Nietypowa akcja po nawałnicy w Chomęciskach Małych. Strażacy dostarczali agregat prądotwórczy, by można było wydoić krowy. W powiecie zamojskim są na szczęście tylko straty materialne. Ale strażacy nadal usuwają powalone drzewa i pomagają zabezpieczać budynki, które straciły dachy.
– Niemal w całym powiecie zamojskim mieliśmy mnóstwo zgłoszeń. Najwięcej na terenie gminy Zamość i w samym Zamościu. Do godz. 8 rano strażacy interweniowali 139 razy. Głównie to było usuwanie powalonych drzew i gałęzi. Na przykład w Zamościu na ul. Królowej Jadwigi zostały uszkodzone cztery auta. W bardzo wielu miejscach strażacy zabezpieczali budynki gospodarcze a także mieszkalne, które miały uszkodzone dachy – wylicza mł. bryg. Andrzej Szozda, oficer prasowy, KM PSP w Zamościu.
– Jestem pod wrażeniem działań strażaków, którzy dwie godziny pracowali przy naprawianiu uszkodzonego dachu budynku starej ortopedii. Gdy przeszła pierwsza fala burzy, z bardzo silnym wiatrem, porywy odgięły blachę. Ale już w nocy tak wszystko zostało zabezpieczone, że nie zaleje nam pomieszczeń na oddziale. Koło godz. 22 strażacy skończyli pracę. Sami byśmy sobie nie dali rady – mówi Mariusz Paszko, prezes Zamojskiego Szpitala Niepublicznego. – Już szykujemy przetarg na wymianę całego dachu na tym budynku, bo trzeba to zrobić porządnie. Takie burze będą się powtarzać. Myśleliśmy o remoncie dachu, czwartkowa wichura przyspieszyła decyzję. W zeszłym roku mieliśmy problem, bo w czasie burzy połamało nam drzewa. Po przeglądzie te najsłabsze trzeba było niestety wyciąć o resztę zadbali fachowcy. Ale widzimy, że to dało dobry efekt, teraz zaledwie kilka gałązek poleciało – dodaje.
Jak wyliczają strażacy dużo zniszczeń było w Chomęciskach Dużych i Małych (gmina Stary Zamość). Budynki gospodarcze a nawet mieszkalne straciły dachy. W Chomęciskach Małych strażacy udzielali nietypowej pomocy właścicielom gospodarstwa, którzy hodują kilkadziesiąt krów. Wiatr uszkodził linię energetyczną, gospodarstwo zostało bez prądu a trzeba było wydoić krowy. – Na pewno są strażacy, którzy to potrafią, ale jednak nasza interwencja ograniczała się do dostarczenia agregatu prądotwórczego – wyjaśnia oficer prasowy KM PSP w Zamościu.
- We wsi słychać było jeden ryk, a myśmy nie mieli jak tych krów wydoić. Zdarzało się czasem, że nie było prądu godzinę, dwie, nawet pięć. Dzwoniłam, prosiłam i naprawiali. W czwartek była taka burza, że zerwało linię gdzieś koło godz. 18 i już wieczorem nie mogliśmy wydoić krów ani rano. A mamy ich 70 i nigdy się coś takiego nam nie zdarzyło. Dopiero strażacy przyjechali i bardzo nam pomogli. Bardzo im dziękuję – opowiada pani Urszula, która od 15 lat prowadzi rodzinne gospodarstwo. Miesięcznie do mleczarni tafia stąd 40 tysięcy litrów mleka. – Chyba musimy pomyśleć o własnym agregacie, to wydatek ale krowy muszą być dojone, zaraz mają zapalenie wymion, musi przyjeżdżać weterynarz. Wiatr zerwał jakieś kawałki dachu na budynku ale to nic, największy problem był ze zwierzętami – dodaje.
Radecznica i Zwierzyniec to dwa miejsca w powiecie, gdzie nikt nie potrzebował żadnej pomocy.