i nie jesteśmy im już w tym potrzebni.
– Gdyby nie oszukiwanie byłabym zadowolona – mówi polonistka, ucząca w jednej z lubelskich szkół podstawowych. – Mam wrażenie, że moje lekcje są wręcz teraz ciekawsze, bo więcej na nich filmów i materiałów online. Kto chce korzystać i się uczyć, wypada coraz lepiej. Zauważyłam, że wielu uczniów walczy wręcz o 6. Sami proponują zrobienie prezentacji czy omówienie jakiegoś tematu. Ale jest też grupa, która żywcem kopiuje wypracowania z internetu i korzysta z pomocy przy pisaniu sprawdzianów. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, bo jeśli ktoś przez kilka lat w szkole dostawał naciągane 2+, a teraz pisze bezbłędnie, to nie uwierzę, że stał się cud i opanował cały program. Jeśli ktoś jest dysortografikiem, to nie może raptem przestać robić ortograficzne błędy. Z takimi uczniami spotykam się na indywidualnych, ale zdalnych oczywiście, spotkaniach, żeby zweryfikować ich wiedzę ustnie. I to potwierdza tylko moje spostrzeżenia.
Długa przerwa
Zdalne nauczanie będzie trwać aż do świąt (w niektórych szkołach dzięki tzw. dniom dyrektorskim ostatnim dniem nauki jest już ten piątek). Po nowym roku nauka jednak nie ruszy od razu, bo rozpoczną się zimowe ferie. Zgodnie z wcześniejszymi założeniami w naszym województwie miały one trwać od 1 do 14 lutego. To termin nieaktualny.
– Podjęliśmy decyzję o tym, że ferie, czyli przerwa edukacyjna w szkołach będą skumulowane w jednym okresie: między 4 stycznia, a 17 stycznia – zdecydował premier Mateusz Morawiecki. Tłumaczył, że ferie odbywają się zwykle w różnych województwach w różnym czasie po to, by ruch turystyczny w gospodarce był większy. Tym razem ma być inaczej. – Apeluję by nie zamawiać wyjazdów, nie wyjeżdżać za granicę, bo może się okazać, że będzie potrzebna kwarantanna po powrocie, żeby siedzieć w domu, by przerwać łańcuch zakażeń, by ta mobilność była jak najmniejsza.
– Chcemy, żeby w ferie wszyscy zostali w domu, żebyśmy spędzili je, tak naprawdę wydłużając pewien czas obostrzeń, kwarantanny czy izolacji, którą sobie sami narzuciliśmy i w tym sensie chcemy po prostu wydłużyć ten okres, który początkowo zdefiniowaliśmy sobie do końca Świąt – powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski.
Czy w trakcie ferii uczniowie będą mogli wychodzić bez ograniczeń na dwór? Tej decyzji jeszcze nie ma. W tej chwili obowiązuje wciąż zakaz przemieszczania się dzieci i młodzieży poniżej 16. roku życia. Od poniedziałku do piątku (w dni nauki szkolnej) w godzinach 8-16 mogą poruszać się oni jedynie z rodzicem lub opiekunem prawnym. Nie dotyczy to dzieci idących do szkoły lub na praktyki.
Pięć wariantów
Czy 18 stycznia uczniowie wrócą do szkół? Decyzja o tym ma zapaść ok. 15 stycznia. Ale już teraz politycy studzą zapędy.
– Maksimum tego, czego możemy się spodziewać, to powrót klas 1-3 do szkół w styczniu – powiedział w środę minister zdrowia Adam Niedzielski. Jak dodał, wszystko zależy od liczby zachorowań, ale szansę na powrót stacjonarnego nauczania ocenił jako „bardzo niewielką”.
– Jest szansa, że jeżeli będziemy do świąt i po świętach przestrzegali tych obostrzeń, to przynajmniej część klas po feriach, czyli po 18 stycznia, będzie mogła wrócić albo w trybie stacjonarnym, albo w trybie hybrydowym, w zależności od tego, czy będziemy w strefie żółtej, czy czerwonej – pewnie uzależnimy to również od tego – komentował szef rządu na antenie RMF FM.
– Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem przy założeniu, że utrzyma się obecna sytuacja związana z koronawirusem jest to, że w pierwszej kolejności do szkół wrócą klasy I-III, dla których nauka zdalna jest najmniej efektywna – powiedział podczas środowej konferencji prasowej Przemysław Czarnek. Minister dodał, że stanie się to w odpowiednim reżimie sanitarnym. Ministerstwo Edukacji przygotowało jednak aż 5 możliwych wariantów rozwoju sytuacji. Jeden z nich zakłada, że jeśli liczba zakażeń będzie się zmniejszać, po feriach do szkół będą mogli wrócić także maturzyści i uczniowie klas ósmych szkół podstawowych.
Żeby szkoły były jak najbezpieczniejsze, nauczyciele znajdą się w pierwszej grupie osób, które dostaną możliwość zaszczepienia się przeciwko koronawirusowi. – Tym, którzy będą wracać do szkół, zaproponowane będzie też badanie na obecność koronawirusa. Szczegóły tego rozwiązania są właśnie opracowywane – dodał Czarnek.
Szczepienia i trzecia fala
Rodzice i nauczyciele podchodzą do tych zapowiedzi sceptycznie.
– Moje dziecko będzie w maju zdawać egzamin ósmoklasisty i chciałabym, żeby z tego powodu mógł uczyć się stacjonarnie. Obawiam się jednak, że to się w tym roku szkolnym może w ogóle nie wydarzyć. Proszę zobaczyć, co się dzieje wokół nas. Nasi sąsiedzi wprowadzają całkowity lockdown. My mówimy już o spodziewanej trzeciej fali zakażenia na początku lutego. Obawiam się, że najmłodsze dzieci wrócą do szkół, by po 2-3 tygodniach, gdy liczba zakażonych znowu wzrośnie, wrócić do zdalnych lekcji – mówi pani Ewa z Lublina. – Według mnie, nauka w szkołach będzie możliwa dopiero, gdy dużo ludzi się zaszczepi, czyli na pewno nie w tym roku szkolnym.
– Czego by nie mówić, stacjonarna nauka jest lepsza niż zdalna. Dla wszystkich. Ani ja, ani moi koledzy z pracy nie liczą jednak na to, że wrócimy w tym roku szkolnym do takiego nauczania – słyszymy od nauczyciela z lubelskich Czubów. – A jeśli już, to nie wcześniej niż przed Wielkanocą. Jesteśmy realistami.